[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam fakt zamieszkiwania córki Rossa z takim typem jest podejrzany.No iwszystko wskazuje na to, że prowadzenie się tej dziewczyny pozostawia wiele do życzenia.Miał nadzieję, że żona trzyma na ogniu kurczaki w potrawce.Diabli nadali ten deszcz!Jake przystawił krzesło do łóżka Banner, aby czuwać jak najbliżej chorej.Oddech miała słaby i płytki.Pierś ledwo, ledwo unosiła się i opadała.Nie wiedział, czymartwić się tak nikłymi oznakami życia, czy cieszyć się z tego, że najgorsze prześpi.Czasemdrgały jej powieki, jakby dręczył ją koszmarny sen.Na ogół jednak leżała bez ruchu, bezznaku życia.Wstał z krzesła i przyłożył dłoń do czoła dziewczyny; był gotów przysiąc, że jest mniejgorące niż wtedy, gdy sprawdzał ostatnio.Kiedy odjechał doktor? Tak naprawdę to nawet niezauważył jego nieobecności.Jedyne, co go w tej chwili obchodziło, to życie Banner.W kącie sypialni zauważył stos skrwawionych prześcieradeł.Wymógł na doktorze zgodęna ich zmianę po operacji.Ich widok przyprawił go o skurcz żołądka.To była przecież krewBanner! Zebrał je i wyrzucił za drzwi.Wypierze pózniej.Nałożył płaszcz nieprzemakalny i kapelusz i poszedł do stajni oporządzić zaniedbanego konia.- Cześć, stary - zawołał do zwierzęcia.- Myślałeś, że zapomniałem o tobie?Jake wytarł go dokładnie słomą i wsypał do żłobu solidną porcję owsa, na którą Stormy wpełni zasłużył.W ciszy stajni, przy monotonnym odgłosie lejącej się z okapu wody, groza sytuacjiuderzyła go jak obuchem.W tym momencie uświadomił sobie z przerażającą jasnością, żeBANNER MO%7łE UMRZE.- Nie, nie, nie - jęczał boleśnie i palcami wpił się w grzywę konia.- Nie może umrzeć!Jak Luke, jak ojciec.Azy zaczęły spływać mu po policzkach.Gdy ona umrze, jego życie też się skończy, zgaśnieświatło jego życia.Dwadzieścia lat temu skamieniał wewnętrznie i uczucia nie miały do niego dostępu;jakikolwiek związek z kobietą był zbyt ryzykowny, gdy utracił tę, którą kochał.To już lepiej wogóle się nie angażować.Tylko miłość do Lydii nie niosła ryzyka.Niestety Lydia była dlaniego stracona.Ale miłość do Banner?.Czy rzeczywiście kochał tę dziewczynę?- Nie wiem, nie wiem - szeptał w grzywę konia.Poruszyłby niebo i ziemię, byleby oglądać Banner ożywioną i pogodną albo złą, nawet zfurią w szeroko otwartych oczach - byle nie bladą i zimną, w okowach śmierci.Zerwał się i jak opętany, przez deszcz i kałuże, pobiegł do domu.Wszedł przez tylne drzwi,zrzucił buty i w skarpetkach wszedł do sypialni.Nic się tu nie zmieniło.Podszedł do łóżka i pochylił się nad leżącą.- Nie możesz umrzeć, Banner.Nie możesz mnie zostawić.Potrzebuję ciebie, by dalej żyć.Nie opuszczaj mnie, a ja zawsze będę przy tobie - szeptał zapamiętale, przyciskając usta dojej zimnych dłoni.Jedyną odpowiedzią był słaby oddech.Cichy wprawdzie, ale równomierny oddech natchnął go nadzieją.Wyprostował się.Niepozwoli, aby obudziła się w ciemnym, posępnym otoczeniu.Ogarnęło go szaleństwo -pozbierał wszystkie lampy, jakie znalazł w domu.Anioł śmierci nie znosi światła.Zdał sobiesprawę, że zaczyna myśleć jak szaleniec, ale jeśli światło miałoby w czymś pomóc - będzieświatło!Rozpalił w kominku oraz w piecu kuchennym.Przygotował sobie parę kanapek izagotował czajnik wody, na wypadek, gdyby Banner po przebudzeniu chciała pić.Po tym nagłym przypływie aktywności poczuł się zmęczony.Siedział przy Banner tak długo, aż zamknęły mu się oczy.Wstał, rozebrał się, owinął w koc i położył na kanapie.Zasnął niemal natychmiast.Było jej gorąco.Bardzo gorąco.Coś ciągnęło ją w dół, przyciskało do łóżka.Usta zdawałysię wypełnione watą.Czuła jątrzący ból w którymś punkcie ciała, ale nie mogła gozlokalizować.Chciała otworzyć oczy.Zwiatło było jednak za ostre.Raziło ją.Powoli jednak jej oczy przyzwyczajały się do jasności; otwierała je coraz szerzej.Spojrzaław okno i w szybie zobaczyła odbicie sypialni.Na zewnątrz było ciemno i wciąż padało.Starała się zebrać myśli, ale stanowiło to dla niej zbyt dużą trudność.Pokój raz wydawałsię bardzo szeroki i niski, raz wysoki i wąski.Aóżko skracało się, a za chwilę wydłużało doogromnych rozmiarów.Ta huśtawka odległości i proporcji przyprawiała ją o mdłości.Zaczęła się krztusić.Usiłowała się podnieść, ale poczuła piekący ból i padła na łóżko z głośnym jękiem.- Banner!Jake stanął w otwartych drzwiach sypialni.Musiała być nieprzytomna, bo wydawało sięjej, że on jest nagi.Podbiegł, ukląkł przy łóżku i wziął ją za ręce.- Jak się czujesz? Popatrzyła na niego ze strachem.- Nie wiem.yle się czuję.Co mi się stało?- Miałaś operację.Otworzyła szeroko oczy.- Operację? Myślisz o otwarciu.- Cicho, cicho, zaraz ci pokażę - wsunął jej rękę pod kołdrę i położył na obwiązanymbandażem brzuchu.Skrzywiła się z bólu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl