[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W/yandota położył dłonie na kolanach i patrząc w oczy wodza Szawanezów zaczął:Za Rock River dopędziłem Miczi-malsa, szedłem ich tropem i czekałem na odpowiedniąchwilę.Zdarzyła się ona w lesie.Biały skunks podążał z tyłu oddziału.Noga jego koniawpadła pomiędzy sterczące na leśnej ścieżce korzenie dębu.Biały zeskoczył więc z siodła i usiłował pomóc koniowi.Trwało to dość długo.Oddział znikł wpuszczy.Wówczas Czarny Sęp powalił swego wroga i przywiózł go tutaj. A koń oficera? rzucił Kos. Pozostał na ścieżce. Może nie odczytają śladów rzekł Ryszard. Jeśli nawet potrafią wyczytać z ziemi, co stało się z oficerem, nie odnajdą nas.Rzekazmyła ślady.Długo musieliby szukać.Zresztą jutro odjedziemy z tego miejsca. Masz rację, Tecumsehu potwierdził Kos. Co chcesz uczynić z jeńcem? spytał Szawanez Wyandotę. O świcie zginie w mękach.Zmarszczka przecięła czoło Skaczącej Pumy.Powiedział z rozwagą: Zasłużył na surową karę.Jutro Tecumseh rozstrzygnie, co stanie się z bladą twarzą. To mój jeniec żachnął się Sęp.Tecumseh skrzyżował ręce na piersi i spokojnym, stanowczym głosem powiedział: Taka jest wola Tecumseha, naczelnego wodza Związku Oporu.Hugh!Czarny Sęp pochylił w milczeniu głowę.Nie śmiał sprzeciwiać się woli wielkiego sagamore.Kos wstał od ogniska i szerokim kręgiem obszedł obozowisko, wsłuchując się w odgłosykniei.Nie odkrył nic niepokojącego.Wrócił więc do obozu.Stanął obok jeńca.Przypomniałsobie rozległy plac w forcie Miami i postać oficera znęcającego się nad niewinnymczerwonoskórym. Jesteście traperem, już kiedyś poznałem was, prawda? rzucił jeniec.Głos mu drżałoburzeniem i lękiem, gdy mówił dalej: Dlaczego mnie porwano? To jakieś nieporozumienie.Proszę mnie uwolnić!Kos milczał. Czemu pan nie odpowiada? Co to wszystko znaczy? Dlaczego jestem więziony? Wyandota nie mówił tego panu? Nie.Przez całą drogę do tego miejsca nie odezwał się ani jednym słowem.Proszę mnieuwolnić. Nie mogę rozwiązać was, poruczniku, ale udzielę wara informacji, o którą pytacie.Tenwojownik Wyandotów to Czarny Sęp, z którego zrobiliście w Miami pośmiewisko.Pamiętajpan smołę i pierze?, Oficer poruszył się, zaskoczony wiadomością.Niepokój ścisnął mu krtań, a pierś nerwowopoczęła falować.Załamującym się głosem spytał: Co ze mną zrobicie? Jutro rozstrzygnie to Tecumseh, wódz zjednoczonych plemion powiedział Kos iodszedł.Ustalili kolejność nocnych straży i pokładli się na spoczynek.Skoro tylko pierwszy porannybrzask rozproszył mroki pusz-1 czy, Tecumseh poderwał obóz na nogi.Przygotowaliśniadanie.Wtedy Szawanez zwrócił się do więznia: Tecumseh pragnie poznać twe imię.- Jestem porucznikiem pod rozkazami generała Zebulona Pike'a.Nazywam się DanHolden. Poruczniku Holden powiedział Szawanez jesteś teraz pod rozkazami wodzaSzawanezów. Generał Pikę nie daruje wam zniewagi munduru.Generał. Tecumseh, wódz Związku Oporu, także nie daruje zniewagi czerwonoskórychwojowników szorstko przerwał jeńcowi Szawanez.Po chwili łagodniej dodał Każęzdjąć ci więzy, biała skóro, jeśli dasz słowo, że nie uciekniesz.Holden skwapliwie zawołał: Oczywiście, nie ucieknę, obiecuję.Tecumseh skinął na Wyandotę.Przecięte rzemienie opadły pod rudy pień sosny.Porucznik odetchnął pełną piersią.Tecumseh wskazał mu miejsce obok ogniska. Siadaj! rozkazał i sam spoczął pierwszy.Holden oszołomiony tak nagłą zmianą wstosunku do jego osoby usiadł także. Wódz Szawanezów postąpił słusznie powiedział porucznik. Dziękuję- zawolność.Tecumseh położył strzelbę obok siebie i nie patrząc na Holdena odparł chłodno: Nie darowałem ci wolności.Wciąż jesteś jeńcem Czarnego Sępa.Gdybyś usiłowałuciec, zginiesz od mojej kuli. Ręka gzawaneza spoczęła na zamku leżącej strzelby.Zwróciłsię do Kosa i Wyandoty: Usiądzcie, czas spożyć poranny posiłek, przed nami daleka droga.W milczeniu jedli soczystą pieczeń i popijali przyrządzony przez Kosa orzezwiający napój zziół.Kiedy byli już syci, Tecumseh zwrócił się do porucznika: Do kraju Dakotów wiodą liczne ścieżki, łatwo je zmylić. Prowadzą nas wyśmienici traperzy, znają drogę do Odżibwejów i Dakotów. Może ich znam wtrącił Kos. To Johann Gunter i Jerry Connel. Johann i Jerry, powiadacie? zawołał zaskoczony Kos. Znacie ich? Doskonale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]