[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozumie się, że wszystko, o czym tu mowa, tyczy się tego doktorowania sprzed lat pięciuset ijeszcze stu.A było ono dziwaczne i cudaczne.Dziw prawdziwy, że nie pomarli od niegochorzejący ludziska.Widać jednak z tego jasno, że mocni byli ludzie, którzy znieśli owe obfite krwi puszczanie,proszków z żab suszonych połykanie, ziołami palonymi okadzanie i inne paskudztwa.Patrzył na te leki Bartek, pomagał doktorowi ziołami kadzić, proszki ucierać, krew puszczać.A także na piwo go prowadził i do domu go z powrotem przywodził.Doktor nie mógł się godość nachwalić.Po dwóch latach zdarzyło się, że doktor do jakiegoś wielmoży pod Kraków wezwany był.Wyprowadził Bartek doktorską kobyłę, osiodłał, doktor odział się w najlepszą szatę, zabrałworek proszków, słój pijawek, rycyny faskę i powiada:- Słuchaj, Bartek.Jadę do tego obżartucha, co się zimnej gęsiny objadł i ledwie tchnie.Muszęzeń te zimne gęsie humory wypędzić! Ty zaś ostań, a żeś już w wiedzy doktorskiej osłuchany,gdy się jaki chory zjawi, to go lecz.Bartek skłonił się doktorowi grzecznie i pyta:37- A talary za to leczenie czyje mają być? Moje czy doktora?- Twoje! Twoje - rzecze doktor, szatę podkasał, na kobyłę skoczył i jedzie, aż się faskarycyny i wór z lekarstwami po kobylich bokach telepią.Oto drogą się człapiedoktor na swojej szkapie.Jedzie z doktorską miną,wiezie konew z rycynąi pełno leków w worzeskutku życzym, doktorze!Tak oto nadjechał doktor do chorego.Bartek zaś izbę doktorską zamiótł, szatę szerokąwdział, w oknie stanął i chorych wygląda.Wnet zjawił się miejski rajca, któremu, że naprzeciągu siadł, w uchu ból tykotał.Zajrzał Bartek do ucha rajcy, dmuchnął, chuchnął, zamamrotał:- Na uchos strzykantos dobrze podmuchantos.- %7łe co? - pyta rajca.- To po łacinie - mówi Bartek z ważną miną.Wziął mały mieszek, w ucho rajcy dmuchnął, ażtemu sto świeczek w oczach pokazało się, ucho ziołami obłożył, chustą je przewiązał ipowiada:- Nowiu trza unikać, na lewym boku spać i ziołami, co wam z apteki doktorskiej dam, uchookładać.- A pomoże? - pyta rajca.- Pomoże - nadął się Bartek dumnie.- Piękne dzięki, doktorze.A co się za poradę należy?- Za poradę - talara.A za zioła, co wam je z apteki doktorskiej wydam - takoż talara.Zapłacił Bartkowi rajca dwa talary i postękując wyszedł.Przyszła potem burmistrzowa ciotka, na smutek, wzdychanie, serca trzepotanie sięuskarżając.- Unikajcie, pani, ludzi, co wam się przeciwiają - rzecze Bartek i oko przymruża.Wiedziałbowiem, co w mieście głośne było, że burmistrzowa ciotka z całym domem siostrzeńca kotydrze.Klasnęła w ręce stara pannica.Spodobała jej się ta rada.- A to trzeba by mi z miasta wyjechać!- Wyjedzcie, pani, a im rychlej, tym lepiej.Na wieś.Chodzcie tam po gaikach o wschodzie azachodzie.Kwiatki wąchajcie.Ptaszków słuchajcie.A tu wam ziółka dam.Flores nahumores.- Flores?- Na humores.Przednie.Podszedł Bartek do doktorskiej apteki, wyjął ciemierzycy garść, gorczycy garść, pieprzudobrą szczyptę dołożył."No - myśli.- Jak się wykicha, wigor do awantur zgubi".I pięknie jej te specyfiki upakował.- Mam to parzyć? Pić? - pyta burmistrza ciotka.- Wąchajcie jeno to, pani.Pomoże.Podziękowała pannica Bartkowi, który się do niej pięknie uśmiechnął, i złoty talar mu dała.Przyszła też wiejska kobiecina, która na krakowski targ przyjechała.Febra jakoś nią trzęsie.Przepisał jej Bartek zioła na poty.Chce się kobiecina wypłacić, lecz Bartek spojrzał na nią igłową potrząsnął.Zdała mu się uboga, drobna i stara właśnie jak własna matka.Ale babina38nie chciała łaski doktorskiej.Dała mu więc gęś.Co było robić? Wziął Bartek gęś, upiekł ją izjadł na obiad.Tak to leczył Bartek, wiedzę Medikusa stosując, a własnym dowcipem ją krasząc.Odwiedzało go też chorych co niemiara.Kwękających, kaszlących, spuchniętych,przygiętych.Zebrał więc Bartek talarów skrzynkę i pięknie się upasł na znoszonych przezchorych ze wsi kurach, kaczkach, kiełbasach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]