[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W ciągu trzech tygodni spędzonych w szkockiej posiadłościAdam przekonał się, że śniadanie nigdy nie jest podawane zgodnie zjego życzeniami.Podobnie obiad i kolacja.%7ładnego z poleceń niewykonywano jak należy, zupełnie jakby ktoś je zmieniał.Isobel,Albert albo Max.McKendrick musiał jednak przyznać, że wszystkotoczy się gładko.z jego wskazówkami czy bez.93anulaouslaandcs Kirsten tłumaczyła mu kiedyś, że w Anglii duże posiadłościwiejskie są prowadzone według uznania personelu, a nie właścicieli.Adam wyśmiał ją wtedy, ale teraz już nie był taki pewien swojej racji.Nie podobało mu się to wszystko, ale niewiele mógł zrobić.Nie miałwładzy nawet nad psem.Wszedłszy raz do sypialni, zobaczył, że wilczur chrapie w jegołóżku, z łapami uniesionymi w górę.Ostrożnie,- żeby nie obudzićbestii, wycofał się z pokoju.- Panno Langstrom!Na jego krzyk otworzyły się drzwi w głębi korytarza.W progustanęła nieśmiała, ciemnowłosa Brenna, tłumiąc ziewanie.- Nie ty.Druga panna Langstrom.Dziewczyna zmarszczyłabrwi.- George.Szukam George.Twojej siostry Georgiany.Gdzie onajest?Brenna bez słowa wskazała na pokój lokaja znajdujący się podrugiej stronie korytarza.Adam ruszył w jego stronę szybkim krokiem i gwałtownieszarpnął drzwi.Giana klęczała przed kominkiem w skórzanychrękawicach, i szorowała kratę.Obok niej stał czarny pojemnik napopiół.Gdy się od wróciła, Adam zauważył kilka rzeczyjednocześnie.Dziewczyna miała na sobie suknię z czarnej mory, a naniej zwykły fartuch z białego płótna.Czerń podkreślała kolor włosówi figurę panny Langstrom, prawy po liczek i czoło były umorusanesadzą.94anulaouslaandcs - Słucham.- Muszę porozmawiać z panią o psie.-Tak?George wytarła ręce w fartuch i zerwała się z podłogi takszybko, że nadepnęła brzeg sukni, straciła równowagę i zatoczyła sięna kominek.Z półki spadła porcelanowa figurka.Adam rzucił się na ratunek, ale nie zdołał jej złapać.Pasterka zdelikatnej porcelany roztrzaskała się o marmur.Przerażona George opadła na kolana i zaczęła zbierać skorupy.Nie był to pierwszy przedmiot, który stłukła w jego obecności.Poprzedniego dnia upuściła tacę z naczyniami, kiedy spotkała go nakorytarzu, idąc do kuchni.Przed trzema dniami zbiła glinianą fajkę zkolekcji znajdującej się w jego gabinecie, a jeszcze dzień wcześniejupuściła porcelanową filiżankę i spodek, gdy wszedł do jadalni.- Bardzo przepraszam - bąknęła.- Nic się nie stało.Adam schylił się, wyjął jej z ręki kilka odłamków i wrzucił je dopojemnika na popiół.-Ale.Zawstydzona swoją niezdarnością Giana zebrała większeskorupy, a potem bezmyślnie próbowała zgarnąć dłonią mniejsze.-Nie!Adam chwycił ją za nadgarstek.Niestety za pózno.Wzdrygnął się równie mocno jak Giana, kiedy ostry kawałekjednej z owieczek, które zdobiły rzezbę, przeciął wnętrze jej dłoni.Dziewczyna syknęła z bólu i odruchowo zacisnęła rękę, żebyzatamować krew.95anulaouslaandcs Adam zwolnił uścisk i ostrożnie rozwarł jej pięść.- Proszę mi pozwolić.- Spojrzał Gianie w oczy.Kiedy otworzyła dłoń, McKendrick obejrzał poszarpaną ranę.Przy okazji dostrzegł liczne pęcherze.Delikatnie przesunął kciukiempo rozcięciu i skrzywił się, kiedy wyczuł tkwiącą w nim porcelanowądrzazgę.Rana była niewielka, ale dość głęboka.Krew pobrudziła mupaznokieć.George z sykiem wciągnęła powietrze przez zęby.Adam ostrożnie usunął odprysk.Choć dziewczyna nawet niepisnęła, dostrzegł łzy lśniące na jej rzęsach.Zwrócił też uwagę nakruchość dłoni i na uderzający kontrast między jego ciemną skórą ajej jasną i przezroczystą, z wyraznie widoczną siateczką niebieskichżył.Wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł nią krew, a następnieobandażował rękę dziewczyny.Ujrzawszy oszołomienie na jej twarzy,impulsywnie pocałował miejsce obok rany, żeby ukoić ból, tak jakrobiły to w dzieciństwie matka i siostry.Giana zadrżała pod dotykiem jego ust.Podniosła wzrok.Wyrazciemnych oczu McKendricka sprawił jej przyjemność.Wytrzymałajego spojrzenie przez całą wieczność.Na plecach poczuła dreszcz.- Przepraszam za pasterkę - powiedziała ze skruchą.- To drobiazg - odparł Adam.- Wcale nie.- Mała pasterka stanowiła bezcenny okazszesnastowiecznej porcelanowej rzezby.- Zapłacę za nią i za innerzeczy, które zniszczyłam.96anulaouslaandcs - Nie ma potrzeby.- McKendrick wzruszył ramionami.- Ja teżnie jestem bez winy.Wystraszyłem pa-nią.Gdybym nie wpadł dopokoju i nie zaczął krzyczeć, nie strąciłaby pani figurki z półki.Zresztą to tylko kawałek fajansu.- To była miśnieńska porcelana - sprostowała Giana.Adamuniósł brew.- Skąd pani wie? Giana przygryzła wargę.- My.ja.Ona.miała kolekcję miśnieńskich pasterek -Kto?- Hrabina Brocadii.- George zerknęła na niego spod rzęs.-Często je odkurzałam.-Brocavii - poprawił Adam, głaszcząc kciukiem jej nadgarstek.- Słucham?Jej puls przyspieszył.- Hrabina Brocavii.Odkurzała pani miśnieńskie pasterki hrabinyBrocavii.Giana opuściła wzrok.- Tak.Mój angielski nie jest.- Pani angielski jest świetny.Moje wątpliwości wzbudziłahrabina.Wątpił również w rozsądek pracodawczyni, która pozwoliłaGeorge odkurzać cenną kolekcję.O ile hrabina w ogóle istniała, czegoAdam wcale nie był pewien.- Nie wiem, co pan ma na myśli - oświadczyła panna Langstrom.- Sądzę, że pani wie.97anulaouslaandcs George spiorunowała go wzrokiem, zabrała rękę i zerwała się zpodłogi.Po raz drugi właściciel Larchmont Lodge oskarżył ją omówienie nieprawdy.A fakt, że miał rację, tylko pogarszał sprawę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl