[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie da ci spokoju, jeśli nie będziesz się bronić.Powinnaś cisnąć mu jakieś dosadne staroegipskie przekleństwo. Nagle zaśmiała się.Najwyrazniej czuję się ju\ lepiej. To dobrze. Serena podniosła wzrok i uśmiechnęła się, po czym wzięła głęboki oddech.Nie obrzucam go przekleństwami, poniewa\ traktuje mnie wręcz okropnie i niekiedy swoimiwyskokami, złośliwością oraz mówieniem głupstw przyprawia mnie o taką wściekłość, \e mamochotę nim potrząsnąć i powiedzieć coś, czego bym \ałowała do końca \ycia. przerwała a potrafiłabym mu zrobić jakąś powa\ną krzywdę, Anno.Wierz mi.Znam dość du\o z tego, conazywasz egipskimi przekleństwami, aby to sprawić!Znów zapadło milczenie. To jest rzeczywiste, prawda?  Anna przetarła dłońmi twarz. Fakt, \e ludzie czegoś niewidzą lub nie rozumieją, nie oznacza wcale, \e to nie istnieje. Westchnęła. I nie mo\nasprawić, \e to zniknie, mówiąc po prostu, \e tego nie ma. Spojrzała na Serenę. Boję się.Serena pochyliła się i ujęła jej dłoń. Będę przy tobie.Ilekroć będziesz mnie potrzebować. Podniosła wzrok i potrząsnęłagłową. Spójrz, wracają.Widocznie nadszedł czas odjazdu.Porozmawiamy o tym pózniej.W autokarze Anna usiadła obok Bena.Andy usadowił się z przodu i bombardował Omarapytaniami.Serena siedziała na wprost Anny i mówiła bardzo niewiele.Wydawała się pogrą\onaw myślach, a kiedy wrócili na statek, natychmiast skierowała się do swojej kabiny.Anna patrzyłaza nią w zamyśleniu, a po powrocie do siebie zatelefonowała do niej.Minęło kilka sekund, nimSerena podniosła słuchawkę. Chciałabym porozmawiać z tobą trochę dłu\ej  powiedziała szybko Anna. Czymogłabyś przyjść do mojej kabiny? Tu nam nie przeszkodzi.Serena roześmiała się cicho..nasz kochany i tak uprzedzająco grzeczny Andy? Oczywiście, moja droga.Daj midwadzieścia minut.Przyjdę.Anna nie sprawdziła, czy flakonik jest na swoim miejscu.Nie pozwoliła te\ sobie spojrzećprzez ramię ani zerknąć do lustra.Skoro kapłani byli realni, musiała szybko zdecydować, czySerena mo\e pomóc, czy te\ jej ingerencja tylko pogorszy sprawę.Istnieje równie\, przypomniała sobie, pewne ostateczne rozwiązanie, które raz na zawsze poło\yłoby kres całejhistorii: rzeka.Następnym razem upewniłaby się, \e w pobli\u nie ma nikogo, kto widziałby, jakwyrzuca ampułkę.Nagle zagryzła wargi.A gdyby to zrobiła? A gdyby jedynie rozgniewała tymkapłanów?Wzięła głęboki oddech.Nie myśleć o tym.Od tej chwili jej umysł będzie zamknięty.Musitylko wytrwać w tym postanowieniu, a jeśli będzie wystarczająco silna, podejmie ogromnywysiłek i odmówi dostępu do swej wyobrazni, z pewnością nie nastąpią \adne dalsze wizyty, onapostara się niczego sobie nie wyobra\ać, niczego nie przewidywać ani niczego się nie bać.Nurtowała ją jeszcze jedna myśl: a mo\e Andy ma rację, a ona i Serena są w błędzie; mo\emroczne wizje, które ją nawiedzają, nie są niczym więcej ni\ tylko gorączkowymi imaginacjamiprzegrzanego mózgu?Usiadła na łó\ku i wysunęła szufladę nocnego stolika.Nie będzie chyba nic złego w rzuceniuokiem na pamiętnik przed przyjściem Sereny.To, co Luiza pisała o kapłanach i swych własnychwizjach, mimo wszystko wcią\ było dla Anny zdumiewające.Wyjęła pamiętnik z szufladyi przez chwilę siedziała zapatrzona w wytartą okładkę.Czy Phyllis zdawała sobie sprawę,pomyślała nagle, jaką  bombę zegarową podło\yła swojej pra-bratanicy, przekazując jej tenpamiętnik, a kilkanaście lat wcześniej flakonik na wonności, romantyczny prezent dla małegozachłannego dziecka?Westchnęła.Wzbraniając się przed podniesieniem wzroku i rozejrzeniem się po kabinie,otworzyła pamiętnik i zaczęła powoli przewracać strony, szukając pozostawionej między nimizakładki: widokówki ukazującej świątynię w Edfu na tle gorejącego zachodu słońca.* * *Luiza poprosiła na osobności kapitana, by przekazał wiadomość Hassanowi, ale ten tylkowzruszył ramionami i potrząsnął głową.Przyjazny uśmiech w jego błyszczących oczach zniknął.Popatrzył na Luizę z chłodną przyganą, skłonił się uprzejmie, lecz oficjalnie, i odszedł do swoichobowiązków.Luiza weszła na górny pokład i stanęła oparta o burtę, osłaniając się parasolkąprzed \arem przedpołudniowego słońca.Spoglądała poprzez Nil ku nabrze\u po drugiej stronie.Statek państwa Fieldingów był opustoszały, a na stojącym za nim parowcu lorda Carstairsa widaćbyło tylko jednego człowieka siedzącego po turecku na rufie i zszywającego \agiel.Zdeprymowana, zmięła trzymany w dłoni liścik, który napisała do Hassana, i upuściła go dowody.Kołysał się przez chwilę na fali, a potem zamókł i powoli zniknął z pola widzenia.Jakiś czas pózniej, słysząc niedalekie skrzypienie wioseł, podniosła wzrok i z dr\ącymsercem zobaczyła, \e płynie ku nim lord Carstairs.Bez uśmiechu obserwowała, jak unosi dłońw geście powitania.Udając, \e tego nie widzi, odwróciła się i przeszła na drugą stronę pokładu, by popatrzeć na miasto.Tego przedpołudnia Augusta ju\ wcześniej udała się z paniami Fieldingna brzeg, by zwiedzić miejscowy bazar.Luiza wymówiła się od pójścia z nimi.Nie miała ochotyna zakupy.Nie minęło wiele czasu, gdy usłyszała za sobą kroki na pokładzie. Czuję, \e jestem pani winien głębokie i serdeczne przeprosiny, pani Shelley.Nie odwróciła się. W rzeczy samej, lordzie Carstairs.Jeszcze większe przeprosiny jest pan winien mojemuprzewodnikowi, który został przez pana zwolniony.Zapadła cisza.Widząc, \e Luiza nie zamierza się odwrócić i rozmawiać, Carstairs podszedłdo burty i oparł się o balustradę obok niej. Moje intencje były jak najbardziej szlachetne, zapewniam panią  powiedział łagodnie.Pozwoli pani, \e spróbuję to wszystko pani wynagrodzić? Jak rozumiem, dziś po południuzabiorą statki w górę ku katarakcie.Jestem przekonany, \e  Ibis znów popłynie pierwszy.Zgodzi się pani, abym jej towarzyszył podczas pikniku na skałach, skąd mo\na będzieobserwować, jak statek zaczyna swą podró\ w górę rzeki? To byłby cudowny temat do obrazu.Słyszałem, \e Nubijczycy skaczą do wody niczym ryby, gdy ciągną liny.Towarzyszą im dzieci.To będzie wspaniałe widowisko.Stojąc obok siebie, spoglądali przez wodę na drugą stronę rzeki.W dali Luiza widziałaciągnione wozy konne na krętej drodze, osły z jezdzcami i kilka łodzi wyciągniętych na piaseknieopodal nabrze\a.Carstairs stał obok niej w milczeniu, zadowolony, \e podsunął jej tenpomysł, i prawdopodobnie świadomy walki, jaką toczyła z własnym sumieniem.Z jednej stronybardzo pragnęła przyjąć jego zaproszenie; okazja rysowania statku ze skał była zbyt kusząca, byją zignorować.Z drugiej zaś strony Luiza nadal była na niego wściekła i zdawała sobie sprawę,jak nielojalne byłoby to wobec Hassana. Proszę pomyśleć o swoim malarstwie, pani Shelley.Szkoda byłoby nie pokazać kataraktyze wszystkich stron  cichy głos lorda był bardzo przekonywający. Przynajmniej tyle mógłbymzrobić, aby zrekompensować pani stratę.Spojrzała na niego ostro.Wcią\ patrzył w dal.Nie odwrócił się.W końcu się zgodziła.Byłoby niemądrze, jak powiedział, odrzucić mo\liwość spoglądaniaprzynajmniej przez jakiś czas ze skał i okazję utrwalenia tego wydarzenia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl