[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A mniepozostał tylko Bóg.Zamiast ponownie zdawać na WAT, zdecydowałem się na seminarium.To wszystko.Rozmawiali jeszcze o wielu sprawach, ale Paweł, wytrącony z równowagi wspomnieniami,sprawiał wrażenie nieobecnego.Na pytania o dokumenty, które miał odebrać następnegodnia, odpowiadał zdawkowo.Stracił też chęć do dalszych zwierzeń.Wreszcie oboje uznali, że najwyższa pora pójść spać. Jak chcesz, mogę zostać tutaj.Jest drugie łóżko  powiedziała. To nie byłoby wskazane  odparł sucho. Dobranoc. Dobranoc  odrzekła.Wiedziona nagłym impulsem, pocałowała go w policzek iznikła.Sulewski odczuł całusa jak smagnięcie piekielnego żaru.Usiadł w fotelu i przycisnął dłońdo policzka tak, aby jak najdłużej zatrzymać dotyk, ciepło i zapach.Potem wstał, wszedł do łazienki i nie przejmując się, że granie w rurach mogą usłyszećsąsiedzi, stał długo w lodowatych strugach prysznica, starając się nie myśleć o Marii.Ani oDominice. IVPONIEDZIAAEKLetni garnitur pana Faltynowicza całkiem niezle pasował na Pawła.Wprawdzie ojciecDominiki był nieco tęższy od księdza, ale za to węższy w ramionach.Także różnica wzrostuokazała się niezbyt wielka.Dziewczyna włożyła dużo wysiłku w charakteryzacjęSulewskiego.Rano z Vision Expressu przywiozła okulary  zerówki o szerokich,niemodnych oprawkach.Kompletnie zmieniły kształt twarzy księdza.Włosy, ufarbowane naodcień rudawy, zaczesała do góry i umocniła lakierem.Odrobina pracy ołówkiem pogłębiłazmarszczki wokół oczu i ust, a mała czarna muszka koło nosa dopełniła przeobrażenia. Jakbym widziała mego starego  zawołała, kiedy zaprowadziła Pawła przed lustro. Masz fach w rękach!  potwierdził z podziwem. Przyda ci się jeszcze to  wydobyła z biurka aktualny paszport ojca. A to po co? Na wszelki wypadek.Po charakteryzacji podobieństwo rzucało się w oczy i różnicę mógłby odkryć tylkowyjątkowo spostrzegawczy policjant. A więc nazywam się Grzegorz Faltynowicz. Lat czterdzieści trzy, żonaty, wysoki,włosy rude, oczy niebieskie  mruknął półgłosem, zadowolony z metamorfozy.Wcześniej stoczyli zacięty bój, kto odbierze przesyłkę.Dominika upierała się, że ona ponią pójdzie,  bo niczym nie ryzykuje , ale Sulewski kategorycznie się temu sprzeciwił. Zrobię to osobiście albo w ogóle!Stanęło na tym, że dziewczyna ograniczy się do roli kierowcy.Idąc ku windzie, natknęli się przy zsypie na piersiastą sąsiadkę z wiaderkiem śmieci. A co to, pan nie na działce, panie Grzesiu?  zagadała.Paweł zaniemówił, ale Dominika pociągnęła go ku schodom. Szybciej, szybciej papciu, i tak jesteśmy spóznieni! Nie poznała cię  szepnęła mu do ucha po przejściu dwóch pięter. Ale co się strachu najadłem&Chwilę pózniej dziewczyna wyprowadziła z garażu wóz matki, lekko poobijaną hondęcivic.Wóz nastoletnich  satanistów pozostał w sąsiednim boksie. No, to ruszamy!  zawołała.Zapowiadał się kolejny upalny dzień.Miasto pulsowało lekko zwolnionym, wakacyjnymrytmem.Z mapy Paweł zapamiętał, że uliczka Walecznych  cel ich wyprawy prostopadła do stanowiącej oś Saskiej Kępy ulicy Francuskiej, kończy się ślepo u stóp WałuMiedzeszyńskiego.Na początek dokonał wizji lokalnej.Przejechali nie zatrzymując się całąjej długość, pilnie rozglądając się za ewentualnymi tajniakami.Jeśli czaili się gdzieś wsąsiedztwie, to byli znakomicie ukryci.Wielka zielona skrzynka przyciągała wzrok jakmagnes.Paweł zastanawiał się, czy mógł ją widzieć policjant strzegący pobliskiej ambasadyNiemiec.Sprawdził.Nie mógł.Gdzieś wysoko ponad Wisłą krążył śmigłowiec, ale dośćszybko oddalił się w stronę Starego Miasta.Paweł przez moment usiłował przebić wzrokiemkotary, opuszczone na okna.%7ładna się nie poruszyła.Chociaż przy współczesnej technicetermowizyjnej&Sulewski, naturalnie, bał się schwytania, ale nie był to strach paraliżujący.Trzezwokalkulował wszystkie ewentualności.Logika wskazywała, że gdyby starzec wygadał sięswoim prześladowcom, przesyłkę przejętoby zapewne już w sortowni, a w domu naWalecznych czekałby na odbiorcę oddział specjalny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl