[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez wiele lat Greer sądziła, że sen o domu jest wybrykiem wyobrazni, ateraz stała przed szokująco rzeczywistym budynkiem.Przez kilka minut nieporuszała się, rozmyślając, jak to możliwe, że wciąż o nim śniła.Czyżbyodwiedziła go kiedyś? Być może pani Bowen ma rację? Może matkaprzywiozła ją tu w dzieciństwie i obraz domu na dobre wrył się jej w pamięć?Zanim zdołała o tym pomyśleć, jej nogi same ruszyły ku domowi.Ztrudem przedzierała się przez gąszcz chwastów, rozglądając się i notując wpamięci konieczne naprawy.Krzywe, chwiejące się kominy, potłuczone szyby,wykruszone kamienne płytki, dziurawy dach.Dziwnym zbiegiem okolicznościKendrick, podobnie jak dom jej wuja w Bredwardine, było opustoszałe.Zupełnie jakby nie miała żadnych korzeni, nie licząc snów i wyobrażeń.Gdy dotarła do drzwi, stanęła przy nich, do bólu zaciskając dłoń napołach peleryny.Zajrzała do holu, nieco przerażona tym, co może tam znalezć,lecz nie widziała niczego dziwnego poza dywanem zeschłych liścipokrywającym podłogę.Z wahaniem przeszła przez próg i stanęła tuż za nim,rozglądając się dokoła.Sądząc po marmurowych podłogach i jedwabnych tapetach odpadającychze ścian, musiał to być bogaty, wspaniały dom.Zciany wyblakły, lecz na202RS suficie wciąż można było rozpoznać fresk przedstawiający błękitne niebo ipierzaste obłoki.Nad głową Greer wisiał ogromny kryształowy żyrandol,którego wisiorki podzwaniały cicho w przeciągu.Można go wymyć, pomyślała.Można umyć żyrandol i przywrócić mudawną świetność.Można też umyć podłogi i odświeżyć ściany.Z bijącym sercem weszła do pierwszego pokoju.Był całkiem pusty.Ześcian całymi płatami obłaziły jedwabne tapety, a u okien zwisały resztki zasłonzjedzonych przez mole.Mijała pokój za pokojem, oglądając wysokiemarmurowe kominki, wielkie okna z widokiem na urocze jezioro i pokrytekurzem żyrandole.Nigdzie nie znalazła mebli, a drewniane podłogi byłymatowe i porysowane, ale wystarczyłoby trochę pszczelego wosku iwyglądałyby jak nowe.W bibliotece każdą ścianę od podłogi do sufitypokrywały puste półki na książki.Jadalnia pomieściłaby swobodnie dwa tuzinygości, a kuchnia i spiżarnie wystarczyłyby dla dużej rodziny prowadzącejożywione życie towarzyskie.Na pierwszym piętrze znalazła tylko puste pokoje.Jedynym znakiem, żektoś w nich kiedyś mieszkał, były jaśniejsze miejsca na ścianach, gdziewcześniej wisiały obrazy.Z każdego pomieszczenia roztaczały się przepięknewidoki.Góry.Jezioro.Lasy tak gęste, że przypominały grube dywany.Znalazła pokoje dziecięce i próbowała sobie wyobrazić matkę jako małądziewczynkę, którą wciąż pamiętała pani Bowen.Znalazła pokoje pana domu ibawialnię o ścianach w ciepłym odcieniu i z zasłonami w kwiatowy wzór.Na drugim piętrze, między oranżerią a salonikiem, znajdował się pokójzamknięty na głucho.Greer z wszystkich sił starała się dostać do niego, lecznie zdołała.Postanowiła, że następnym razem przyniesie coś, czym uda jej sięrozbić zamek.203RS Zamierzała oczywiście przyjechać do Kendrick jeszcze wiele razy.Poznać każdy zakątek w tym domu, doprowadzić go do porządku i tchnąć wniego życie.Obejrzawszy cały dom, wyszła na taras wznoszący się nad ogrodem.Krzaki róż rozrosły się i zdziczały, ich długie gałązki kołysały się na wietrze.Zcieżki i trawniki porastał gruby dywan chwastów.Greer spostrzegła, że słońce przesunęło się znacznie na niebie, ruszyławięc tarasem wokół domu, zdecydowana wracać do Molly.Za zakrętemujrzała niewielką chatkę w głębi ogrodu, przy drugiej bramie umieszczonej wkamiennym murze.Z komina unosił się dym.Wyglądało na to, że Kendrick nie było tak całkiem opuszczone.Ktoś tumieszkał.Greer zbiegła do ogrodu i ruszyła ku chatce.Musiała przedostać się przezniski płotek.Jeśli ogrodzenie miało furtkę, skryła ją bujna roślinność.Po drugiej stronie zatrzymała się, by odczepić suknię od jakiegoś krzewu,lecz zastygła, słysząc trzask gałązki.Nie zdążyła się odwrócić.Na plecachpoczuła nagle zimną, twardą lufę.Pistolet.Na litość boską, zostanie zamordowana!Mężczyzna przemówił do niej po walijsku chrapliwie i ostro.Ponieważnie odpowiedziała, mocniej wbił pistolet w jej plecy. Proszę mnie oszczędzić, sir! Nie mówię po walijsku!  powiedziałabłagalnym tonem.Nacisk lufy zelżał nieco. Trzeba było tak od razu  rzekł mężczyzna. Odwróć się zatem.Nojuż, już!  ponaglił.Greer odwróciła się, zaciskając dłonie na szpicrucie, gotowa smagnąć niąnapastnika.Mężczyzna miał chyba tyle lat, co ona, i przystojną, opaloną twarz,204RS złote włosy w nieładzie, na twarzy kilkudniowy zarost, a oczy zielone, jak uksięcia.W ręku dzierżył pogrzebacz. Kim jesteś?  zapytał, oglądając ją od stóp do głowy. Greer Fairchild  odrzekła, poprawiając włosy. A kimże pan jest?Uśmiechnął się szeroko, jego oczy zalśniły z rozbawienia. Ach, zatem jesteś żywa? Nazywam się Madoc Jones  przedstawił się zeleganckim ukłonem. Wielki to dla mnie zaszczyt, panno Fairchild.Jest panipanną, nieprawdaż?  zapytał, zerkając na jej dłoń. Wielce mi przyjemnie,choć nie powinno tu pani być. Dlaczego?Madoc Jones szeroko otworzył oczy ze zdumienia. Bo nie i już  stwierdził. Na rozkaz księcia dom jest zamknięty. A dlaczego książę wydał taki rozkaz? A dlaczego księżyc wisi na niebie?  przedrzeznił ją młodzieniec imachnął pogrzebaczem. Nie wiem, skąd pani przyszła, ale musi pani już iść.Do widzenia.Miłego dnia! Jest pan strażnikiem? Raczej domownikiem  roześmiał się. Po prostu tu mieszkam i wzamian za to mam oko na dom.I na nieproszonych gości.Nikt nie ma prawa tuwchodzić.To dotyczy także i pani. Rozkaz księcia?  zapytała Greer. Mhm  potwierdził z bezczelnym uśmieszkiem. Ale w tym domu urodziła się moja matka!  powiedziała Greer,oplatając się ramionami. Umarła bardzo młodo, w ogóle jej nie pamiętam.Został mi po niej tylko ten dom.205RS  Ach, aż łza mi się w oku kręci, naprawdę  rzekł pan Jones, mrugającdo niej i ujmując ją stanowczo pod rękę. Sugeruję omówić tę sprawę zksięciem. Panie Jones!  krzyknęła, gdy ciągnął ją w stronę bramy przy chatce.Tak długą odbyłam podróż, z pewnością może mi pan pozwolić choćby sięrozejrzeć! Długą podróż aż z Anglii, jak słyszę  stwierdził. Tak! Z Londynu!Zatrzymał się nagle. Aż z tak daleka? Więc pozwoli mi się pan rozejrzeć?  zapytała słodkim głosem. Nie  odparł. Nie mogę  dodał z uśmiechem. Musi pani pomówić zksięciem. Z księciem!  prychnęła ze złością. Czy i pana trzyma tu wbrew woli? zapytała rozdrażniona. Wbrew woli?  Pan Jones roześmiał się głośno. Wręcz przeciwnie,panienko.Lubię mieszkać samotnie na skrawku opuszczonej ziemi. Proszę się ze mną nie droczyć  parsknęła. Nie ma pan pojęcia, przez co przeszłam! Nawet nie potrafię sobie tego wyobrazić  przyznał jowialnie. Mimoto będzie pani musiała znieść także i wypędzenie  oświadczył i zaczął jąprowadzić ku bramie. W porządku  poddała się Greer [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl