[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jest taki jeden naganiacz, podobny do wyżła.I jedna baba z gębą podobną doprosiaczka.Ma zawsze ogony z tyłu, nie wiem, jak ona to robi, ale cokolwiek na sobie nosi,zawsze to ma ogon z tyłu.Wyżeł współpracuje z jednym łysym i z jednym dziobatym.Aysy robiinteresy z tym z %7łoliborza, a z kim dziobaty, to nie wiem.- A baba z kim? - zainteresował się Paweł.- Baba ma szefa, który zazwyczaj urzęduje w Szwajcarskiej.Mówię wam, jest takicudownie piękny, że mi oko zbielało.Całkiem podobny do małpy, ma czarny, skołtuniony łeb,świecącą, czerwoną mordę i na samym froncie złoty ząb jak pięść.Ona załatwia mniejszetransakcje, a on większe, z tym, że po każdej większej jedzie w kierunku na południe.Pewnie matam melinę, ale nie wiem gdzie, bo na piechotę nie udało mi się go dogonić.Jezdzi wiśniowym taunusem.- Taksówką nie mogłaś.?- Zwariowałeś? Tylko by tego brakowało! Taksówkarze mają dobrą pamięć.- Trzeba odbadać, gdzie tam melina.- Pewnie, że trzeba.Ale niezależnie od tego trzeba ich przypilnować bezpośrednio.Ten łysy i ten piękny jak małpa ciągle załatwiają interesy z różnymi ludzmi, możecie byćspokojni, że za każdym razem mają przy sobie towaru co najmniej na jedną poduszkę.Trzebazorganizować napad. - Jak niby zorganizować? Gdzie te interesy załatwiają?- Różnie.Szympans ze złotym zębem przeważnie w samochodzie, dziobaty też, a oprócztego gdzie popadnie.W bramach, w knajpach, na klatkach schodowych, w Saskim Ogrodzie,rozmaicie.Trzeba sobie upatrzeć odpowiednią chwilę i siup.- Mają chyba jakąś obstawę? - zauważył krytycznie Marcin.- Mają, dlaczego nie? Pęta się tam paru bandziorów, ale na ręce im nie patrzą, bo klientmógłby się spłoszyć.Kręcą się tak trochę z boku.Jak się ich szybko napadnie, to obstawa niezdąży, a krzyku nikt nie podniesie, bo milicja też tam się kręci.- Ja bym wolał się włamać - wyznał niepewnie Paweł.- Już się do tego przyzwyczaiłem.- Gdzie się włamiesz? Już nam obiektów brakuje.- Trzeba znalezć melinę - powtórzył Donat.- W melinie mają tego więcej.- Jedno drugiemu nie przeszkadza, melina swoją drogą, a napad swoją.W efekcie Donatrozpoczął śledczą działalność samochodem.Adonisa ze złotym zębem i świecącą gębą wytropiłjuż po kilku dniach, stwierdzając, że odwiedza on piękną willę na Goszczyńskiego, z dziobatymnatomiast natknął się na szalone trudności.Dziobaty jezdził volkswagenem 1300 i dysponowałzrywem, który pozwalał mu błyskawicznie niknąć z oczu trabantowi.Niknął tak w różnychkierunkach, głównie jednakże w południowym.Donat stopniowo zaczajał się na niego corazdalej i za każdym razem poznawał następny odcinek jego drogi.Istniała szansa, że po paru latachdotrze do końca.Willa na Goszczyńskiego okazała się niedostępna.Przełażenie przez bramę odstrony ulicy było wykluczone, latarnia świeciła jasno, wszyscy dokoła mieli doskonały widok nawłamywaczy, z innych stron zaś najmniejszy nawet nacisk na ogrodzenie wywoływał w głębidomu jakieś straszne dzwięki.Wycie, brzęczenie i inne ostrzegawcze odgłosy.Niewątpliwie byłto obiekt najbardziej atrakcyjny, ale też i najlepiej strzeżony.Siedząc za żywopłotem z lornetką,Baśka przeprowadziła rozpoznanie i upewniła się, że skarbiec pana domu znajduje się na parterzei ma postać sejfu, ukrytego za regałem z książkami.Pan domu dbał wprawdzie o zasłanianieokien, pewnego razu jednakże pozostawił w zasłonach szparę, przez którą udało jej siępodpatrzeć jego poczynania.Odsuwał mianowicie regał za pomocą jakiegoś mechanizmu,odsłaniał wielkie, stalowe drzwi z tarczą pośrodku i wykręcał na tarczy sześciocyfrowy numer.Pięć cyfr odgadła, brakowało jej tylko szóstej.Niedostępność willi z sejfem zirytowała ją tak, że coraz gwałtowniej zaczęła domagać się napadu.Donat i Paweł w końcu ulegli.Zgodzili sięprzybyć na wezwanie, zaopatrzeni w dwa worki, workami omotać głowy upatrzonych ofiar,ewentualnie dać im w ucho i ograbić z mienia.W ten sposób znalezli się w Ogrodzie Saskim,gdzie na ławeczce siedział łysy z jakimś drugim, niewątpliwie klientem.Kiedy czwarty razenergicznym krokiem przemaszerowali obok ławki zajętej przez dwóch facetów, z natężeniempatrząc w przeciwną stronę, Baśka dostała szału.Bez wątpienia wypchnęłaby ich na tęprzechadzkę po raz piąty, gdyby nie to, że ofiary podniosły się i pośpiesznie oddaliły.Pogigantycznej awanturze wymogła na wspólnikach następną próbę, odebrawszy od nich uprzednioprzysięgę, że tym razem już się nie zawahają, następnie zaś upatrzyła moment, kiedy z klientemspotkał się naganiacz podobny do wyżła.Napad miał przebieg następujący: Wyżeł z klientemweszli na klatkę schodową budynku przy placu Dąbrowskiego, zatrzymali się na podeście międzypierwszym i drugim piętrem i na parapecie okna przeliczali paczki banknotów.Baśka na palcachzakradła się na pierwsze piętro, obejrzała z dołu zaabsorbowanych transakcją kontrahentów igwałtownymi gestami zaczęła przynaglać czekających niżej wspólników.Donat wepchnąłPawłowi w ręce jeden worek, sam zatrzymując drugi.- Ryzyk fizyk - wyszeptał z rozpaczą.- Leć, zanim skończą.Paweł chciał coś powiedzieć, ale schodząca Baśka wydała z siebiewściekły syk, niczym rozzłoszczona żmija.Popchnięty przez Donata, gwałtownie ruszył w górę.Słyszał, że wspólnik pędzi za nim [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl