[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To, co ujrzałam, unieruchomiło mnie tylko na ułameksekundy.W mgnieniu oka trzeźwa, jakbym nigdy w życiu nie spała, wyprysnęłam z salonikui runęłam do sterówki.Tuż przede mną, przed samym dziobem jachtu, wyrastała straszliwa,niezmierzona ściana, bok jakiegoś potwornie wielkiego statku, lecący na mnie z przerażającąszybkością!!!Jeszcze wpadając do sterówki nie wiedziałam, co najpierw robić, ale robiło się samo.Wyszarpnęłam z koła nogę od krzesła.Jedną ręką wykonałam nim gwałtowny obrót w prawo,a drugą przepchnęłam prawą wajchę na ostatni ząbek do tyłu.Ściana nadlatywałanieuchronnie, jak Przeznaczenie.Jacht doznał nagłego wstrząsu, przechylił się lekko, rzuciłomnie na lewo, dziób w imponującej fontannie wykonał obrót.„Tył!!! - mignęło mi w głowie.- Tyłem zaczepię!!!”Szarpnęłam wajchę znów do przodu, wróciłam kołem w lewo, dziób zatrzymał się wobrocie.Upiorna ściana w ostatniej chwili przeniosła się na moją lewą burtę, przechodzącprzed dziobem o milimetry, o włos!!!… I w kilka sekund później rufa tego potwora zaczęłasię ode mnie oddalać.Padłam na fotel, ocierając pot z czoła, zdumiona, że żyję, zaskoczona niepojętymposłuszeństwem jachtu, który tak bez namysłu, bez oporu wykonał, co trzeba, chociaż ja samanie miałam pojęcia, jak go do tego nakłonić! Cóż to za cud techniki!… Zaraz, źle płynę,trzeba zawrócić.Gdzie jest tamta odrażająca kobyła, która mi tak idiotycznie wlazła w drogę?Przestawiłam jedną wajchę na zero i na jednym tylko silniku wróciłam na poprzednikierunek.Nawet łatwo poszło.Odrażająca kobyła wykonywała majestatyczny obrót na lewoode mnie.Dziw, że nie zatopiło jej to zbiegowisko na wszystkich piętrach burty od mojejstrony! Tabun ludzi, łeb przy łbie, przyglądał mi się machając rękami i chyba coś wrzeszcząc.Jakiś marynarz wywijał chorągiewkami najwyraźniej w świecie do mnie, z ich sterówki cośbłyskało.„Zdaje się, że to ja wpadłam na nich - pomyślałam samokrytycznie.- Chyba mająjakieś pretensje, dobrze, że nic nie rozumiem.Niech się odczepią, tyle tej wody, już nie majągdzie płynąć, tylko akurat tu!”Chętnie bym im powiedziała, co myślę, ale nie miałam na to sposobu.Widziałam, jakoglądają mnie przez liczne lornetki, więc spojrzawszy przezornie przed siebie znówzastopowałam koło sterowe, wyszłam na rufę i pomachałam im ręką z życzliwym wyrazemtwarzy.Uspokoili się natychmiast, marynarz z chorągiewkami zastygł w pół gestu i tak,znieruchomiały, znikł mi z oczu.Wkrótce potem ujrzałam następny statek.Myślałam, że też płynie w moim kierunku,ale po chwili okazało się, że go doganiam.Wyszłam na prowadzenie w takim tempie, żewręcz poczułam bliskość Afryki.Jeśli przez cały czas mam taką szybkość, to drugą stronęoceanu powinnam już widzieć.Gdzie, u diabła, podziewa się ta Afryka?Statki zaczęły się mnożyć jak króliki na wiosnę.Z północy na południe płynął nawetjacht podobny do mojego, tylko nieco większy.Przyjrzałam mu się nieufnie, niecozaniepokojona, czy przypadkiem nie nadzieję się tu na jakąś pogoń, zwłaszcza ze tak z jachtu,jak i z innych statków machali do mnie, czym się dało.Pojęcia nie miałam, czego chcą i o coim chodzi, żywiłam nadzieję, że to tylko takie przyjacielskie pozdrowienia.Płynęłam już czwartą dobę, a przeklętej Afryki ciągle nie było widać.Pogoda trwałajak zamówiona, ale niepokoiło mnie paliwo.Strzałka na drugim wskaźniku niepokojącoprzechylała się na lewo i według mojego rozeznania nie zostało już więcej niż jakieś ćwierćbaku.Jeżeli na początku miałam te dwanaście wanien, to teraz zostało mi najwyżej półtorej idoprawdy czas było zobaczyć jakiś ląd!Po namyśle i dalszych obliczeniach skręciłam bardziej na wschód, Afryka rozciąga sięna dość dużej przestrzeni, w końcu muszę na nią gdzieś natrafić!Ostatnie okropne przeżycie zniechęciło mnie nieco do posługiwania się autopilotem iprawie nie opuszczałam sterówki.O wpół do dziesiątej wieczorem minęło dziewięćdziesiątgodzin podróży.Zaczęłam się niepokoić coraz bardziej, ale twardo dążyłam na północnywschód z oczami utkwionymi w Gwiazdę Polarną, która mrugała do mnie pocieszająco.O świcie ujrzałam na horyzoncie coś jakby zamgloną chmurę i o mało się nieudusiłam ze zdenerwowania.O takich zamglonych chmurach naczytałam się do diabła itrochę i zawsze to było tak, że na widok chmury wszyscy żeglarze rzucali się zwijać żagle,laicy wyrażali zdziwienie, doświadczeni zaczynali odmawiać rozmaite modlitwy i potemokazywało się, że statek miał duże szczęście, jeśli zatonął w płytszym miejscu.Nie miałam cozwijać, prułam ostro w chmurę i zastanawiałam się, czy po odmówieniu modlitw zdążęjeszcze urżnąć się w zimnego trupa alkoholami z barku, żeby przynajmniej jakoś ulgowozginąć.Widok jachtu, płynącego sobie spokojnie w stronę przeciwną niż ja pod pełnymkompletem żagli nadzwyczajnie mnie zadziwił.Jak to, tam chmura, a oni płyną na ocean?Samobójcy?… Daleko, na lewo, ukazały się jeszcze dwa statki, również wybierające się naAtlantyk.Zdumiewające,czyżbychmurywostatnichczasachzmieniłymetodypostępowania?Samobójczych jednostek pływających pojawiło się więcej.Niektóre były mniejsze odemnie.Bez tchu, nie wierząc własnym oczom, wpatrywałam się w chmurę, która zaczęła sięjakoś dziwnie przeistaczać, pojawiły się w niej rzeczy całkowicie nietypowe dla chmur iwreszcie… Dobry Boże! To był ląd!!!…Zmniejszyłam szybkość.Bez sił i bez ducha siedziałam w fotelu, oparta o kołosterowe, dopiero teraz wyznając sama sobie, że właściwie przez cały czas prowadziło mnieszaleństwo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl