[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.224Było w tym sporo racji.Libby próbowała pisać w czasie weekendu i niestety nic z tego nie wyszło.Bez przerwymyślała o rozprawie.A także o wujku Gregu i kończącej się karierze.Siedzący obok Libby Alex również nie miał powodów do zachwytu: zaziębił się na rybach i okropnie bolało gogardło.Debrilla powiedziała, że szef jest bardzo niezadowolony z jej przedłużającej się nieobecności, gdyż musiał wkońcu czasowo zatrudnić jakąś inną sekretarkę.Ronnie stwierdził z wyrazną dumą, że jego, stażysty uczącego sięsztuki zarządzania, nikt czasowo nie może zastąpić.Stephen przywlókł się z miasta bardzo wymizerowany izmęczony.Sympatyczna Bridget narzekała głośno, że przez to siedzenie w sądzie nie można przygotować należyciedomu na Zwięto Dziękczynienia.Zjawiła się i Melissa.Też nie wyglądała na specjalnie wypoczętą; milcząca iprzygaszona, sączyła kawę i przeglądała poniedziałkowe gazety, mniej tego dnia pocięte nożyczkami niż zwykle.Na ostatku w poczekalni zjawiła się trójka w dość dziwnym składzie: pani Smythe-Daniels, Dayton i Will.- Wypiliśmy na dole wspaniałą kawę - obwieścił latynoski Romeo, lokując się^ natychmiast na parapecie, by jakzwykle zapalić papierosa.- Cappuccino dla pani - powiedział Will, wręczając Libby brązowy kartonowy pojemniczek.- Z jakiej to okazji? Bardzo dziękuję!- I dla ciebie również.- Will postawił przed Alexem drugi kartonik i zaczął zdejmować płaszcz.Alex nachmurzył się i spojrzał na Libby.- Co jest grane? - mruknął podejrzliwie.- Nie wiem - odparła.- Ale wypadałoby podziękować.- Dziękuję, Williamie - powiedział, uśmiechając się krzywo.Will był w bardzo dobrym nastroju.Co za wspaniały ranek! Od miesięcy nie zdarzyło mu się spędzić tak spokojnegoweekendu.W sobotę rano przekazał Betsy wszystkie kupione przez nią - oczywiście za jego pieniądze - meble, aresztę czasu miał już wyłącznie dla siebie.Popracował w biurze, poćwiczył na sali225gimnastycznej, a potem, po powrocie do hotelu, mógł się już w pełni zrelaksować i poczytać sobie powieści paniElizbeth Winslow.Autorka tych książek przestała być dla niego jakąś nieznaną pisarką.Były to książki napisane przez Libby,koleżankę z ławy przysięgłych, czytając je, czuł się więc tak, jakby nadal z nią rozmawiał, a im dłużej to trwało, tymbardziej zaczynał się niepokoić.Coraz częściej myślał o niej jako o niezwykłej kobiecie, innej niż te, które zdarzyłomu się w życiu spotkać.Czuł się zażenowany, a chwilami wpadał niemal w panikę.Na przykład wtedy, gdy dzwoniąc do rodziców,wspomniał im, że razem z nim na ławie przysięgłych zasiada Libby i że czyta właśnie jedną z jej książek, na co jegomatka powiedziała, że Elizabeth Winslow jest jej ulubioną autorką.- Naprawdę czytałaś którąś z jej książek? - zdumiał się.- Czytałam wszystkie trzy - rzekła matka.- Tę najnowszą pożyczyłam od Patsy Wilson nie dalej niż tydzień temu.-Wybu-chnęła śmiechem.- Dla takiej starszej pani jak ja są one trochę szokujące, ale uważam, że pisać to onanaprawdę umie.- I sama też jest bardzo miła.- O! Zdążyłeś się już o tym przekonać?Przez moment nie wiedział, co odpowiedzieć.Być może matka była w tak dobrym humorze po prostu dlatego, żedowiedziała się przed chwilą, iż zerwał definitywnie z Betsy i przyjedzie do nich na Zwięto Dziękczynienia.- Co pani takiego pije? Kawę z mlekiem? - spytała Elena, zaglądając do kartonika, który pani Smythe-Danielspostawiła na stole.Zapytana nie raczyła odpowiedziać, zajęta wieszaniem na poręczy krzesła zdjętego przed chwiląfutra.Siedząca po przeciwnej stronie stołu Adelaide zaczęła jej się natarczywie przyglądać.Pani Smythe-Danielsspojrzała na nią raz, drugi i trzeci, po czym nie wytrzymała i spytała:- O co chodzi?- Wie pani, ile zwierząt zostało zabitych po to, by mogło zostać uszyte to futro? - wypaliła wreszcie Adelaide.226- Dzień dobry państwu! - pozdrowił przysięgłych Chuck, wpadając pośpiesznie do pokoju, by sprawdzić listę.-Widzę, że wszyscy są zadowoleni i wypoczęci po weekendzie.Rozległy się niechętne pomruki, posykiwania, aż w końcu ktoś rozładował atmosferę i parsknął śmiechem.Zadziwiające, że był to Clay.Chuck sprawdził listę obecności, zrobił skrzywioną minę i obwieścił, że z uwagi na to, iż proces przebiega wolniej,niż to było przewidziane, pani sędzia Williams postanowiła odbyć sesję również w piątek, czyli w pierwszym dniupo Zwięcie Dziękczynienia.W tym momencie wybuchła prawdziwa awantura.- Nie ma mowy! Ten numer nie przejdzie! - wrzasnął Dayton.- %7łądam natychmiastowego widzenia się z sędziną! - zawtórowała mu pani Smythe-Daniels, bijąc pięścią w stół.- Zwięto Dziękczynienia mam spędzić w Los Angeles -oświadczyła Melissa.- Nie zdążę już zmienić rezerwacji.- Ja lecę do Illinois! - zawołał Will.- A ja do Ohio- powiedziała Libby.- Moi siostrzeńcy mają przyjechać z Frankfurtu i zostać do końca tygodnia.Co ja z nimi zrobię? Kto ich będziepilnował? - dąmagała się odpowiedzi Debrilla.- Trzeba powiedzieć sędzinie, że na piątek się nie wirobimy.To wikluczone - oświadczyła Elena.- Słuchajcie państwo, przekażę wasze uwagi sądowi.Przecież to nie ode mnie.- Idz pan powiedzieć sędzinie, że w piątek nie będzie miała przysięgłich.I tile - ucięła Elena.Melissa wcale nie była pewna, czy w ogóle ma ochotę jechać do Los Angeles na to święto.Dawno niby nie była wdomu, ale nic ją tam specjalnie nie ciągnęło.Z drugiej zaś strony spędzenie czterech dni w biurze - a miałaświadomość, że tam właśnie wyląduje, jeśli nie wyjedzie - też jej się nie uśmiechało.Wiedziała dobrze, z kim naprawdę chciałaby pobyć w ten227weekend.Co więcej, właściwie została zaproszona.Inicjatywa należała teraz do niej.I to ją właśnie przerażało.- Może spędziłybyśmy razem tych kilka wolnych dni - zaproponowała jej wczoraj wieczorem Christine.Zadzwoniłado niej około dziewiątej.Oczywiście do biura.- Mogłabyś do mnie przyjechać.Albo ja przyjechałabym do ciebie.Melissa odpowiedziała, że bardzo żałuje, ale wybiera się na Zwięto Dziękczynienia do Los Angeles.A potem, gdy już odłożyła słuchawkę, ogarnęła ją taka złość na siebie, że zagryzła wargi niemal do krwi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]