[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pocałunek w lesie był cudowny.Cały czas myślała głównieo tym, żeby go powtórzyć.A teraz nadarzała się chyba ku temu ide-alna okazja.Spojrzała na sufit, żałując, że nie ma tam jemioły, ale oczywiścienie zawieszono jej jeszcze.Z przykrością opuściła głowę i popatrzyłaprzed siebie.Daniel nadal się do niej uśmiechał, tak jakby nie zdawałsobie sprawy z jej pragnień.A może nie chciał się z nią całować?Bardziej niż czegokolwiek na świecie pragnęła się nachylići przylgnąć wargami do jego ust, ale powstrzymywały jązahamowania i obawa przed odrzuceniem.Damy nie rzucały się naprzystojnych dżentelmenów.Zwłaszcza kulawe stare panny.Nagle wypełniły ją poczucie pustki i dotkliwa tęsknota za tymwszystkim, czego nigdy w życiu być może nie doświadczy.Za wspa-niałym romansem, trwałym, namiętnym uczuciem.Mężem i dziećmi,które by kochała i dzieliła z nimi radości i smutki życia.Z głębokim westchnieniem żalu opadła na poduszki.Tymczasemz oczu Daniela zniknęło niezdecydowanie i bez żadnego ostrzeżenianachylił się i ją pocałował.Nie trwał ten pocałunek długo, bo istniało niebezpieczeństwo, żektoś go zobaczy.Ale był głęboki, namiętny i pełen subtelnychobietnic. Charlotte straciła dech.Rzut oka na stoliki do gry potwierdził, żenikt ich nie widział.Chwyciła wiszący u nadgarstka wachlarzi otworzyła go, aby ochłodzić rozpaloną twarz.Uśmiechnął się do niej szelmowsko, kiedy zauważył, co robi,a wtedy poczuła, że rumieniec znowu powraca.Ale razem z nim do-padły ją dręczące wątpliwości co do prawdziwej przyczyny pocałun-ku.Czy ma odwagę uwierzyć, że Daniel pragnie jej dla niej samej?- Zwietna gra, panno Tremaine - powiedział hrabia, kładąc nastole ostatnią kartę.Ich przeciwnicy jęknęli, a ona usiłowała nietriumfować po kolejnej wygranej.Ciągłe pokonywanie drugiej dru-żyny nie należało raczej do dobrych obyczajów w grze w karty, alehrabia najwyrazniej świetnie się bawił, a Rebeka też się cieszyła.Przyglądając się, jak spokojny i zdecydowany był hrabia podczaskilku ostatnich rozdań, zrozumiała, dlaczego budzi taki respekt.Chociaż grali wspólnie, musiała przyznać, że to on był naturalnymprzywódcą.Ich ciągłe wygrane były jego zasługą.Hrabiego wyróżniało nie tyle doświadczenie w grze w karty, ileraczej sposób, w jaki grał.To prawda, że było to spotkanie towarzy-skie, bez wysokich stawek.Tym niemniej, spokój i pewność siebiehrabiego wytrącały lorda Bailey z równowagi, sprawiając, że popeł-niał głupie błędy i kosztowne omyłki.Gdyby nie obecność dam, przyjazna atmosfera mogłaby sięzepsuć i przejść w chłodne napięcie.Ale i tak rozsądek nakazywałskończyć grę, póki ta atmosfera trwała.Rebeka pogratulowała przeciwnikom dobrze rozegranej partii,przeprosiła, że musi już iść, i odsunęła swoje krzesło.Hrabia zrobiłto samo i jakimś dziwnym trafem ich kolana zetknęły się pod stołem.Gorąca iskra przeszyła jej nogi.Odwróciła głowę.W oczach hrabiego zamigotało rozbawieniez domieszką prowokacji.Już otwierała usta, aby coś powiedzieć.Alenagle on się poruszył i mocniej nacisnął kolanem jej udo.- Czy ma pani wolną chwilę? - zapytał.- Muszę z panią poroz-mawiać. Rebeka uśmiechnęła się do niego, modląc się, aby nie było wi-dać, jak bardzo jest spięta.- Słucham.Hrabia pokręcił głową.- Nie tutaj.Proszę się ze mną spotkać za dziesięć minut w moimgabinecie.Wie pani, gdzie to jest?Kiwnęła głową twierdząco.Nie bardzo wypadało być z nim samna sam.Nie było to też ostrożne.Założyła jednak, że rozmowa bę-dzie na temat Lily.Ta sprawa dotyczyła tylko ich dwojga.Wyglądało na to, że przy kilku innych stolikach także następujezmiana partnerów.Hrabina wdowa nalegała, aby lady Marion grałaz nią w następnej rundzie, a wicehrabia Cranborne żartował z panemHallowayem, że nie chce zmierzyć się z tak bystrą przeciwniczką jakjego żona.Korzystając z chwili zamieszania, Rebeka wyślizgnęła sięz sali niezauważona i ruszyła w kierunku gabinetu hrabiego.Na kominku płonął ogień, ale nie zapalono świec.Rebeka szybkoto zrobiła i wkrótce pokój był skąpany w ich delikatnym blasku.Po-deszła do ustawionych przy kominku foteli, ale nie usiadła.Spojrzałana portret młodej kobiety, który wisiał nad marmurowym gzymsemkominka.Była przepiękna.Jasnowłosy anioł o ogromnych, pełnych wyrazuoczach w odcieniu rzadko spotykanego fioletu i w stylowej suknio tym samym kolorze.Jej oczy błyszczały, a twarz promieniałaenergią, którą trudno było przypisać jedynie zdolnościom malarza.Nawet na płaskiej powierzchni płótna emanowały z niej pięknoi temperament.Uśmiechała się, pewna siebie i szczęśliwa.I tak boleśnie młoda.Nie było tabliczki z imieniem i nazwiskiem, ale Rebeka wiedziała, żena pewno jest to zmarła żona hrabiego.Jakie to smutne i tragicznieumrzeć tak młodo.I jak się sprawdza opinia, że życie rzadko bywasprawiedliwe.- Portret namalowano na rok przedtem, nim Christina zachoro-wała - wyjaśnił hrabia, wchodząc do pokoju i stając przy niej.- Do-piero niedawno kazałem go wyjąć z magazynu.Bardzo długo niemogłem na niego patrzeć, ale teraz cieszę się, że mam to wspomnie- nie po niej z czasów, kiedy była szczęśliwa i zdrowa.Daje mi niecoukojenia.Było oczywiste, że bardzo ją kochał.W jego głosie słychać byłoresztki bólu.- Przykro mi - cicho powiedziała Rebeka.Przyjął jej współczuciekiwnięciem głowy.- Mimo upływu czasu i tak jest ciężko.- Tak.Westchnął głęboko.- %7łal po jej śmierci na jakiś czas odebrał mi chęć do życia.Byłemprawie jak sparaliżowany.Z konieczności nauczyłem się z tym żyć.Patrzył na nią poważnie.- Wyobrażam sobie, że pani przeżyła to samo.Serce Rebekiprzeszył dojmujący ból.Chociaż prawie codziennie myślałao Philipie, rzadko o nim mówiła.- Człowiek uczy się, jak żyć dalej, ale ta rana nigdy całkiem sięnie zagoi.- Niektórzy mówią, że taki ból człowieka wzmacnia.- Bzdura.Po jego twarzy przemknął cień uśmiechu.Rebeka ucieszyła się,że hrabia się z nią zgadza.Czy ma odwagę uwierzyć, że mają ze sobąwięcej wspólnego, niż którekolwiek chce przyznać?- Czy chciałaby się pani napić? - zapytał.Rebeka wiedziała, że powinna odmówić.Kiedy z nim była, i takciągle się obawiała, żeby nie stracić głowy.Ale nie czekając na jejodpowiedz, hrabia nalał wina i już jej podawał.Przyjęła kieliszek i musiała przy tym spojrzeć mu w oczy.Hrabiacały czas na nią patrzył, a ją wprawiało to w zakłopotanie.Podszedłdo niej o krok bliżej i jego oczy pociemniały.Przez jedną krótkąchwilę pomyślała, że usiłuje ją uwieść.Nie miało to najmniejszego sensu.Była absolutnie pewna, że jestostatnią osobą na świecie, która mogła mu się spodobać.Ale jegobliskość zburzyła spokój, o który walczyła. - Czy pani się mnie boi? - zapytał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl