[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Każdego, kto chciałby ją skrzywdzić.Genji, Kudo, czy choćby shogun.Przyznawał w duchu, że to niezbyt profesjonalne podejście do sprawy, o wierności nie wspominając.Ale cóż miał zrobić? Kochał ją jak własne dziecko, chociaż w gruncie rzeczy była tylko narzędziem, które pomógłstworzyć.— Podłożyłeś bombę? — spytała Heiko.— Nie.To armaty.Chyba od strony morza.— Dlaczego? Wybuchła wojna?— Nie mam pojęcia.Nie ruszaj się.Zaraz cię stamtąd wyciągnę.—Ostrożnie uniósł ciężką belkę i odłożył ją na bok.Jego wzrok padł na pasmo jasnych włosów, rozsypanych na ramieniu Heiko.Cudzoziemka.Natychmiast wyciągnął nóż.Wystarczy lekkie cięcie w szyję, żeby ją uśmiercić.Stark był od niego o jakieś dwadzieścia kroków, kiedy dostrzegł błysk ostrza.W pierwszej chwili pomyślał, że Kuma zamierza coś przeciąć lub podważyć.Napotkał jednak jego zimne spojrzenie i wszystko zrozumiał.W ten sam sposób patrzyli jego przeciwnicy znad lufy rewolweru.Kuma na widok Starka wypuścił nóż i sięgnął do pasa, za którym miałschowane metalowe gwiazdy o zaostrzonych brzegach zwane shuriken i przeznaczone do miotania.Stark stał co prawda dość daleko, poza zasięgiem dobrego rzutu, lecz Kuma liczył na to, że nawet jeśli spudłuje za pierwszym razem, to za drugim na pewno go trafi.Żeby skrócić dystans, pobiegł w stronę przeciwnika, po drodze wykonując zamach.Stark w tej samej chwili chwycił trzydziestkędwójkę, ukrytą pod koszulą na lewym boku.Pojedynki, które toczył w myślach, sprawiły, że zareagował zupełnie odruchowo.Wyrwał rewolwer z kabury i wystrzeliło drgnienie serca wcześniej, niż Kuma zdążył rzucić śmiercionośne ostrze.Niestety, zabrakło mu dawnej celności.Kula zrykoszetowała na kamieniach na prawo od Japończyka.Huk wystrzału zaskoczył Kumę i on także spudłował.Wirujący shuriken przeleciał nad lewym ramieniem Starka.Kuma jednak nie zwolnił kroku i sięgnął po następne ostrze.168Miał więcej doświadczenia w walce niż Amerykanin, lecz cofnięcie ręki, wydobycie broni i przygotowanie do drugiego rzutu zajęło mu całą sekundę.Stark dwukrotnie szybciej zdołał odciągnąć kurek, wycelować i nacisnąć cyngiel.Drugi pocisk trafił Kumę w pierś i przewrócił na wznak.Shuriken wyleciał pionowo w powietrze i z brzękiem upadł na ziemię w zniszczonym ogrodzie.Stark podszedł bliżej, gotów do następnego strzału, ale szybki rzut oka na leżącego Kumę przekonał go, że nie musi marnować amunicji.Schował rewolwer i podbiegł do uwięzionych pod gruzami kobiet.Bombardowanie ustało.W nagłej ciszy do uszu Starka dobiegło echo szybkich kroków.Znów błyskawicznie sięgnął do ukrytej broni, ale w porę rozpoznał dwóch nowo przybyłych samurajów.Genji minął resztki strzaskanej bramy, zeskoczył z siodła i przez ruiny pobiegł do środkowej części pałacu.Wielebny Cromwell leżał w pokoju wychodzącym na wewnętrzny ogród.Heiko powinna być przy nim.Zdziwiło go, że o niej pomyślał.Chyba najpierw powinien zająć się obroną lub ewakuacją.Tak krótki ostrzał mógł być tylko wstępem do lądowania wojsk inwazyjnych.A co z obcymi?, przemknęło mu przez głowę.Chodziło mu zwłaszcza o Matthew Starka.Skłamał, kiedy powiedział opatowi, że to umierający Zephaniah Cromwell jest cudzoziemcem z wizji Kiyoriego.Stark nie wyglądał na misjonarza.Dziadek na pewno mówił właśnie o nim.Zresztą nieważne.Genji kręciłsię wśród gruzów pałacu Cichego Żurawia, myśląc wyłącznie o Heiko.Bez niej życie byłoby potwornie nudne.Pominąwszy nawet — wciąż niepotwierdzony — dar jasnowidzenia, nikt poza nią nie potrafił go niczym zaskoczyć.Trzej doradcy, których odziedziczył w spadku, Saiki, Kudo i Sohaku, obawiali się zdecydowanej akcji.Zachowywali się niczym dostojni starcy, chociaż najstarszy z nich, czyli Saiki, nie prze-kroczył jeszcze czterdziestki.A gdyby kogoś mierzyć według 169przyjaciół i wrogów, to jakimże przeciwnikiem był dla niego tępy i ociężały szpieg shoguna, Lepkie Oko Kawakami? Czyżby naprawdę sądził, że uroda Heiko każe księciu zapomnieć o wszelkich podejrzeniach? Genji wcale nie musiał jej śledzić, żeby wiedzieć, kto ją nasłał.Nie mógł to być nikt inny.Jeśli zaś chodzi o miłość.Cóż, najpiękniejsza gejsza w Edo nie zakochałaby się bez powodu w księciu z odległej prowincji.Z sześćdziesięciu wielkich feudałów, wchodzących w skład elity, co najmniej pięćdziesięciu było bogatszych i potężniejszych niż Genji.A mimo to zdyszany, z sercem w gardle i duszą na ramieniu, przeszukiwał ruiny, bojąc się najgorszego.Nie wyobrażał sobie życia bez Heiko.Jak w ogóle do tego doszło? Kiedy? Nie pamiętał.Nie wyobrażałsobie życia bez dziewczyny, która na pewno była szpiegiem i zwykłą morderczynią.— Panie! — Ze zniszczonej komnaty wyłonił się kulejący Saiki.Krew ciekła mu z niewielkiej rany na czole.— Nie powinieneś tu przychodzić.Wróg lada chwila może wznowić ostrzał.— Gdzie Heiko? — zapytał Genji.Serce waliło mu tak głośno, jakby huczały działa.Pobiegł do zrujnowanego skrzydła, w którym mieściły się pokoje gości, i zobaczył jakiegoś nieznanego grubaska z błyszczącym ostrzem w dłoni.Chwilę później wirująca gwiazda pomknęła w stronę Starka.Amerykanin szybciej niż ninja dobył ukrytej broni i dwukrotnie wypalił.Grubas upadł po drugim strzale.— Co to za hałasy? — Saiki dowlókł się do księcia.— Chodź — odpowiedział Genji.— Zdaje się, że Stark ją znalazł.— Hei-chan.— Heiko otworzyła oczy na dźwięk swego imienia.Westchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła nad sobą poczciwą twarz Kumy.Gdzieś nad nim widniał skrawek nieba.— Nic ci się nie stało?— Chyba nie — odparła.Kuma uśmiechnął się i zaczął odrzucać na bok przygniatające ją kawałki stropu.— Podłożyłeś bombę? — zapytała.Łagodność znikła z jego oczu.Przestał się uśmiechać i wyciągnął nóż.Heiko od razu domyśliła się, co chce zrobić.Czuła głowę Emily na swoim ramieniu.170— Nie, Kuma.Nie.Kuma poderwał się raptownie, spojrzał w bok, rzucił nóż na ziemię i zniknął z pola widzenia.Rozległy się dwa szybkie strzały i zapadła przejmująca cisza.Potem Matthew Stark zajął miejsce Kumy i bez słowa przystąpił do pracy.Nagle przerwał i sięgnął dłonią do lewego boku.To on strzelał, zrozumiała Heiko.Miał rewolwer schowany pod koszulą.Teraz jednak rozpoznał chyba nadchodzących, bo po chwili opuścił rękę.— Nie ruszaj jej — powiedział Genji, patrząc na gejszę.— Nie wiemy, czy nie jest ranna.Lepiej zaczekać na doktora Ozawę.Heiko usiadła.— Nic mi nie dolega, panie.Najwyżej mam parę sińców.Doktor przyda się gdzie indziej.— Zewsząd, z bliska i z daleka, dobiegały okrzyki bólu i przerażenia.Kuma musiał podłożyć więcej niż jedną bombę.Ale dlaczego mnie nie ostrzegł?, pomyślała Heiko.To do niego niepodobne.Nie, to musiał być ktoś inny.Kuma nigdy nie naraziłby jej na takie ryzyko.A więc armaty? Trudno w to uwierzyć.Postanowiła sobie w duchu, że następnym razem szczerze porozmawia z Kumą.Chociaż to urodzony oszust, przed nią nie potrafił kłamać.Wstała i zrobiła dwa ostrożne kroki.— Uważaj, proszę.— Genji objął ją w pasie i podtrzymał.— Możesz nawet nie wiedzieć, że jesteś ciężko ranna.— Na jego twarzy, zwykle spokojnej, nawet w najgorszych sytuacjach, malowała się głęboka troska.Ściągnął brwi i zmarszczył czoło.Nie uśmiechał się już tak jak zwykle —nieznacznym, nieco pogardliwym uśmieszkiem.To zdumiało ją o wiele bardziej niż wybuchy, które zniszczyły pałac.Serce zatrzepotało jej z radości i uśmiechnęła się mimo woli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]