[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdyby Livelock nie byÅ‚prawdziwym dziennikarzem, to czyż redakcja wysÅ‚aÅ‚aby pieniÄ…dze? A sprawa inicjałów?Gene Livelock to wÅ‚aÅ›nie GL.Poza tym widziaÅ‚em, jak Livelock wylegitymowaÅ‚ siÄ™ przedpolicjantami.A to stawiaÅ‚o uczciwość dziewczyny o imieniu Jenny pod znakiem zapytania.Zdrugiej strony PaweÅ‚ twierdziÅ‚, że poznaÅ‚ dziennikarkÄ™ w redakcji na Brooklynie.Które z tychdwojga osób kÅ‚amaÅ‚o? Gene Livelock czy Jenny McKim? Te wÄ…tpliwoÅ›ci nie dawaÅ‚y mispokoju, ale postanowiÅ‚em na razie z nikim siÄ™ nimi nie dzielić.Jedno byÅ‚o pewne, a mianowicie historia zaginionych obrazów z kolekcji hrabiegoKorwin-Milewskiego, w którÄ… zostaliÅ›my wplÄ…tani, kryÅ‚a jakÄ…Å› niezwykÅ‚Ä… tajemnicÄ™ iwszelkie dotychczasowe wyobrażenia o tej sprawie stanowiÅ‚y zaledwie wierzchoÅ‚ek górylodowej.ROZDZIAA SZÓSTYJOGGING " PORWANIE W BRYANT PARKU? " SEKRETY RODZINYWIELOWIEYSKICH " POZNAJ PANI AGAT " UROCZA DOKTORFALLSTONE " CZY STAZ M A ZADATKI NA DETEKTYWA? " NAUNIWERSYTECIE COLUMBIA " KOGO INTERESUJ MUSZEPLAMKI? " BORSUCZY WAOS I PHELPS DODGE " KONTAKT ZSZEFEM " WIADOMOZ OD PANTERASA " CO TRZY GAOWY, TONIE JEDNA " PRAWDA O JENNY McKIMWydawaÅ‚oby siÄ™, że różnica czasu zaledwie szeÅ›ciu godzin pomiÄ™dzy Nowym Jorkiema WarszawÄ… jest bÅ‚ahostkÄ….Ale w rzeczywistoÅ›ci poranne wstawanie na amerykaÅ„skiej ziemibyÅ‚o uciążliwe.Kiedy tutaj sÅ‚oÅ„ce wznosiÅ‚o siÄ™ ponad horyzontem Atlantyku, u nas nad WisÅ‚Ä…ludzie koÅ„czyli drugie Å›niadanie.Nieoswojony z nowym rytmem doby organizm byÅ‚ ociężaÅ‚y,a umysÅ‚ o Å›wicie otÄ™piaÅ‚y.Nawet wspomnienie poprzedniego dnia, tak przecież owocnego wniespodzianki, nie zdoÅ‚aÅ‚o mnie ożywić.Po porannej toalecie i szklance soku pomaraÅ„czowego poszedÅ‚em na przystanekautobusowy i pojechaÅ‚em do Central Parku, aby trochÄ™ pobiegać.Do spotkania z JennyMcKim, z którÄ… umówiÅ‚em siÄ™ po poÅ‚udniu dzieliÅ‚o mnie pół dnia.Kiedy uprawiaÅ‚em joggingw Å›rodku Manhattanu, poÅ›ród niemaÅ‚ej już grupki zapaleÅ„ców, a byÅ‚a mniej wiÄ™cej siódma,pan Tomasz wyruszaÅ‚ wÅ‚aÅ›nie na poszukiwanie Katarzyny w rezerwacie indiaÅ„skimCherokee.Rozdzieleni setkami mil mieliÅ›my do wykonania kolejne fascynujÄ…ce i tajemniczezadanie.Oto bowiem dzisiaj biegaÅ‚em alejkami Central Parku w Nowym Jorku, szefposzukiwaÅ‚ porwanej dziewczyny w indiaÅ„skim rezerwacie, ale niewykluczone, że za kilkadni mogliÅ›my siÄ™ spotkać nad brzegiem Pacyfiku, w ciepÅ‚ej Kaliforni oddalonej o prawie trzytysiÄ…ce mil od wschodniego wybrzeża.Poranny bieg ożywiÅ‚ mnie.Pół godziny potem przechodzÄ…c 5.alejÄ… obok dwóch siwych lwów strzegÄ…cychwejÅ›cia do Biblioteki Publicznej*[New York Public Library.W czytelni głównej,rozciÄ…gajÄ…cej siÄ™ na dÅ‚ugość dwóch przecznic, znajdujÄ… siÄ™ 140 kilometry półek z ponad 2milionami woluminów.], zauważyÅ‚em idÄ…cych po drugiej stronie paniÄ… WielowieyskÄ… i syna.Na chwilÄ™ przystanÄ…Å‚em i patrzyÅ‚em, jak siÄ™ zatrzymali i rozmawiali.Kobieta, ubrana dzisiajw obcisÅ‚e dżinsy i żółtÄ… bluzkÄ™, dawaÅ‚a chÅ‚opcu jakieÅ› wskazówki, a ten bez przerwy kiwaÅ‚gÅ‚owÄ….ByÅ‚ to mrukliwy i na pierwszy rzut oka niesympatyczny mÅ‚odzieniec.Typniezgrabnego zarozumialca i kujona.Po chwili Wielowieyska wrÄ™czyÅ‚a mu pieniÄ…dze, anastÄ™pnie siÄ™ rozdzielili.Pani Agata udaÅ‚a siÄ™ najprawdopodobniej do instytutu, a syn wszedÅ‚do kiosku.StaÅ‚em za lwem bibliotecznym i nie ruszaÅ‚em siÄ™.Po prostu intuicja kazaÅ‚a miobserwować chÅ‚opaka.Ten po wyjÅ›ciu z kiosku z mapÄ… w rÄ™ku przeszedÅ‚ na drugÄ… stronÄ™ alei i skrÄ™ciÅ‚ zarazza róg biblioteki w 40.ulicÄ™.Nie od razu poszedÅ‚em za nim.Oto ujrzaÅ‚em bowiemnadchodzÄ…cego alejÄ… od strony Central Parku mężczyznÄ™ w tunice.Nie byÅ‚o mowy opomyÅ‚ce.To byÅ‚ on! WczorajszÄ… tunikÄ™ zastÄ…piÅ‚a ciemna kamizelka, a skórzane,ciemnobrÄ…zowe spodnie i jasne, skórzane buty z cholewÄ… czyniÅ‚y z niego jakby przybysza zinnego Å›wiata.A przecież po ulicach Nowego Jorku Å‚aziÅ‚o wielu oryginałów i taki widok niebyÅ‚ niczym szczególnym.Ale coÅ› biÅ‚o z tej posÄ…gowej postaci mężczyzny z francuskimwarkoczem zaplecionym z tyÅ‚u gÅ‚owy.ByÅ‚ pewny siebie i intrygowaÅ‚ tajemnicÄ… skrywanÄ… wciepÅ‚ym smutku niebieskich oczu.Mężczyzna byÅ‚ dzisiaj mniej uważny, a nawet okazywaÅ‚ oznaki zdenerwowania.SkrÄ™ciÅ‚ za bibliotekÄ™, wiÄ™c opuÅ›ciÅ‚em towarzystwo lwa i poszedÅ‚em za nim.SzedÅ‚ wzdÅ‚użmurów gmachu biblioteki i zbliżaÅ‚ siÄ™ do Bryant Parku na jej tyÅ‚ach.Syn pani WielowieyskiejznajdowaÅ‚ siÄ™ jakieÅ› pięćdziesiÄ…t jardów przed nim, ale już skrÄ™caÅ‚ w stronÄ™ parku.Na wszelkiwypadek przeszedÅ‚em na drugÄ… stronÄ™ ulicy, aby uniknąć ewentualnego rozpoznania.SercebiÅ‚o mi teraz mocniej z emocji, bo nie znaÅ‚em przecież zamiarów faceta, a wszystkowskazywaÅ‚o, że zamierzaÅ‚ porwać syna pani Wielowieyskiej.StanÄ…Å‚em na chodniku przed wieżowcem i stamtÄ…d obserwowaÅ‚em, co dziaÅ‚o siÄ™ naterenie parku przed posÄ…giem poety Wiliama Cullena Bryanta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]