[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musi się,więc pan dobrze ukrywad, albowiem żandarmi bez przerwy przeczesują lasy, szukajączbiegów.Trzeba też będzie zmienid nazwisko, bo i pan na pewno stanie się przedmiotemposzukiwao.A zatem, jak się pan chce nazywad?Chłopakowi nagle przyszło na myśl nazwisko sąsiada z Dardilly i podał je wójtowi. Bardzo dobrze.A zatem odtąd będzie się pan nazywał Hieronim Vincent.Teraz zaśzaprowadzę pana do domu na przeciwko, do mojej bratowej, wdowy Klaudyny Fayot.Ona pana ukryje.Poczciwa kobieta przyjęła zbiega w imię miłości Boga.Wiedziała, bowiem dobrze, że nie oddaje usługi jakiemuś niewdzięcznikowi.Szczerze, więc mu współczuła w nieszczęściu. Niech się pan nie boi.Ma pan tu we wsicały szereg kolegów niedoli.Ukryjemy pana przed żandarmami.Przed dziedmi będziepan uchodził za krewniaka, który przyszedł ukrywad się, jako zbieg.Oczywiście, będziemymusieli przejśd z sobą na ty.To, myślę, nie sprawi panu trudności.Zaraz też przedstawiła go czwórce dzieci, jako kuzyna Hieronima, który musiukrywad się przed żandarmami. Coś ty takiego zrobił, kuzynie, że aż żandarmi cięszukają?  zapytał zdziwiony trzynastoletni Ludwik. Chyba niczego nie ukradłeś? Ani nikogo nie zabiłeś?  dodał o dwa lata młodszy jego brat Hieronim. Przecież widzicie, że nie wygląda ani na złodzieja, ani na mordercę  rzekła ześmiechem Agnieszka, czternastoletnia dziewczynka. Inaczej mama nie przyjęłaby godo domu. - O nie, nie  odrzekła śmiejąc się gospodyni. To nie jest żadenzbrodniarz.To jest żołnierz.Odłączył się od swego oddziału, i musi się teraz ukrywadprzed żandarmami.Ale nie mówcie o tym nikomu.Obiecujecie?  Słowo honoru stwierdził Ludwik  nie rozumiem, dlaczego ktoś nie chce byd żołnierzem.Przecież tonajpiękniejszy zawód na świecie.48 TUAACZ (1810-1811)Jan-Maria Vianney ciężko znosił swój los, który kazał mu byd zbiegiem i pozbawiłgo nawet porządnego nazwiska rodowego.W dzieo ukrywał się w stodole.%7łeby uniknądpodejrzeo, pani Fayot przynosiła mu pożywienie w szafliku, podobnym do tych, w jakichpodawano paszę bydłu.W nocy zaś sypiał w kącie obory.Z lękiem i niepokojem myślał o rodzicach, którzy na pewno mieli wiele przykrości zjego powodu.Jakże musiała cierpied przede wszystkim matka, nie mając o nim żadnejwiadomości! Czuł się jak rozbitek wyrzucony przez burzę na brzeg pustynny.Czykiedykolwiek zdoła osiągnąd najwyższy cel życia, jeśli będzie musiał tak ukrywad się jakzłoczyoca? Gdy rano kościelne dzwony w Noes budziły go z niespokojnego snu, odczuwałwtedy bardziej niż kiedykolwiek swoje zupełne osamotnienie.Nie mógł odpowiedzied naich spiżowe wołanie i nawet w niedzielę nie chodził na Mszę świętą.Pod koniec drugiego miesiąca zaczął jednak zdobywad się na odwagę i od czasu doczasu wychodzid z kryjówki.Chciał w jakiś sposób odwdzięczyd się gospodyni, spełniającróżne posługi.Pracował, jako parobek w stajni i w stodole.Dzieci pani Fayot i wójta uczyłczytad, pisad i rachowad.Uczył ich także katechizmu.Kiedy w niedzielę cała rodzinawychodziła do kościoła, on pozostawał na fermie.Pilnował trzyletniej Klaudynki i uczył jąpierwszych słów modlitwy.Kiedy z nadejściem wiosny śnieg stopniał na stokach górskich, żandarmi częściejniż w zimie zaczęli się zapuszczad w okolicę.Jedno z dzieci zawsze stało na czatach iostrzegało kuzyna, skoro tylko jakiś mundur pojawiał się w polu widzenia.Jan-Maria orał i bronował, jak ongiś w domu.Często jednak musiał nagleprzerywad pracę, bo któreś z dzieci przybiegało, co tchu z wiadomością, że w pobliżukręcą się żandarmi.Uciekał wtedy do lasu lub na strych z sianem.Pewnego razu jednak o mały włos nie wpadł w ręce policji konnej.Akurat byłzajęty na polu, gdy co tchu nadbiegł Ludwik Fayot, krzycząc z daleka:  %7łandarmi wewsi! Kryj się szybko! Jan-Maria rzucił się ku fermie, wpadł do obory i wdrapał się nastrych z sianem.Ale żandarmi dostrzegli biegnącego młodego człowieka i rzucili się zanim w pogoo. Gdzie jest ten młody człowiek, co uciekał do was na fermę?  pytali wdowyFayot. Na pewno to jest zbieg.Wydajcie nam go!  Jeżeli, panowie, jesteście pewni,że ktoś się tam ukrył, szukajcie. Dobrze, my go tam znajdziemy  odpowiedzieliżandarmi i zabrali się do przetrząsania wszystkich zabudowao.Na koocu weszli do obory. Czy panowie chcą także aresztowad nasze krowy? zażartował Mirek. Zobaczymy, czy w oborze są same tylko krowy.Wynoś się stąd,pędraku!  Nie jestem pędrakiem  odpalił z miejsca chłopak, i śmiało szedł dalej krokw krok za żandarmami.Myślał, że mu serce bid przestanie, kiedy żandarmi wyszli podrabinie na strych i długimi szablami zaczęli przegrzebywad siano.49 Tymczasem Jan-Maria czuł, że lada moment udusi się w sianie.Ostatnimwysiłkiem wytrzymał jakoś.W pewnej chwili poczuł przeszywający ból.Koniec szablizranił mu ramię.Zbieg poczuł krew na rękawie.A więc, to koniec.Brakowało mu powietrza.Płuca na próżno starały się wyłowid chodby odrobinę.Gdy już zdecydował się wyjśd z kryjówki, nagle usłyszał głos wójta, którego pani Fayotczym prędzej pobiegła sprowadzid z pola. A więc, panowie, polujecie na myszy? Tu gdzieś musi byd kryty zbieg.Widzieliśmy, jak biegł w kierunku fermy odrzekli żandarmi. Był to może jakiś złodziejaszek, który teraz pewnie jest w kurniku ispija jaja.Ale pozwólcie, panowie, do mnie.Wypijemy po kieliszku.Dziś jest bardzogorąco.%7łandarmi zaniechali dalszych poszukiwao i poszli z wójtem.Jan-Maria słaniając sięwyszedł z kryjówki i głęboko odetchnął. Najwyższy czas  jęknął. Niewytrzymałbym już dłużej ani minuty. Ojej! Krew ci cieknie, kuzynie!  krzyknęła przerażona pani Fayot, ujrzawszyrozpruty rękaw koszuli. Jeden z nich dosięgnął mnie koocem szabli  odrzekł Vianney,krzywiąc się i chwytając drugą ręką za ramię. Widzisz, kuzynie  zażartował Hirek, gdy tymczasem matka obmywała iopatrywała ranę  zbiegłeś, a mimo to zostałeś ranny.Hiszpanie pewnie odcięliby całeramię, a może nawet i głowę.A to byłoby gorsze. Siedz cicho, smarku jakiś krzyknęła matka. Ależ to takie śmieszne.Kuzyn doskonale rozumie, że żartuję. Oczywiście, oczywiście  odparł młodzieniec. Teraz nie będziesz mi mógłwymierzad klapsów  zauważył ze złośliwą uciechą Hirek. Na pewno będziesz musiałnosid rękę na temblaku.Ja ci go zrobię.To tak wspaniale wygląda: nosid rękę na czarnejszarfie. Nie trap się! Potrafię ci dad klapsa i lewą, gdy zamiast się uczyd, będziesz siębawił. Idz no, wyjrzyj na dwór, i uważaj na żandarmów  poleciła pani Fayot. O,oni teraz płuczą gardła  odparł ze śmiechem urwis [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl