[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś w lesie poleciła wznieść kamień pamiątkowy. A za rozpadliną? Za nią droga prowadzi jeszcze przez las aż do  Równiny.A stamtąd tylko godzinado Passail.Ale w ten sposób jest się cały dzień w drodze i nie wolno zboczyć, bo wtedy trze-ba by w lesie nocować.Dokąd chcą iść za mną węże? Będę uważał  powiedziałem i ruszyłem za nimi.Usłyszałem, że drwal zabrał się znowu do rąbania.Odgłosy były coraz słabsze.Szedłemszybko.Drogami głębokimi jak koryta wyschniętych rzek, potem czarnymi koleinami, znóww gęstwinę.Długo.Bardzo długo.Ogarniało mnie zmęczenie.Usiadłem.Zobaczyłem, że wę-że zatrzymują się.Postanowiłem odpocząć.Spojrzałem na zegarek, była już trzecia po połu-dniu.Wybrałem się w drogę o dziewiątej.Co powiedzą w domu? Będą się niepokoili.Opa-rłem się plecami o drzewo.Zdrzemnąłem się na chwilkę, potem ruszyłem dalej.Gdzież znaj-dowała się rozpadlina, o której mówił drwal? Czy czarne węże prowadziły mnie w kółko?Czy wracałem wciąż w to samo miejsce i nie zdawałem sobie z tego sprawy? Drwala nie sły-szałem już od dawna.Piąta godzina.Znowu zatrzymałem się na odpoczynek.Byłem jeszczebardziej zmęczony.Tylko nie siadać.Wieczory były już chłodne.Iść dalej.Między drzewami.Na jednym z nich przybita gwozdziami tablica, pismo zmyła woda.Czy był to ów pomnikufundowany przez sparaliżowaną? Czy może ostrzeżenie ?Co? Czyżby węże się zatrzymały? Pozwalały się doścignąć? Czy kończyły wędrówkę?Ruszyłem szybko do przodu.Stałem na stromo opadającym brzegu skały ponad rozpadliną.Niskie krzewy, kępkitrawy na jasnym wapiennym podłożu, głęboko w dole wierzchołki drzew i strumień.A więc tędy w przepaść.Węże pędzą mnie tam, w dół.Czy mnie zepchną? Wystarczylekkie, tylko lekkie pchnięcie, i odbijając się od krzewów, trawy i wapiennego gruntu stoczęsię na wierzchołki drzew.Runę w żwirowisko nad strumieniem.Albo w wodę.Ginąc prze-straszę pstrąga.Zmiażdżę raka.A może Czarne uniesie się w górę? Wysoko.Zasłoni mi widok.Spowoduje jakiś mójnierozważny krok.Nie zepchnie mnie, tylko nakłoni, abym sam wykonał ów śmiertelny ruch.Dobrowolnie.Obserwowałem tych dwóch czarnych przewodników.U moich stóp spletli się z sobą.Czarne wydęło się w rodzaj ciemnej poduszki, która zatrzymała się płasko nad samą przepa-ścią.Nie opierała się o żaden kamień.Sterczała do przodu.Czarne znów przede mną.Czy wiodło mnie ono zawsze, a ja ujrzałem je po raz pie-rwszy dopiero dziś? Czy każdy z nas ma to swoje Czarne obok siebie? Swoje węże? Swój torwytyczony ku przepaści, który powoduje upadek na dno, taki sam jak owej pary kochanków.Jak mój? Czy wszyscy dążymy do upadku? Do śmiertelnego skoku? Czy mkniemy razem jakgromada szczurów, czy też każdy pobiegnie pojedynczo? Czy byłem szczurem?A może lęki miliardów dyszących szczurów skupiły się w tym Czarnym, które napotka-łem? Które mnie zaatakowało? Czy Czarne wedrze się także w moje wnętrze? Uniesie się wgórę przede mną? Przez nos, uszy, usta wtłoczy się w mój jasny mózg? Aby go zaciemnić.Uczynić czarnym.Całkowicie czarnym.I uczynić czarnym wszystko, co się z niego wydosta-je.Krew.Myśli.A ja skocze w dół.Będę upadał, staczał się, spadał, staczał się, aż wreszciespadnę i tak pozostanę.I moją ostatnią myślą będzie coś, co pocznie z kolei rozmnażaćCzarne, które mnie zabiło.Zagęszczać, umacniać dla mego następcy.Wtedy i ja dodam temunastępcy swoją cząstkę, tutaj, przed rozpadliną albo gdzie indziej.I ja zdobędę jego mózg.Uraduję się jego kolejnym upadkiem.I wchłonę w siebie tę trochę czarnego obłoku, którywydobędzie się z niego, kiedy on padnie martwy.Kiedy stanie się jednym z nas.Jeden doda-tkowy mały mięsień w potężnym ciele nieszczęścia.W dół.W dół.Wedrzeć się w czarne ciało, ale nie razem z czarnymi wężami.Obok nich.Stać się Czarnym.Stać się dymem.Jeszcze nie skoczyłem.Czy mam skoczyć na głowę?Jak do basenu pływackiego? Postanowiłem skoczyć wyprostowany.Zrobić tylko krok.Jedenmały krok wystarczy, jeden krok na tę czarną poduszkę przede mną [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl