[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Co za trafny wybór! Szczerze podziwiam pańskiewyrafinowane poczucie smaku.Co za dobór kolorów! Zwietlista żółć subtelnie stonowanasmutkiem czarnej wstążki.Pańska córka na pewno będzie zachwycona takim prezentem.Młodszy mężczyzna, słysząc te peany, stanął jak wryty i osłupiałym wzrokiem patrzył naswego pryncypała.Pan Hostro łagodnym ruchem ujął Szlifierza pod ramię i poprowadził wdół ulicy. Pańskie słowa są dla mojego serca niczym balsam.Widzę, że ma pan znakomite oko.Muszę przyznać, że przed zakupem opadły mnie wątpliwości.A może żółć będzie zbytagresywna? A może wstążka zbyt ponura? Proszę mi wierzyć, że z ukontentowaniemsłuchałem pańskich pochwał.Jego towarzysz tymczasem dołączył do Selektora i wszyscy czterej poszli razem.* * *SPW wynosiła zero-dziewięć, SPR zero-osiemdziesiąt dwa.Val Con przesunął suwak naomnichorze.Dłońmi wyczuwał jakieś nowe, intrygujące dzwięki.Liczby powoli gasły w jegogłowie.Zatopiony w muzyce, nie usłyszał, że ktoś wszedł do pokoju.Z zamyślenia wyrwał gostuk twardego przedmiotu, który wylądował na miękko wyściełanym skrzydle omnichory.Val Con nawet nie drgnął.Spojrzał spod oka na dziewczynę, na obcy przedmiot i znówna dziewczynę. Cześć, Miri. Co to jest?  zapytała z wyraznym napięciem.Val Con pochylił się i obejrzał barwny ornament.Zastanawiał się przez krótką chwilę,jakże by tu dobrać odpowiednie słowa.To spadek, przyszło mu do głowy.Dom.Dziedzictwo. To jest Odznaka Domu. Uniósł wzrok i popatrzył jej prosto w oczy.Starał sięmówić cicho i łagodnie. Znaki wskazują na klan Erob.Ród, który zdecydował się żyć pozaLiadem.Wywodzą się zeń szanowani Kupcy. Nieznacznie wzruszył ramionami. Nicwięcej nie wiem. Po drugiej stronie jest coś napisane  powiedziała Miri wciąż podenerwowanymtonem. Val Con wziął odznakę, odwrócił ją i westchnął. Cały rodowód.Ostatni wpis jest niekompletny. Miri Tiazan, urodzona w rokuzwanym Amrasam. Delikatnie położył ją na instrumencie. To około sześćdziesięciupięciu standardów temu. Tayzin  powtórzyła Miri, wymawiając to na terrańską modłę. Moja matkanazywała się Katalina Tayzin.Miri Tayzin to pewnie babka.Mama dała mi imię babki, choćnigdy o tym nie mówiła.Słyszałam tylko, że tamta Miri zmarła w tysiąc trzystapięćdziesiątym ósmym, w czasie Gorączki, gdy kocury. Przerwała i pokręciła głową. Zdaje mi się, że w ogóle niewiele wiem.Mama dała mi to, gdy jej oznajmiłam, żezaciągnęłam się do najemników.Do oddziału Liz. To pamiątka po babce  powiedziała.Cieszę się, że wraz z tobą opuści Surebleak.Błysnęła oczami. Wiedziałeś  stwierdziła sucho.Nie robiła mu nawet wyrzutów.Skinął głową. Wiedziałem.I co z tego? Zdziwiło mnie, że sama tego nie dostrzegasz i uważasz się zaTerrankę. Uśmiechnął się leciutko.-Spójrz na siebie.Liadenowie są niscy, wręcz mali w porównaniu z ludzmi, mająodmienny puls i ciśnienie.Miri wzruszyła ramionami i roześmiała się. W moim przypadku to mutacja, w dodatku w granicach normy.Tak mi przynajmniejwpisali w papierach. Szczerze mówiąc, mam na ten temat całkiem podobne zdanie  mruknął Val Con.Zresztą co to za różnica? Wszyscy pochodzimy z jednego pnia  i Terrańczycy, iLiadenowie, i Yxtrangowie. Yxtrangowie też? Masz na to dowody?Powoli przesunął palcem po świetlistej powierzchni odznaki Erobów. Mój ojciec miał.Znalazł dostęp do najważniejszych danych genetycznych i.pozostałych informacji.Wszystko to przekazał Partii Terrańskiej. Co takiego?!  Miri wybałuszyła oczy ze zdumienia. Partii? Przecież oni napewno go wyśmiali!Lekko poruszył ramionami, żeby rozluznić napięte mięśnie. Próbowali go nawet zabić.Wciągnęła powietrze przez mocno zaciśnięte zęby. Wcale nie wątpię, że tak było.Oni boją się prawdy.Ale mówiłeś:  próbowali.Wziął odznakę i obrócił ją w dłoniach. Próbowali.Ojciec szedł z moją matką.Prawdziwą towarzyszką życia, a niekontraktową żoną.Zobaczyła zabójcę.odepchnęła ojca i zasłoniła go własnym ciałem. Ciągle kręcił odznaką, patrząc na kolorowe błyski. Dostała fragującą kulą.Nie miałanajmniejszej szansy. Zatem prowadzisz własną wendettę przeciwko Terrańczykom  powiedziała podłuższej chwili Miri. Nie. Rzucił odznakę na omnichorę. Niby dlaczego? Bo jakiś facet z pistoletemzrobił to, co mu kazano? Na pewno myślał, że w ten sposób broni swojej rodziny, klanu iplanety przed jakimś strasznym zagrożeniem.Na jego miejscu ja też byłbym przekonany, żeśmierć kosmity to niewielka cena za odsunięcie grozby kataklizmu.Przeciągnął się i wyprostował plecy. Anne Davis, która przyjęła mnie i wychowała, pochodziła z Terry, natomiast jej mąż, amój wujek, był Liadenem. Z krzywym uśmiechem zerknął na dziewczynę. Wcale niestronie od Terranek, nie traktują ich jako moich naturalnych wrogów.Nie, nie planuję zemsty.Oddał jej odznakę Erobów. Moim zdaniem  dodał powoli, tonem swobodnej konwersacji  nie ma powodów,aby myśleć o Liadenach, Clutchach, ludziach, czy nawet o Yxtrangach.O wiele lepiej myśleć i mówić  o poszczególnych osobach: Val Con, Miri, Szlifierz.Jeśli już musisz objąćwyobraznią jakąś większą grupę, rozsądniej jest widzieć Erobów, Korvalów czy ZredniąRzekę  a więc społeczność na tyle małą, żeby nie tracić z oczu jej przedstawicieli, aby móczapamiętać ich imiona.Miri obracała w dłoni połyskujący przedmiot. Nie uczyli cię tego w szkole dla szpiegów  powiedziała.Umknął wzrokiem i uderzył palcami w klawisze omnichory. Nie  odparł bardzo cicho. Nie uczyli.Miri schowała pamiątkę po babce do ukrytej w pasie kieszeni i spojrzała na Val Cona.Siedział do niej tyłem, pochylony nad klawiaturą. Jak to się stało, że jesteś szpiegiem, a nie Zwiadowcą?Zabłysła Pętla.Val Con jednym ruchem poderwał się ze stołka i oparł dłonie naklawiszach, gotów natychmiast stawić czoła wszelkiemu zagrożeniu.Przez twarz Miriprzemknął cień niedowierzania, skuliła się i napięła mięśnie w oczekiwaniu ataku. Miri  zgrzytnął Val Con.Głośno przełknął ślinę, odgarnął kosmyk włosów z czoła, isiłą woli zepchnął Pętlę głębiej, w podświadomość. Przestań.Chciałbym.powiedzieć ciprawdę.Spróbuj mi uwierzyć.Dziewczyna rozluzniła napięte muskuły i uśmiechnęła się niepewnie. Trochę przegięłam, prawda? Coś w tym rodzaju  przyznał i znów odgarnął włosy z czoła.Niemal natychmiastopadły mu z powrotem. Mógłbyś w końcu iść do fryzjera.Był wypalony po tak silnej dawce adrenaliny, lecz jednocześnie czuł błogi spokój. Błysnął zębami w uśmiechu. I kto to mówi? Ktoś, kto sam nosi włosy aż do pasa? Lubię, jak są trochę dłuższe [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl