[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zjednoczenie stanie się tym pełniejsze, im szersza wiedza obu partnerów, tym głębsze,im większą cząstkę duszy w nie włożą.Małżeństwo wymaga cierpliwości, umiejętności dawaniabez prowadzenia prywatnych rozliczeń.Jeśli ktoś mówi: Dałem z siebie to czy tamto, więc teraznależy mi się coś w zamian to dla niego małżeństwo jeszcze nawet się nie zaczęło.Prawdziwawspólnota polega na akceptacji podobieństw i różnic, na odkrywaniu równowagi i równości.Musimy bezgranicznie zatracić się w naszych doznaniach, nie wiedząc nawet, czym sąwywołane, lecz ufając, że krok po kroku zbliżamy się do wyjaśnienia.Aby naprawdę wziąć udziałw tym przedsięwzięciu, musimy ofiarować siebie w tajemniczym małżeństwie z Nieznanym.Miłość sprowadza się tu do skoku w otwarte ramiona nieba.Jednakże nadmiar uczucia może grozić zachwianiem obiektywizmu, do którego dążymy.Musimy zachować umiar, gdyż stawka jest wysoka; ludzkość ma okazję osiągnąć dojrzałość jakogatunek, i to w tym samym czasie, gdy nasza planeta powoli umiera.Mamy przed sobą dalekądrogę.Musimy przede wszystkim przezwyciężyć pokusę zdania się na Przybyszów.Jeżeli jejulegniemy, możemy być pewni, że nic już nas nie uratuje.Musimy nauczyć się żyć na krawędziprzepaści.Kiedy dwa elementy, będące w równowadze, powołają do życia trzeci, który również się z nimizespoli, powstaje większa całość.Każde poszukiwanie wyższego poziomu świadomości to, wistocie, dążenie do równowagi, po osiągnięciu której triada przeistacza się ze zbioru elementów wcałość.W postaci Sfinksa, jednego z najstarszych obiektów na Ziemi, zaklęta jest idea wielka, prosta iniewyobrażalnie potężna.Rozwiązanie zagadki Sfinksa oznaczałoby odnalezienie drogi nabezdrożu starożytności.Najbardziej wstrząsającym przeżyciem, jakiego dostarczyła mi podczas mych poszukiwańwspółczesna literatura, poruszająca problem Przybyszów, było zetknięcie z książką pt.TheAndreasson Affair.Niewiele przeczytanych przeze mnie relacji zawiera tak bogaty materiałsymboliczny.Najciekawsze, że pani Andreasson nie miała najmniejszego pojęcia na tematznaczenia oglądanych symboli, które stają się jasne i spójne, dopiero w świetle koncepcji, którąpowyżej przedstawiłem. Stoję naprzeciw dużego ptaka mówi pani Andreasson jest bardzo gorąco.Wydaje mi się,że to orzeł.On żyje! Jego głowa wydaje się biała w aureoli światła padającego z tyłu silnego,białego światła.Ono jest takie jasne, piękne.Bez przerwy wysyła promienie, które zbliżają się.Och, ten żar staje się nie do wytrzymania.Prasymbolem transformacji, czwartym zwierzęciem Sfinksa, jest orzeł, kojarzony też z energiąsłońca, która niesie ze sobą światło mądrości i żar wypalający doszczętnie ludzkie ego.Oto zagadka Sfinksa: Co to takiego, co posiada siłę byka, odwagę lwa i inteligencję człowieka?Odpowiedzią jest sam Sfinks, który przybrawszy skrzydła jak orzeł, spogląda na życie spozamarginesu czasu, prawdziwie obiektywny.Latający Sfinks to triada uwieczniona w czwartym wymiarze rzeczywistości w postaci trójkątnejbryły piramidy, którą nauka ezoteryczna określa mianem żywego pomnika nieśmiertelności.Niejest ważne, czy piramidy są grobowcami, czy nie pozostały bez wątpienia symbolaminieśmiertelności faraonów, którzy je wznieśli.Betty Andreasson nie miała pojęcia, czego dotyczyła jej wizja.Zapytano ją, czy to rozumie.Odpowiedziała: Nie, nie rozumiem, po co to wszystko, nie rozumiem nawet, dlaczego tu jestem.Całe moje życie było podporządkowane nadrzędnemu celowi: wypełnieniu triady, wykształceniuw sobie orła.I oto znajduję kluczowy motyw tych wysiłków, zmierzających do transformacji wniewinnych wspomnieniach uczestników bliskich spotkań, w krótkim fragmencie o niespotykanejmocy i wymowie.Dalej w tekście znalazłem wypowiedz pani Andreasson o tym, jak kilkakrotniepowtarzano jej, że została wybrana , co wprawiło ją w zakłopota nie, jako że nie pojęła znaczeniatego, co jej zademonstrowano.Sam fakt, że obraz ten stanowił najistotniejszą część jej relacjiwskazywałby na to, że chodziło o jego wyeksponowanie.Mój samotny dzień wśród lasów dobiegał końca.Wypełzająca spośród drzew ciemnośćzapędziła mnie do domu na kolację.Celowo nie zapaliłem świateł, by noc mogła się wśliznąć downętrza.Siedząc na tym samym tapczanie, na którym 26 grudnia złożyli mnie Przybysze, pogrążony wlekturze, do póznych godzin nocnych rozmyślałem o związkach niewinności z wzniosłością,terazniejszości ze starożytnością.Jak to możliwe by pani Andreasson amerykańska gospodynidomowa w średnim wieku, nie posiadająca prawdopodobnie żadnego dostępu do tekstów,zawierających głęboko ukrytą tajemnicę transformacji mogła ujrzeć tak wspaniały symbolspełnionej triady?Cóż to za bestia zmierza z głębin prosto ku powierzchni ludzkiego doświadczenia? Czy okażesię ona orłem, Feniksem transformacji, którego cień napełnia moją duszę tęsknotą?Przejdzmy teraz do zagadnienia ścisłego obiektywizmu, który dodaje ludzkiej duszy skrzydeł ipomaga jej wzbić się ponad uroki życia doczesnego, nazwanego przez mędrców hinduskichprzepięknie brzmiącym terminem maya , a w bardziej utylitarnej koncepcji Uspienskiegookreślonego mianem utożsamiania się z iluzoryczna ważnością codziennych spraw.Przywiązanie do wartości niesionych przez życie doczesne, do szczegółów każdego dnia, wydajesię sprawą dużej wagi, choć w rzeczywistości wcale nią nie jest.Zachowując umiar, jesteśmy wstanie uchronić się od obsesji na punkcie tych wartości, choć nadal pozostają one kategoriamiosądu.Nie mamy żadnej pewności, że Przybysze naprawdę istnieją.Nie wiemy też kim jesteśmy mysami, co się z nami dzieje i dlaczego.Istoty problemu nie stanowi bynajmniej dostarczeniejednoznacznego wyjaśnienia, lecz przyjęcie otwartej postawy wobec kwestii Przybyszów w jejobecnym kształcie, ze wszystkimi aspektami, jakie niesie ze sobą, a więc także z elementamitajemniczości i zagrożenia.Spróbujmy jeszcze bardziej uchylić rąbka tajemnicy.Posłużymy się w tym celu równietajemniczym narzędziem tarotem.Przede wszystkim jednak proszę nie kojarzyć tarota zwróżeniem z kart.Moim zdaniem Główne Arkana ujawniają ukryty w symbolach związek logicznyo wielkiej przejrzystości, bardziej odzwierciedlający pewne uporządkowania niż przypadkowość.Tarotem zainteresowałem się jakieś piętnaście lat temu, podczas studiów nad powstaniem systemuklasztornego w Europie na użytek książki historycznej, której zresztą nigdy nie napisałem.Pojąłemwówczas, że tarot to nie tylko talia kart przepowiadających przyszłość ale rodzaj mechanizmufilozoficznego, prezentującego swoje idee przy użyciu symbolicznych obrazów, a nie słów.Historia, którą opowiada, jest ze wszech miar interesująca: otóż figury tarota, tak zwane GłówneArkana, można ułożyć w taki sposób, by stanowiły drogowskaz duchowej ewolucji.Dwudziestapierwsza karta, ostatnia w układzie, jest nazywana Zwiatem.Karta ta zawiera najpełniejszeprzedstawienie natury i potęgi triady dostępne na tym świecie: cztery bestie Sfinksa, każda wjednym rogu, otaczające potężną i tajemniczą postać obramowaną wieńcem.Genitalia postaci okryte są szatą.Posiada piersi, lecz inne cechy sugerują, że jest ona rodzajumęskiego.Sądzę, że to efekt zamierzony, mający na celu ukazanie potencjału jednostki bez względuna płeć.W rękach dzierży magiczne rekwizyty, między innymi różdżkę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]