[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.!Ze zgrozy obaj znieruchomieli i przestali myśleć.Zagęszczony tłum dzielił się spostrzeżeniami i uwagami.- A coś pan myślał, że tak to luzem zostawią? Najmarniej jedna sztuka musi jeszcze być w środku!- Ale jakoś inaczej wygląda.- Ten przez lornetkę widział! A ten drugi z dymnika patrzy!- Grzesiu, coś widział? Gadaj porządnie! Bez kitu!- Jakiego kitu, na co mnie kit, jak na ludzkich oczach stoi! Ruszało się, to popatrzałem! Morda taka jak dynia, do niczego to niepodobne, za szybą się kiwa! O, stąd widać!- Fakt, rusza się! O Jezu, i jakby błyska.!- Ten w środku może być w naturalnej postaci - przekonywał z przejęciem kierownik stacji benzynowej.- Te, co wysiadły, to ubrane, a ten w środku goły.- I myślisz pan, że tyłek wystawia? - spytał w zadumie mechanik z warsztatu wulkanizacyjnego.- Jaki tyłek?! To morda! Mordy mają takie w naturze!- No to przystojne nie są - skrytykowała ekspedientka ze sklepu obuwniczego.- A pani chciałaś się za któregoś wydać.?- Dowcipny się znalazł.Sam pan się wydawaj!- Ciekawa rzecz, co to błyska.Może ślipiami mryga? Oczów mają jak mrówków i na wszystkie strony naraz łypią.- Jak to jest morda, to ja nic nie rozumiem - powiedział rozsądnie kierowca zakładu pogrzebowego.- Wielka kobyła, w te ich banie by nie weszła.No popatrzcie ludzie, gdzie tym ubranym do tamtego gołego.!Istotnie, dynia automatycznego podnośnika znacznie przerastała rozmiarami hełmy kosmonautów.Żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że może to obudzić zastrzeżenia społeczeństwa.- Bo pewno ugnietli - zauważyła odkrywczo kierowniczka skupu pierza.- Takie to więcej gumiane i jak ugnietą zdrowo, to maleje.- Mniejsze, większe, może być, że im to wsio rawno - poparł ją konwojent MHD.- Wynalazek.E, flimon, co mnie tu do wąchania wtykasz! Zabieraj te pokrzywy, bo ja nerwowy jestem!- Nie flekuj, Gieniu - ułagodził go kolega.- Nie wal w ryja, grzecznie trzeba, zagranica patrzy.Goście przyleciały, niech widzą, że my dobrze wychowane.Satyryk i pilot wciąż stali pod swoim pojazdem jak martwi.Przyszło im wreszcie na myśl, że automatyczny podnośnik powinien zniknąć z pola widzenia ludności, ale nie mieli żadnego sposobu, żeby go zawiadomić, jak ogromne wrażenie uczynił na mieszkańcach Garwolina.Mieli nadzieję, że sam to spostrzeże, ale ulgi doznali dopiero, kiedy wśród zainteresowanych dostrzegli fotoreportera, a w chwilę później także i sekretarza redakcji.- W razie czego chyba ich powstrzymają - westchnął z nadzieją pilot, pukając w banię satyryka.- A przynajmniej nas ostrzegą.- Mogliby chociaż pomachać do tego cepa, żeby nie wystawiał pyska na widok publiczny! - zdenerwował się satyryk.- Położy imprezę!- Tamtym gorzej.- zauważył pilot i wskazał ruchem bani drugą stronę rynku.Zbita gęstwa trwała przy ścianie budynku, gdzie nauczyciel ocierał pot z czoła.Doradcy do spraw technicznych dawno już zabrakło figur geometrycznych, jął zatem tworzyć, za podpuszczeniem grafika, zaziemskie pismo.Grafikowi się nie spodobało.Zbliżył banię do jego bani.- Głupoty wypisujesz! - szepnął gniewnie.- Oddaj tę kredę, za bardzo te twoje gryzmoły podobne do naszych! Ja mam pomysł!Doradca do spraw technicznych z wielką ulgą przekazał mu kolejny kawałek kredy.Kredy jeszcze nie zabrakło, popędziła po nią bowiem obecna na miejscu młodzież szkolna.Wszystkie klasy zostały pozbawione materiału do pisania po tablicy, zapas dla przybyszów z kosmosu zgromadzono duży, zużywał się szybko, ale jeszcze resztki zostały.Grafik wpadł w natchnienie.Nauczyciel pisał a2 + b2 = c2, grafik zaś, wpatrując się w to pilnie, rysował obok wężyki, trójkąciki, romby, kreski oraz różne inne kształty, trudne do określenia.Historyk nie opuszczał stanowiska, dobił do niego architekt, obaj starali się uwiecznić pismo z innej galaktyki.Grafik pokrył część muru drobnymi kropkami.- To pan - szeptał nerwowo historyk.- Niech pan odtwarza! Pan umie rysować, ja nie, później się to zbada.- Pan policzy te kropki, na wszelki wypadek - rozkazał architekt.- Ilość przechodzi w jakość.to jest nie, nie to chciałem powiedzieć, ilość może mieć znaczenie.Grafik zorientował się, iż przerysowujący jego twórczość facet jest architektem, i postanowił przerzucić się na zaziemskie budownictwo.W architekcie ocknął się instynkt zawodowy.Rozpłomieniony, z wypiekami na twarzy, wiernie odtwarzał linie z muru na odwrotnej stronie odbitek, dostarczonych mu z kontrolowanej budowy.Bezeciarz z owej budy znalazł się na rynku jako jeden z pierwszych i gorliwie służył pomocą.Historyk nie marudził, nie protestował i nie stwarzał trudności, trzymał się tylko architekta wręcz kurczowo, postanowiwszy sobie nie wypuścić z rąk bezcennych materiałów.Szalejącego wśród tłumu sekretarza redakcji odnalazł jeden z panów, piastujących w dłoniach mocno już zdewastowane bukiety w opakowaniu z gazet.- Panie Krzysztofie - rzekł półgłosem - tu jest jeden profesor, fizyk zdaje się, ze swoimi.Własne zdjęcia zrobili.Sekretarza redakcji jakby ktoś oblał zimną wodą.- Bóg ci zapłać - szepnął.- Ktoś jeszcze co wie?- Tam chyba Jędruś trochę wyłapał.Ale widzę, że dopadł Januszka.Sekretarz redakcji obejrzał się na fotoreportera.Fotoreporter kiwał głową, w skupieniu słuchając słów innego pana z bukietem.Sytuacja rozwijała się w kierunku niekoniecznie pożądanym.Monstrum przy ścianie budynku kontynuowało twórczość na murze.Ze skłębionych dookoła widzów wypchnął się fotoreporter i stanął tuż za jednym z potworów.- Zaczynajcie się zmywać - polecił przenikliwym szeptem.- Zdaje się, że zaczyna być gorąco.Bez pośpiechu, ale bliżej maszyny.Potwór, zawierający w sobie doradcę do spraw technicznych, odpoczywającego po wysiłkach, zakołysał się gwałtownie.- Pan się odsunie! - krzyknął nerwowo ktoś z tłumu.- Nie dają do siebie podchodzić!Fotoreporter cofnął się pośpiesznie, monstrum zaś zbliżyło się do pozostałych i przytknęło łeb do ich bani.Grafikowi skończyła się wreszcie kreda, porzucił zatem twórczość i po chwili wszystkie trzy istoty ruszyły powoli i godnie w kierunku pojazdu.Tłum przemieszczał się razem z nimi.Sekretarz redakcji na wszelki wypadek ukrył mikrofon w wewnętrznej kieszeni marynarki i wyglądał jak zwyczajny człowiek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]