[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Joe zapatrzył się w horyzont.- Szczerze mówiąc,taki miałem zamiar.Przyjechałem, żeby wystawić domna sprzedaż.Ale kiedy tu wszedłem, zrozumiałem, żeto błąd.Kiedy oprzytomniałem, okazało się, że poszedłem na posterunek i zgłosiłem chęć pracy.Komendant Robinson właśnie zamierzał przejść na emeryturę i spadłem mu dosłownie jak z nieba.~ 181 ~- Musiałeś mieć spore doświadczenie, żeby dostaćz marszu to stanowisko.Joe oparł się o poręcz.- Przez dwanaście lat pracowałem jako policjantw Los Angeles.Zacząłem od razu po akademii, gdymiałem dwadzieścia trzy lata.Pracowałem w patrolach, przy narkotykach, napadach, gangach.Widziałem już wszystko.Sądząc po tonie jego głosu, większości z tych rzeczywolałby nie oglądać.- Zatoka Aniołów musi ci się wydawać koszmarnienudna - zaryzykowała.- Przeciwnie.Jest idealna.- Spojrzał jej w oczy.- Marzyłem o rzuceniu LA w diabły.Odszedłem zpracy niemal miesiąc przed otrzymaniem spadku.Niewiedziałem jeszcze, co zrobić z życiem, prócz tego, żedłużej nie mogę tego ciągnąć.Zamieniałem się w obcego człowieka.Sam siebie nie mogłem rozpoznać.Musiałem się stamtąd wyrwać.- Stało się coś złego? - odruchowo zapytała Charlotte.Joe milczał przez chwilę.- Przepraszam cię.Nie powinnam była pytać.Joe westchnął.- Aresztowałem przestępcę i zostałem znienackazaatakowany.Zaczęliśmy się bić.To był chory, zboczony drań i naprawdę miałem ochotę go zabić.Mójpartner zdołał mnie odciągnąć w ostatniej chwili.Następnego dnia złożyłem rezygnację, sądząc, że mojakariera policyjna skończyła się raz na zawsze.Po kilku tygodniach trochę się uspokoiłem.Kiedy przyjechałem do Zatoki Aniołów, poczułem się, jakby ktośzapalił światło w ciemnym pokoju, w którym byłembardzo długo zamknięty.Wszystko mi się tu podobało.Nie zdarzają się tu poważne zbrodnie, a te problemy, które napotykam, rozwiązuję z radością i satys-~ 182 ~fakcją.Zawsze uwielbiałem być policjantem.Nie mogłem tylko znieść pracy w Los Angeles.Tutaj ludziesą dobrzy i dbają o siebie nawzajem.- Przeczesałwłosy palcami.- Wybacz, czy gadam nie na temat?Charlotte zagryzała wargi, żeby się nie roześmiaćz powstrzymywanej radości.Nie mogła uwierzyć, żeJoe się jej zwierza.- Nie, skądże.Zresztą doskonale cię rozumiem.Pracując tutaj, mam szansę poznać wszystkich moichpacjentów, stać się częścią tego miasta.Bardzo to lubię.- Zdawało mi się, że nie jesteś pewna, czy zostaniesz na stałe - uniósł brwi w niemym pytaniu.- Chyba naprawdę lubisz swoją pracę.- Uwielbiam.Kocham to miasteczko.Jednak mamdość trudną relację z mamą i o części spraw z przeszłości wolałabym całkiem zapomnieć.Tutaj to nietakie proste.- Nieważne, dokąd się udasz, nie ucieknieszprzed przeszłością - stwierdził Joe.- Może czas sięz nią zmierzyć?- Powiedział facet, który właśnie opowiedział mihistorię swojej ucieczki - prychnęła Charlotte.Joe przechylił głowę.- Racja.Jednak ja nie uciekałem przed przeszłością.Raczej przed przyszłością, która nie malowałasię w jasnych barwach.Jaka przyszłość czeka ciebietutaj? Gorsza niż gdzie indziej?- Sama nie wiem.Teraz próbuję po prostu pomócmamie po śmierci taty.- Charlotte czuła, że chcezmienić temat.- Jak się nazywał twój wujek? Możeznam go z kościoła?- Carlos Ramirez.Był bratem mojej mamy.Wierzył, że jest potomkiem Juana Carlosa Ramireza z legendarnej Gabrielli".~ 183 ~- Ciekawe.Joe wzruszył ramionami.- A ty? Miałaś przodków na statku?- Nie.Rodzice przyjechali tu, gdy tata dostał parafię.Oboje dorastali w San Diego i tam została całanasza rodzina.Myślałam, że mama będzie chciaławrócić do miasta, ale Zatoka Aniołów jest całym jejżyciem.Poza tym tu jest grób taty.- Upiła kolejnyłyk.- Sądzisz, że nie zanudzisz się tu za jakiś czas?Rozumiem, że potrzebowałeś zmiany, ale po latach.Zerknął na nią spod brwi.- Mówisz teraz jak moja żona.- %7łona.Jasne.Prawie zapomniała.- Rachel jest przekonana, że znudzęsię w ciągu sześciu miesięcy.I że prędko wrócędo LA.Ale nie ma racji.Dopiero tutaj czuję się jakw domu.Poszukiwałem tego miejsca, choć sam o tymnie miałem pojęcia.Jeśli to, co mówię, ma w ogóle jakiś sens.- Ma.Poszukiwałeś tego miejsca, choć o tym niewiedziałeś, dopóki tu nie dotarłeś.- Tak - szepnął miękko, wpatrując się w jej twarz.- To niedorzeczne.Sądziłem, że mam już wszystko,czego potrzebuję i czego pragnę, i nagle okazało się,że jest odwrotnie.Charlotte nie miała pojęcia, o czym Joe mówi.Była zbyt poruszona jego spojrzeniem, świadomością tego, jak blisko siebie stoją i w jak bardzo odludnymmiejscu się znalezli.W głębi domu trzasnęły drzwi.- Joe! - zawołał kobiecy głos.- Joe, gdzie jesteś?Po chwili na taras weszła wysoka kobieta.Byłaśliczna.Miała kruczoczarne włosy, bardzo jasną karnację i ciemne oczy.I była bardzo, bardzo szczupła.Wyglądała jak modelka w krótkiej czarnej sukience~ 184 ~i stylowych szpilkach.Na widok Charlotte zmarszczyła brwi.- Rachel.- wyjąkał Joe.- Nie wierzę, że przyjechałaś.- Właśnie widzę - odparła ostro.- Nie przedstawisz mnie swojej.przyjaciółce?- To Charlotte Adams.Doktor Adams - poprawiłsię, odchrząkując.- To moja żona Rachel.- Bardzo mi miło panią poznać - zdołała wykrztusić Charlotte, wyciągając dłoń.Rachel uścisnęła ją krótko, bez uśmiechu.- Wydawało mi się, że nie dasz rady przyjechać- oznajmił Joe
[ Pobierz całość w formacie PDF ]