[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. David nie jest prawdziwym ojcem Lucy, Jasper.Sęk w tym, że jejprawdziwym ojcem jest gość z Ministerstwa Spraw Zagranicznych.Ojciec Madeleine.Mówiła ci o nim, prawda? O Jezu. Wydałem z siebie cichy gwizd. Właśnie.Nazywa się Julian Belmont. Zerknął na mnie. Jestteraz numerem trzy w paryskiej ambasadzie.tak twierdzi Donald.Kiedyś posuwał wszystko, co się ruszało.Zresztą wciąż jest pies nababy.Spojrzałem na Williama surowo. Prosiłeś Donalda, żeby dowiedział się czegoś o ojcu Madeleine? Nie, nie prosiłem.Donald mailował do mnie w innej sprawie.Wprzyszłym miesiącu wybieram się do Nowego Jorku, żeby dopilnowaćprzygotowań do naszego specjalnego koncertu bożonarodzeniowego.i wspomniał o tym przy okazji.To wszystko.Dobrałem się do drugiej wódki. Nie rozumiem.Jakim cudem ten cały Julian jest ojcem Lucy? No więc tak. William zwolnił i przetarł rękawem szybę.Mgławdzierała się do środka.Podkręcił dmuchawę i podniósł głos przygłośnym szumie. W zamierzchłej przeszłości początku latsiedemdziesiątych Julian Belmont poślubił matkę Madeleine, również oimieniu Magdalena, gdybyś nie wiedział, i również, jak twierdzi Lucy,nie mniej cierpiącą na ową dolegliwość zwaną kobiecą urodą.Wkażdym razie młoda i szczęśliwa para mieszka razem w Londynie i poniespełna roku pani Belmont odkrywa, że jest przy nadziei z twoją.zesłodką małą Madeleine Isabellą.Bardzo szybko  ciągnął William  pan B.wraca do kawalerskichzwyczajów i zaczyna skakać z kwiatka na kwiatek, mimo iż jego żonawygląda jak współczesna Helena Trojańska.I zgadnij, kto okazuje sięjedną z jego nowych zdobyczy? Matka Lucy.Która jest już, niestety,żoną kogoś innego.sympatycznego pana, którego Lucy nazywa swoim tatą. Davida. Davida.Lucy też tak do niego mówi, prawda? David? Zawsze jestpodejrzane, kiedy dziecko zwraca się do rodzica po imieniu.Na drogę przed nami wyleciał zając.William zahamował i z tyłuwszystko  mój stół i pudła  przesunęło się do przodu.Oszalałe zestrachu zwierzątko pomknęło wzdłuż drogi, kicając to w jedną, to wdrugą stronę  za wszelką cenę pragnęło umknąć światłom.A potemrównie szybko gdzieś przepadło. Przepraszam.Z twoimi rzeczami wszystko w porządku? Spokojna głowa.najważniejsze rzeczy są w skrzyniach.Mówdalej. No, w każdym razie, zostaje poczęta Madeleine, zostaje poczętaLucy: dwie matki, ten sam ojciec.Londyn szaleje, ale najwyrazniej zlesię dzieje w domu Belmontów.Magdalena podejrzewa męża, że ją zdradza, i dużo pije, chcąc to udowodnić.Tymczasem mama Lucy. Veronica. Mama Lucy, Veronica, rozkochuje się w urodziwym panu B.nazabój. Jezu. I tak pewnego feralnego wieczoru Veronica przybywa do swojegomężczyzny i jest mocno zaskoczona, gdy drzwi otwiera jego ukochanażona. Przejebane. Właśnie.Pan B.wraca do domu po ciężkim dniu przerzucaniapapierków w ministerstwie i zastaje nie jedną, ale dwie nieszczęśliwekobiety w ciąży.Niecne przymierze.No i, jak to mówią, zrobiła sięchryja.Skrzywiłem się.Ale w końcu posmakowała mi wódka.Williammówił dalej: I znów powtarzam po Lucy: David i Veronica nie mogli.niemogą.mieć dzieci, Veronica postanowiła więc wyznać Davidowi, cosię dzieje.Nie przyjął tego wyznania spokojnie.Ale zostawiwszy mężaciskającego szkłem o ściany, Veronica zamierza najpierw wybadać, cojej ukochany Julian myśli o tym, żeby zostawiła biednego Davida i żebyodeszli razem  Veronica i Julian  w stronę zachodzącego słońca.Odkrywa jednak, że Julian jest żonaty, i głównym problemem nie jestto, co o tym wszystkim myśli pan B., ale co ma do powiedzenia jegopiękna żona, półWłoszka, alkoholiczka i wariatka. PółWłoszka? Podobno.Rzymianka.W każdym razie skutek jest taki, żeMagdalena wpada w szał: nie chce rozmawiać z mężem ani wychodzić zdomu w jego towarzystwie  bardzo zła wiadomość dla kogoś, kto musibrać udział w dyplomatycznych przyjęciach.Co gorsza, Magdalenazaczyna pić jeszcze więcej, nie zważając na nowo narodzone dziecko, iw końcu, dziesięć miesięcy pózniej, postanawia do wieczornej skrzynkibrandy dodać garść pigułek.Umiera.  Biedaczka. Tymczasem matka Lucy, która przejrzała na oczy i nienawidziJuliana razem z ziemią, po której stąpa, zaczynacierpieć na depresję poporodową i o mało też nie odbiera sobieżycia.Zauważ, jak grzechy matek odbijają się na córkach. Williampokręcił głową. Właściwie jedyną osobą, która wychodzi z twarzą zcałej tej zawieruchy, jest pan David Giddings.Jakoś znajduje siły, żebywybaczyć żonie, i chce wychować Lucy jak własną córkę.aczkolwieknie bez szczodrych zastrzyków gotówki na opłaty szkolne, urodziny itak dalej od prawdziwego winowajcy.W wieku trzynastu lat  mówi dalej William  Lucy i Madeleinezostają wysłane do tej samej szkoły z internatem, którą opłaca z Paryżadręczony wyrzutami sumienia Julian.Matka Lucy przyjmuje pieniądze,ale nalega, żeby wyjawić prawdę Lucy teraz, gdy jest już duża.Pozatym.jak przypuszcza Lucy.Yeronica uznała, że Lucy powinnawiedzieć o siostrze, na wypadek gdyby poczuła się samotna, zaczęłatęsknić za domem czy coś takiego.Yeronica nie chciała, żeby Lucytelepała się z powrotem do Londynu za każdym razem, gdy poczuje sięnieszczęśliwa.Tak czy inaczej, pomysł wypalił.Lucy i Madeleinezostały dozgonnymi przyjaciółkami.Połączyły je krytyczne opinie omatkach, głęboka nieufność do ojca oraz, jak przypuszczam, poważne,choć nie zdiagnozowane problemy emocjonalne, których efektem jestzaawansowana psychoza na punkcie młodych mężczyzn.I w tymmomencie na scenę wkracza niejaki pan Jasper Jackson.Przerzuciłem się na brandy.W jakimś mrocznym miejscu, zupełnie nie do odróżnienia odinnych, które minęliśmy, William włączył kierunkowskaz. Ludzie nie zdają sobie sprawy, że w pewnych okolicznościachwciąż można mrugać ironicznie  powiedział. A teraz bardzo cięproszę, Jasper, daj mi dopić to brandy, dłużej tego nie zniosę. Skręciłostro w lewo. Następne dwadzieścia kilometrów to droga prywatna ijeśli jakiś sukinsyn będzie chciał powstrzymać mnie przed piciem, niech zanosi pretensje do Edwarda II.Oddałem mu to, co zostało.28.Nokturn na Zwiętą LucjęWprzódy mnie się przyjrzyjcie, jeśli chceciePokochać, gdy się zacznie wiosna, świat nowy: Jam bowiem jestjałowy Jak wszystko, co martwe w świecie: Miłości ofiara.Bo mitość z pustki choćby się postaraWycisnąć soki  alchemią się para;I mnie stworzyła z takich ingrediencji,Które są brakiem: z mroku i absencji.Od dwóch tygodni używam do pracy wronich piór  powoli,cierpliwie dodaję filigranowe detale do wersalików we wszystkichwierszach kolekcji.Tutaj nie można się pomylić: najdrobniejszepotknięcie i cały wiersz trzeba przepisywać od nowa.Ale mojakoncentracja jest niezmącona, a uwaga, z jaką rozwiązuję wszystkieproblemy  staranna.Za oknem kołyszą się wysokie topole targane pazdziernikowymwiatrem, a nad trawnikami unosi się i płynie poranna mgła.Niebo wNorfolk ma barwę rozwodnionego, niemal całkowicie rozcieńczonegoatramentu; ale gdy minie ranek i jesienne słońce wzniesie się wyżej, mójwzrok będzie mógł sięgnąć dalej, ponad rododendronami, ponad rzeką imokradłami, w stronę morza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl