[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie zaznałaby spokoju.Mike kołysał ją w ramionach.Miękkie, delikatne ciało żony budziło w nim pragnienie.- Chcesz mnie, słodziutka? - szepnął.- Tak mocno, jak ja ciebie? - A kiedy Queenie spuściła głowę wmilczeniu, roześmiał się głośno.- Oho! Zawstydzona? - Umilkł.Wziął Queenie pod brodę i uniósł kusobie jej twarz.- Boże! Jaka275Josephine Coxty jesteś piękna, Queenie! - wykrzyknął głosem nabrzmiałym pożądaniem.- Ty - moja żona! Jużniedługo.już całkiem niedługo będziesz moja naprawdę! - Nie mógł dłużej zapanować nad sobą,odwrócił się i ruszył do drzwi.- Wychodzę do pubu - powiedział.- Chcesz czegoś?- Nie.- Queenie nie mogła się doczekać, kiedy mąż zamknie za sobą drzwi, a jednocześnie czuła siędziwnie zawstydzona.Niespodziewanie zaczęła mu współczuć; żeby stłumić to uczucie, ze zwiększoną energią wzięła się dopracy.Sprzątanie domu zawsze pochłaniało ją bez reszty i uwalniało od niepokojących myśli.Ta niewyczerpana żywotność nie opuszczała Queenie przez następne tygodnie, aż do ósmegomiesiąca ciąży.Dziewczyna czuła się zupełnie dobrze i dziękowała Bogu za żelazne zdrowie.Nagleprzyszła odmiana.Queenie stała się ociężała i każdy, nawet najmniejszy wysiłek pozbawiał ją energii.Męczyły ją kłujące bóle w dole brzucha i nagłe ataki duszności.- A co na to doktor? - spytała zaniepokojona Katy.Tego sobotniego popołudnia przyszła wcześniej izastałaQueenie zupełnie wyczerpaną powieszeniem niemałej porcji bielizny, którą uprała tego ranka.Dziewczyna siorbnęła herbatę z kubka, który staruszka wetknęła jej w dłonie, i uśmiechnęła się zwdzięcznością.- Przejmujesz się głupstawami, Katy.Ale cieszę się, że jesteś tutaj.Lekarz mówi, że dziecko musiuciskać jakiś nerw i nic się z tym nie da zrobić, trzeba poczekać aż się trochę przesunie.- Tak? Moim zdaniem najlepiej będzie wtedy, jak się wyniesie stamtąd w ogóle! - Katy przyjrzała sięuważnie zaczerwienionej i zmęczonej twarzy dziewczyny i wyczuła, że do porodu nie było już daleko.- Ciężko chodzić z wielkim brzuchem w takie upały.Nie pamiętam równie parnego276Grzechy ojcawrześnia.można się udusić! - narzekała.- Nie rozumiem tego twojego mężusia, kochanieńka -dodała po chwili.- Po jakie licho wziął sobotnią zmianę, kiedy ty jesteś o krok od terminu?- Potrzeba nam więcej pieniędzy, Katy - wyjaśniła Queenie.Nie skłamała, ale też nie powiedziałacałej prawdy.Mikerzeczywiście ją zaniedbywał.Nigdy by się nie przyznała, że tak naprawdę odczuwała z tego powodugłęboką ulgę.Ostatnio był coraz bardziej zaborczy, wiecznie deptał jej po piętach, w kuchni, w saloniku, czy napiętrze.A od tego środowego wieczoru, kiedy wróciła ze schroniska, gdzie Rick i dzieci mile jązaskoczyli pożegnalnym przyjęciem, wykorzystywał każdą okazję, by jej przypomnieć, że jużniedługo będzie mógł z niej uczynić swoją prawdziwą żonę".Nie pozostawiał najmniejszych wątpliwości co do swoich intencji.Ostatniej nocy, kiedy się rozbierałado spania, nagle poczuła, że Mike ją obserwuje.Odwróciwszy się, ujrzała jego uśmiech pełensatysfakcji.Ogarnęło ją uczucie strachu i poniżenia.Kiedy owinęła się podomką, Mike wstał z łóżka,podszedł do toaletki i wziął żonę w ramiona.Wyłuskał ją z cienkiego materiału, gładził całą,przesuwał dłońmi po twarzy, długich jedwabistych włosach i piersiach.Potem stanął przed nią wrozkroku, przesunął dłonią po okrągłym brzuchu.- Już niedługo - szepnął czule - bękart przestanie być przeszkodą.- Zachichotał.Potem dodał jużtwardym, zimnym głosem.- Jutro jestem w pracy, słodziutka.Wrócę po ósmej.- Po ósmej? - Oueenie jęknęła w duchu.- Ale, Mike! Przecież obiecałeś.Powiedziałam im, żeprzyjdziesz- No to teraz, do cholery, powiesz im, że nie przyjdę.Niepowinienem był się w ogóle w to mieszać.Co ja niby mam do roboty między twoimi znajomymi? Niemamy ze sobą nic wspólnego! - Mówiąc nie patrzył na nią.Wrócił do łóżka.-Ty też nie pójdziesz -dodał spokojnie.- Nie pozwalam ci!285Josephine CoxChcę, żeby moja żona była w domu, kiedy wrócę z pracy.Słyszysz?Queenie słyszała, a z tonu jego głosu wywnioskowała, że nie ma sensu się sprzeczać.Mike oszukiwałją już wcześniej, bez najmniejszych wyrzutów sumienia łamał obietnice.Po ślubie okazał sięczłowiekiem o przekonaniach zmiennych jak chorągiewka na wietrze i chwiejnej moralności.Mimowszystko Queenie nie wątpiła ani przez moment, że ją kocha.Niestety, nie była to miłość czuła iopiekuńcza, lecz dławiący egoizm, który ją do niego jeszcze bardziej zrażał.Rick zaprosił ją na przyjęcie z okazji dwudziestych pierwszych urodzin, załączając zaproszenie takżedla Mike'a.Queenie obawiała się ich spotkania.Mike mógł rozpoznać w Ricku drągala", któryprzeszkodził im tamtej nocy, kilka miesięcy temu.Przyjął zaproszenie ze słowami: Najwyższy czas,żebym się przyjrzał temu prawie księżulkowi", a Queenie bała się jeszcze bardziej.Dlatego jego nagłazmiana zdania przyniosła jej ulgę, ale polecenie, by i ona została w domu, naprawdę ją rozwścieczyło.W takich chwilach jak ta zastanawiała się, czy nie zamieniła przypadkiem jednego George'a Kenneyana drugiego.Tamten wzbudzał w niej lęk, a jednak potrafiła mu się jasno i wyraznie przeciwstawić, nawet kiedy jejserce ogarniał lodowaty strach i cała drżała w obawie przed konsekwencjami.Na Boga! Potrafi sobierównie dobrze poradzić z tym despotą.Mike Bedford nie musi iść na przyjęcie Ricka, jeśli nie maochoty, lecz ona pójdzie - z jego pozwoleniem lub bez.Pózniej, kiedy spokój mrocznej sypialni zakłócał jedynie rytmiczny oddech śpiącego męża, Queeniemyślała o tym, jak bardzo nie może się doczekać jutrzejszego przyjęcia u Ricka.Musiała przyznaćprzed samą sobą, że tęskniła za Rickiem, nawet jeżeli się łudziła, że powodem jej podekscytowanianie jest wcale chęć ponownego spotkania
[ Pobierz całość w formacie PDF ]