[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle znieruchomiała.Usiłowała dojrzeć, co majaczy pomiędzykrzesłami, ale w półmroku wzrok ją zawodził.- Dorota, coś jest pod stołem.Zajrzysz?Tym czymś okazała się zwykła sportowa torba.Wystawał z niej podłużny chropowatyprzedmiot, za który Dorota energicznie chwyciła i wyciągnęła spod stołu.buławę?- To jest prawdziwe? - wyszeptała z przejęciem.Buława była wykonana z taką starannością, że nie było mowy o podróbce.Delikatnieodbijała światło, a wtopione w nią kamienie przypominały oblane błękitnym lukrem orzechy.- To jest kradzione - uściśliła mama, łapiąc powietrze.- Nie czytasz gazet? Na JasnejGórze było włamanie.Ciocia upewniła się, że Rico nie dochodzi do siebie, i również dopadła znaleziska. - O Je.jku! - krzyknęła przejęta.- To jest to, co ukradli ze Skarbca Pamięci? - Ona, wprzeciwieństwie do siostrzenicy, doskonale orientowała się w bieżących wydarzeniach.-Patrzcie! Tu są jeszcze szable i jakieś skrzydła.Piękne!Podczas gdy mama z ciocią cmokały nad przedmiotami, Dorota ostrożnie wyłożyła je nastół i wróciła do penetrowania torby.Na dnie coś zaszeleściło.- Jest jakaś reklamówka - zawołała, badając rękami jej zawartość.- A w środku dużotego i różne kształty.Jedno wielkie i okrągłe.I zimne.- Co to,  Familiada ? Ty nas, dziecko, nie denerwuj stopniowaniem napięcia, tylkowyciągaj! - zażyczyła sobie ciocia podekscytowana dotychczasowymi znaleziskami.Mają już szablę, berło, może przyszedł czas na koronę?Po chwili wszystkie trzy uznały, że pomieszczenie jest duszne, korytarz przerażający, aświeże powietrze i słońce są człowiekowi niezbędne do życia.W reklamówce znalazły bowiem stos obrzydliwe poczerniałych kości, pośród którychnajmniej efektownie wyglądała czaszka: w uśmiechu prezentowała mocno nadpsute zęby, azachowane na ciemieniu włosy wyglądały jak futro zdechłego kota.*Ewelina żaliła się właśnie Gabrysiowi, że została odsunięta na margines wydarzeńrodzinnych, kiedy zadzwoniła komórka.- Ja mam jedno zasadnicze pytanie - powiedziała na samym wstępie, nie dopuszczająccioci do głosu.Ciocia Czesia potrafiła się rozgadać jeszcze bardziej niż ona sama i jeśli nieprzerwano jej na początku rozmowy, pózniej było to już niewykonalne.- Dorota mówiła mi,że Aldente zatrudnił was do obsługi imprezy.A gdzie ja w tym wszystkim? Ja według was niepotrafię gotować? To po co wysłałyście mnie do gastronomika?- Zamilcz, kochana.- Ciocia znowu to zrobiła.Znowu próbowała jej rozkazywać, jędza.- Nikt mi nie będzie mówił, co mam robić.Jestem pełnoletnia.- Siedzimy uwięzione w jakimś podziemnym korytarzu, lochu, cholera wie w czym -usłyszała i wtedy rzeczywiście zamilkła.- Ja, twoja matka, Dorota i szkielet.W Olsztynie.- U pani Marii?- U jakiej pani Marii? Aaa, nie.Jesteśmy w podziemiach tartaku.Drzwi otwierają siętylko z zewnątrz, z garażu, bo wjechaliśmy autem.Zabrali nam telefony, dzwonię z komórkiRica, ale nie znam numeru do tego waszego Niecka, a Dorota nie pamięta.- To dzwońcie na 997!- Zajęte.Połączenie zostało w tym momencie przerwane i Ewelinie zrobiło się z przerażeniazimno.Rico, mafia!I szkielet?Jaki szkielet?Próbowała oddzwaniać, ale numer nie odpowiadał.Mama, ciocia i Dorota samotne i opuszczone siedzą uwięzione w jakimś lochu?!Ewelina poczuła przypływ uczuć tak wielki, że nie bacząc na to, iż ma na sobie jedynieskarpetki i bieliznę, skoczyła do drzwi, wołając:- Gabryś, bierzemy bazookę i jedziemy do Olsztyna! Szybko!*Szli już tak od półtorej godziny.Podziemny wiaterek dmuchał im w twarz, a Lesiak odmierzał czas i dbał, żeby trzymalistałe tempo, co wcale nie było łatwe, bo po drodze natykali się na różne ciekawostki.Tużprzy zejściu zafascynowała ich wykonana z bursztynu stacja drogi krzyżowej, która ciągnęła się w równych odstępach wzdłuż całej podziemnej trasy.Profesor ochrzcił tunel jurajskimszlakiem bursztynowym i nie przestawał zachwycać się dokładnością rzezbień - wszystkorzetelnie fotografował, bo jako naukowiec zawsze nosił przy sobie aparat.Zachwyty niebyłyby w tym mroku możliwe, gdyby nie odkryli, że ponad ich głowami znajdują się lampy.W podziemiach poprowadzono prąd! Znalezienie włącznika nie nastręczało trudności, boprzytwierdzone hakami kable biegły po skalnych ścianach.Gdy światło gasło, wystarczyłodotknąć pstryczka, a kolejny odcinek jasności starczał na przeszło kwadrans wędrówki.Po prawej stronie korytarza biegł kanał pełen lodowatej wody, która szemrała i płynęławartkim strumieniem niczym podziemna rzeczka.Julka od razu jej spróbowała i stwierdziła,że jest wyśmienita w smaku.Mniej więcej po godzinie marszu korytarz rozwidlał się ikończył wielką grotą, gdzie rzeczka wpadała do czegoś, co można by nazwać basenem, choćLesiakowi widok skojarzył się raczej z filiżanką parzonej kawy.Woda przybierała tu kolordoskonałej czerni i wypełniała jaskinię aż po wapienne brzegi.Posługując się fleszem waparacie, podziwiali stalaktyty, które tworzyły pod sklepieniem fantazyjne wzory.- Jakie sobki z tych Włochów - stwierdził Lesiak i dał sygnał, żeby się wycofali.Dotarlitu bez butów, bo korytarz wypełniała woda, i zaczynało mu być przerazliwie zimno.- Takiekrasowe piękności zostawili dla siebie.A tu jest przeurokliwie.- Myślisz, że klasztor udostępni ten korytarz dla zwiedzających? - wątpił Cezary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl