[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pod spodniami i koszulą w kratęporuszały się długie, muskularne nogi i obfite piersi, na wspomnienie których ogarnęło gopodniecenie.Ona zaś ujrzała niskiego mężczyznę o siwiejących włosach, które - mimo że zwyklerówno zaczesane - teraz, wilgotne od morskiej wody, sterczały na wszystkie strony ponadlekko asymetryczną twarzą; czujne, przenikliwe oczy podkreślały jej charakterystycznypogodny wyraz.Kiedy się poznali, wydał jej się dość stary i raczej zabawny, ale to pierwszewrażenie szybko minęło.Z początku bała się widoku starego, wychudzonego, ziemiściebladego ciała, okazało się jednak, że opalony i wysportowany Elgood prezentuje się bezubrania wcale nie najgorzej.Jeśli zaś chodzi o żywotność i wrażliwość tego, co skrywałykąpielówki, nie miała powodów do narzekań.Zresztą, w tej chwili w ogóle o tym nie myślała.- Cześć, skarbie - powiedział Elgood.- Co za miła niespodzianka.Skąd wiedziałaś, żetu jestem?- Wczoraj wieczorem Patrick rozmawiał przez telefon z Erikiem Quayle em, który mupowiedział, że dogadałeś się ze związkowcami i dziś pewnie przyjedziesz tutaj, żebyodpocząć.- Rozmawiał z Quayle em, powiadasz.Korzystając z jego nieobecności, postanowili się umówić na spotkanie i zaplanowaćnową taktykę.Wiedział, że może sobie pozwolić na lekceważący uśmiech.Każdy z nich byłprzeświadczony, że wykorzystuje tego drugiego do swoich celów, ale obaj byli skazani naporażkę.Do zebrania zarządu, na którym zostanie poruszona kwestia obsady stanowiskadyrektora finansowego, został zaledwie tydzień.Elgood był praktycznie pewien, że po tym,jak sukcesem w negocjacjach potwierdził swoje wpływy w firmie, może spokojnie stawićczoła Quayle owi, ale i tak nie zamierzał ryzykować.Dlatego jeszcze wczoraj zadzwonił doLondynu i puścił w ruch pewien sprytny mechanizm, który przy odrobinie szczęścia pozwolimu raz na zawsze utrącić nominację Aldermanna.- A ty pomyślałaś, że odrobina słońca i starego Dicka ci nie zaszkodzą, tak? Zwietnie.Cieszę się, że przyjechałaś.Wziął Daphne za rękę, gotowy przyciągnąć ją do siebie, jeśli tylko by wyczuł, że toodpowiedni moment.Jednakże empatia, która stanowiła sekret jego miłosnych sukcesów idziałała bezbłędnie nawet w chwilach najwyższego podniecenia, podpowiedziała mu, żeDaphne nie jest gotowa na nic więcej.Przytrzymał więc tylko lekko jej dłoń i ruszył w stronędomku.- Chodz - powiedział.- Napijemy się kawy i zaplanujemy resztę dnia.Na długoprzyjechałaś?Nie odpowiedziała, ale Elgood trajkotał pogodnie przez całą drogę na górę, kiedywspinali się po zerodowanych kamieniach i prowizorycznych ziemnych stopniach na szczyturwiska.Na górze zatrzymał się przy wbitym w ziemię pomalowanym na biało słupku, któryco roku na wiosnę przesuwał w głąb lądu, znacząc zimowy zabór terenu.Czasem przesuwałgo o dwa jardy lub więcej, czasem wystarczyły dwie stopy.W ciągu dwudziestu lat tylko razzdarzyło się, że nie musiał przenosić słupka.- Ten kołek cię nie niepokoi? - spytała Daphne.- Kiedy widzisz, jak się zbliża, niczymślepiec opukujący laską drogę przed sobą: stuk, stuk, stuk.I tak rok w rok.Elgood parsknął śmiechem.- Masz wyobraznię, kochana! Chociaż pomysł trochę makabryczny.- Przepraszam.Pomyślałam po prostu o morzu, które podgryza nas od spodu, i naglewydało mi się takie złowieszcze.- Złowieszcze? No cóż, ja pewnie patrzę na to inaczej: syn górnika, wychowany wgórniczej wiosce, gdzie o każdej porze dnia i nocy ktoś siedział pod ziemią i rył tunele podnaszymi stopami.Oczywiście nie było to morze, ale mógł to być mój ojciec, albo brat, albonajlepszy kumpel-ktoś, kogo znałem osobiście.Dlatego teraz mi to nie przeszkadza.Ba,sprawia mi przyjemność, że mogę zaszyć się zimą w domku, nasłuchiwać łoskotu fal i czasemwychwycić w nim odgłos pękania i huk, kiedy kawał ziemi wali się do wody - bo wiem, że totylko stare dobre morze; nie mój ojciec, nie mój brat, nie mój kumpel, nie żaden innynieszczęśnik, którego znałbym z imienia.- Ja to rozumiem - zapewniła go z zapałem Daphne.- Chodzi mi o to, że to miejscejest takie śliczne, a zarazem takie nietrwałe.- Inaczej niż ukochane przez twojego męża Rosemont, tak? Ale nawet Rosemont niejest wieczne.%7łyją tam przecież robaki i krety; nie zdziwiłbym się, gdyby w ogrodziebuszowały myszy i szczury.One wszystkie ryją w ziemi.Poza tym, tam, gdzie one dziś ryją,kiedyś była powierzchnia gruntu.Myślałaś o tym kiedyś? Górnicy wiedzą o tym najlepiej.Znajdują odciski liści, muszli, kości, stóp - utrwalone w kamieniu pół mili pod ziemią! Wobectakich powolnych zmian człowiek jest niczym; nić jego istnienia jest cienka jak włos.Dlatego, jeśli morze upomni się o mój dom szybciej, niż diabeł o moją duszę, będę się czułtak, jakbym żył wiecznie!Daphne się roześmiała.- I to ty mnie zarzucasz bujną wyobraznię?!Widząc, że balsam jego słów wywarł na gościu pożądany efekt rozluzniający, Elgoodzaproponował:- Chodz, napijmy się wreszcie tej kawy.Odesłał Daphne do niedużej kuchni, sam zaś poszedł się przebrać.Wiedział, że jak naswój wiek trzyma się doskonale i nie musi się bać wysiłku fizycznego - ani pływania, aniognistej gry wstępnej.Zdawał sobie jednak sprawę, że ze swoim sześćdziesięcioletnim -choćby i najlepiej wytrenowanym - ciałem nie zniósłby chłodnej, obiektywnej oceny zestrony niezaangażowanej emocjonalnie kobiety.A Daphne, jak się domyślał, nie była w tej chwili zaangażowana.Właściwie wątpił, bykiedykolwiek była.Jej pierwsze słowa po tym, jak wniosła tacę z kawą do zwyczajnie wyglądającego, alecałkiem wygodnego salonu, potwierdziły jego domniemania:- Dick.Chciałam ci powiedzieć, że między nami wszystko skończone.- Aha.Wystarczyłoby przysłać pocztówkę, pomyślał.Jedna z żelaznych zasad, którymi się kierował, brzmiała: nigdy nie sprzeciwiaj siękobiecie, kiedy mówi, że to koniec - bo, albo mówi poważnie (wtedy opór i tak nie ma sensu),albo nie (wtedy spodziewa się oporu, a spełnienie oczekiwań kobiety zawsze jestnierozważne).- Napij się kawy, kochanie - powiedział spokojnie.- A ja wzniosę toast: za przyjazń.Spędziliśmy ze sobą piękne chwile, nikomu nie stała się krzywda.Dlatego oszczędzmysobie wyrzutów sumienia i wzajemnych oskarżeń.Uśmiechnął się do niej znad filiżanki i pożałował, że nie rozstali się wcześniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]