[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gestem pokazał za rzekę, na gnijące uciętegłowy, nabite na piki.– W takim razie zacznę od nich.To samomogło spotkać również mnie.– Co? Mówisz poważnie? – Rose wzdrygnęłasię mimo woli.Zwykle starała się nie patrzeć na gnijąceczerepy nieszczęśników, którzy zadarli zprawem, wystawione tam po egzekucjach dlaostatecznego pohańbienia i jako ostrzeżenie dlainnych.– Och, śmiertelnie poważnie.Spędziłemwiele lat w Tower z winy własnej, niekonieczniemłodzieńczej głupoty.– Co zrobiłeś? – Rose nie mogła sobiewyobrazić, że ten pogodny, zadowolony z życiamężczyznasiedziałwnajstraszliwszymlondyńskim więzieniu.– Myślałem, że jestem mądrzejszy odkrólowej.– Silas pocieszająco ścisnął jej ramię.– Ale nie bój się, odrobiłem swoją lekcję.Wtedyuważałem, że muszę być wierny katolickiejwierze, wpajanej mi od dzieciństwa; dzisiajuważam to za głupi i szalony upór.Widziałemjuż dość wojennych okropności, by wiedzieć, żebratobójcza wojna jest najgorszym z grzechów.A dojdzie do niej, jeśli pogrążymy kraj w walceKościołów.Nie przerażaj się, że idziesz pod rękęze zdrajcą.Tamten człowiek został w Tower, ateraz jestem lojalnym poddanym królowej.– Cieszę się, panie.– Ano, mądry żołnierz nie wystawia głowy zokopu, kiedy zaczynają świstać kule; to niezłażyciowa zasada.– Poklepał jej dłoń.– Nie myśl,że nic o tobie nie wiem, moja droga.Londyn toistna beczka plotek, które leją się z jej kranika.Niejedną opowieść słyszałem w szynkach.Rose szarpnęła się, usiłując uwolnić ramię.A więc uważał ją za ten rodzaj kobiety?– Rozumiem – mruknęła.– Nieprawda, moja miła.Kto z nas pierwszyśmie rzucić kamieniem? Powiedziałem tak, abyświedziała, że znam twój niewesoły los.Jeślizdradzisz mi nazwisko tego drania, nadzieję gona moją klingę jak wieprzka.Rose widziała, że nie żartuje.– Było, minęło, panie.– Naprawdę było jejobojętne, czy Henry Talbot chodzi jeszcze poziemi, czy już leży pod nią.– Znów nieprawda.To, że musisz kroczyć potym moście, wlokąc za sobą swoją reputację jakkulę u nogi, wzbudza we mnie gniew.Samwiem, jak to jest, ale mnie przynajmniejrozkuto, kiedy miałem wchodzić na szubienicę.Podziwiam cię, że nosisz głowę wysoko.Todlatego właśnie cię zaczepiłem, przysięgam.– Tylko dlatego? – Rose nie była tak naiwna,by nie domyślać się innych powodów.W oczach Silasa pojawił się figlarny błysk,który rozbroił ją do reszty.– Byłabyś zaskoczona, gdybyś poznała inneprzyczyny, ale ta akurat jest najważniejsza.– Na pohybel plotkom! – Rose strzeliłapalcami, wyobrażając sobie, że wyimaginowaneokowy pękają i opadają wokół jej stóp.Miałrację: powinna odczuwać gniew, że tak długozmuszano ją do życia na klęczkach, podczasgdyprawdziwywinowajcachodziłzpodniesionym czołem i nikt nie zamierzał gopotępiać.– Dzięki – dodała.– To było.trudne.– Przyznanie się sprawiło jej ulgę.Przez te pięćlat nie spotkała nikogo, z kim mogłaby siępodzielić swoim cierpieniem, a nie chciałaobciążać nim Mercy.Reszta rodziny miała zbytsurowe poglądy, by jej współczuć.– Obawiamsię jednak, że wszystko zacznie się od nowa –wyznała szczerze.– Mój szwagier uznał, że mamzły wpływ na jego najmłodszą córkę, i właśniedziś kazał mi poszukać sobie nowego miejscado życia.Silas mocniej zacisnął palce na jej ramieniu.– Naprawdę? Tak zrobił? Chcesz, żebymnadział i jego?Rose ze śmiechem pokręciła głową.– Czy to jest twój sposób na wszystkieprzeciwności życia, panie?Odpowiedział jej zbójeckim uśmiechem.– Starzy wojacy tacy są, pani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl