[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie można znów zwalać wszystkiego na przeszłość.Zaczynamy od zera.Carte blanche.Trzeba umieć i zarobić, i tupnąć nogą, inaczej nikt nie będziedo nas miał szacunku.A wymagam tego zawsze przede wszystkim od siebie  burknął Paweł. A jak tam interesy?  Rolicz zmienił drażliwy temat. Odpukać w niemalowane. Paweł wyciągnął kolejną cygaretkę i przypalił, a następnieobejrzał się w stronę swojego stołu.Hanna była pochłonięta rozmową z Matyldą.Uważnieprzysłuchiwał im się nowy narzeczony, głęboko zaciągając się papierosem. Ja mam z kolei wrażenie, że ci dzisiejsi młodzi adwokaci schodzą na psy.Ten wyścigszczurów, latanie za klientem.Trochę inaczej to wyglądało za mojej młodości i szczerze mówiąc,rad jestem, że nie muszę uczestniczyć w tej, jak mawiał mój kolega, adwokaturze w  niebieskichkołnierzykach. Edward zdjął okulary, przetarł je o koszulę i ponownie umieścił na nosie. Sąsię w stanie zeszmacić, skompromitować, byle tylko zagarnąć pieniądz.Tylko mamona się dla nichliczy, nic kultury, obycia.Kiedyś adwokat był kimś.Paweł bezskutecznie usiłował ukryć malującą się na twarzy irytację, nie znosił bowiempodkreślania etosu adwokata.Gwałtowniej niż zamierzał, warknął: Coś muszą jeść.Skończyła się zabawa w ideały, zaczęło się prawdziwe życie. Myślisz, że obrona więzniów sumienia to była zabawa?  Edward utkwił w Pawleprzenikliwe, chłodniejsze niż zazwyczaj spojrzenie. Nie o tym mówiłem, wiesz dobrze. Paweł wydmuchnął chmurę dymu. Wy mieliścieswoje zmagania, my mamy swoje.Czasem równie trudne.A zresztą.Chodzmy do baru,zapraszam cię na lampkę koniaku. Zgoda!  I ruszyli do baru, zjednoczeni wolą neutralnego zakończenia męczącej dla obuwymiany myśli.Gdy tylko oddalili się od stołu, Zagajewicz podniósł się z miejsca i niedbale przysiadł dożony Pawła, która nadal rozmawiała z Matyldą i  nowym.Wyglądało na to, że narzeczonywyraził jakąś opinię o knajpie, z którą Matylda się nie zgadzała.Zagajewicz usłyszał tylkofragment wypowiadanego przez nią zdania:.nie uważam, by samo w sobie było to czymś złym.A co do sztuczności, to poniekąd sięzgadzam.Potem cała trójka zamilkła.Gdy Robert usiadł, Hanna powitała go mniej niechętnie niżzwykle.Miała pewnie dość tych filozoficznych wynurzeń.Zagajewicz napełnił jej kieliszek dopołowy, uśmiechnął się uwodzicielsko i pochylając się do jej ponętnej szyi, wyszeptał: Co u ciebie? Tak dawno cię nie widziałem.Zaczęła mu opowiadać o pracy, lecz widząc, że Zagajewicz wcale jej nie słucha, zmieniłatemat.Przeszła na temat gonitwy.Zagajewicz podniecony alkoholem przysunął się jeszcze bliżeji znów powtórzył prosto w jej ucho dręczącą go kwestię: Tak rzadko się widujemy.Siedzicie ciągle w domu czy co? Pawła ciężko ruszyć.Wiesz,że to mój przyjaciel, ale czasem widzę, jaki zrobił się z niego podtatusiały pan w średnim wieku. Jesteśmy przecież tutaj. Hanna uśmiechnęła się zdziwiona. Paweł nie zamyka mniew domu.To przeze mnie nie chodzimy. Wiem, co cię gnębi  potakiwał gorliwie Zagajewicz, podchmielony, z lekko błędnymwzrokiem. Ciągle ci sami ludzie, ograne dowcipy.Ja też mam tego powyżej dziurek.To naszetowarzystwo to istne kłębowisko żmij.Kobiety zazdrosne, mężczyzni zakompleksieni.Ciężko musibyć tak pięknej kobiecie.Hanna rzuciła mu dziwne spojrzenie, a on kontynuował: Nigdy się nad tym nie zastanawiałem, jak ty musisz być samotna.Na pewno nie maszzbyt wielu przyjaciółek, bo która z tych wrednych bab chciałaby się z tobą zaprzyjaznić? Tak nisko cenisz naszą płeć?  Hanna z rozbawieniem upiła łyk wina. A zdarzyło się kiedy, żeby przyjazniły się ze sobą dwie kobiety  jedna piękna, a drugabrzydka? Piękno to rzecz subiektywna. Hanna tylko lekko się uśmiechnęła, jakby znając potęgę, która drzemała w najdrobniejszym ruchu jej warg i pilnując, by nie użyć jej niewłaściwie. Tak, mówią, że każda potwora znajdzie swego amatora.Ale jest też piękno uniwersalne,ponadczasowe.Od czasu do czasu zjawia się na tym ziemskim padole istota zupełnie nie z tegoświata.Istota tak piękna, że rzuca cień na wszystko dookoła siebie.Biada każdemu, na któregodrodze stanie. spojrzał w jej ciemne zrenice.Hanna opuściła oczy i przecząco pokręciła głową.Zagajewicz czujnie rozejrzał siędookoła.W pobliżu siedzieli tylko Matylda z narzeczonym, ona szeptała mu czule do ucha, a onuśmiechał się, jakby z wysiłkiem i zmarszczywszy brwi, zdawał głęboko nad czymś zastanawiać.%7ładnych świadków.Zagajewicz, niewiele myśląc, przykrył swoją dłonią dłoń Hanny.Hannanatychmiast cofnęła rękę, jakby ugryzła ją żmija.Spojrzała na niego zaskoczona.Nie ukrywaławzburzenia.Nagle Matylda, niczego nieświadoma, pochyliła się w jej stronę, mówiąc coś ze śmiechem,na co Hanna potakiwała głową, lecz widać było, że jej myśli krążą wokół tamtego incydentu.Zagajewicz również czuł wzburzenie połączone z drwiną. Kogo próbujesz oszukać  myślał zewściekłością. Mnie chcesz nabrać? Mnie, starego wygę? Komu dochowujesz wierność? I po co?Ja się na to nie dam nabrać, zbyt wiele widziałem takich jak ty, znam się na takich jak ty.Mimo tejskutecznej perswazji i pocieszania, dokonanego we własnych myślach, czuł narastający niepokóji niesmak.Potoczył wokół drwiącym, zaczepnym wzrokiem.Paweł stał ze starym Roliczem przybarze i od czasu do czasu zerkał w ich stronę.Chyba nikt nie był świadkiem tej niesmacznejsceny.Matylda coś szczebiotała, a jej chłopak? Zdaje się, że przed sekundą przyglądał sięZagajewiczowi i w momencie gdy Zagajewicz zwrócił ku niemu badawczy wzrok, spuścił oczy.Albo było to tylko chwilowe wrażenie.Musiało być.Chłopak nie popatrzył już na niego.Siedziałtylko z zamyślonym wyrazem twarzy.Hanna wstała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl