[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czujesz się.no.zaręczony?- Oczywiście, że tak, Angliszko - powiedział Jamie, sięgając po kolejną grzankę.- Zostawił jej przecież swojego psa.* * *Następnego ranka wstałam pózno i leniwie, a skoro Jamiego i Iana miało przez jakiś czas niebyć, ubrałam się i poszłam na zakupy.Ponieważ Edynburg był miastem handlowym,Jamiemu udało się zamienić nasz zapas złota - którego wciąż całkiem sporo zostało - na kwitybankowe i gotówkę.Ponadto załatwił przechowanie listów, których się już całkiem sporozebrało od czasów Ticonderogi.Zostawił mi nabitą sakiewkę, zamierzałam więc spędzićdzień na wędrówce po sklepach, a także odebrać okulary.W okularach dumnie tkwiących na moim nosie, niosąc torbę zawierającą wybórnajlepszych ziół i lekarstw dostępnych w aptece Haugha, wróciłam w porze podwieczorkuporządnie głodna do hotelu Howard's.Mój apetyt musiał jednak poczekać.Na mój widok majordomus hotelu wyszedł ze swojejświątyni z bolesnym wyrazem twarzy i spytał, czy może zamienić ze mną słowo.- Cenimy sobie honor.obecności.generała Frasera - powiedział przepraszająco, wiodącmnie do ciasnej, wąskiej klatki schodowej prowadzącej do sutereny.- Wielki człowiek iznakomity wojownik, i oczywiście jesteśmy świadomi heroicznej natury.hmm.sposobu, wjaki zginął.Chodzi tylko o to, że.cóż, waham się to powiedzieć, pani, ale węglarz dziś ranowspomniał o.odorze.To ostatnie słowo było tak dyskretne, że niemal wysyczał mi je do ucha, przeprowadzającod schodów do piwnicy na węgiel, gdzie załatwiliśmy godne przechowanie generała do chwiliwyruszenia z nim do Highlands.Odór natomiast bynajmniej nie był dyskretny, wyszarpnęłamwięc z kieszeni chusteczkę i zasłoniłam nos.Wysoko w jednej ścianie przebite było małeokienko, z którego przesączało się do środka mroczne, szare światło.Poniżej zamontowanoszeroką rynnę zsypową, pod nią zaś widniała kupa węgla.Z boku, z samotną godnością, stałatrumna generała, oświetlona jedynym promieniem z maleńkiego okienka.Promień odbijał sięod niewielkiej kałuży pod trumną.Generał przeciekał.* * *-  Pod skórą widział biały czerep - zacytowałam, obwiązując twarz ścierką skropionąterpentyną, tak by zasłonić nos.- Trupy pod ziemią uśmiechnięte bez twarzy, bez piersischodzą w Ereb 15.- Bardzo stosowne - powiedział Andy Bell, rzucając mi spojrzenie z ukosa.- To pani?- Nie, pewnego dżentelmena nazwiskiem Eliot - powiedziałam.- Ale, jak pan mówi,stosowne.15Fragment wiersza Thomasa S.Eliota Szepty nieśmiertelności w przekładzie Krzysztofa Boczkowskiego. Biorąc pod uwagę poruszenie personelu hotelowego, uznałam, że trzeba podjąć krokiniezwłocznie, nie czekając na Jamiego i Iana.Po chwili refleksji wysłałam pikolaka do panaBella z pytaniem, czy chciałby przyjść, by obejrzeć coś ciekawego z medycznego punktuwidzenia.- Zwiatło jest paskudne - powiedział Bell, stając na palcach, by zajrzeć do trumny.- Zamówiłam parę latarni - zapewniłam go.- I wiadra.- Tak, wiadra.- Zamyślił się.- Co pani sądzi jednak o.powiedzmy.działaniudługookresowym? Minie kilka dni, zanim uda się go dostarczyć w góry - a może nawettygodni, biorąc pod uwagę porę roku.- Jeśli trochę tu wysprzątamy, to sądziłam, że może zna pan dyskretnego kowala, który byprzyszedł i załatał wyściółkę.- Puściły szwy w ołowianej folii wyścielającej trumnę,prawdopodobnie podczas popychania jej przy znoszeniu z okrętu.Wydawało mi się jednak,że jest to dość prosta naprawa - jeśli znajdziemy kowala z odpornym żołądkiem ipozbawionego przesądów związanych ze zwłokami.- Hmmm.- Wyjął szkicownik i robił wstępne rysunki, nie czekając na lepsze światło.Podrapał się w zamyśleniu w nos srebrnym ołówkiem.- Tak, można to zrobić.Ale są innesposoby.- Tak, moglibyśmy go wygotować aż do kości - powiedziałam zgryzliwie.- Wolę jednaknie myśleć, co powiedzieliby ludzie z hotelu, gdybym poprosiła o pożyczenie kotła dobielizny.Roześmiał się na te słowa, ku nieskrywanej zgrozie lokaja, który pojawił się na schodach,niosąc dwie latarnie.- Ach, nie bój się, synu - powiedział mu Andy Bell, przejmując je od niego.- Nie ma tunikogo poza nami upiorami.- Roześmiał się na dzwięk kroków lokaja, który sadził w górę,przeskakując po trzy stopnie.Spojrzał na mnie z namysłem.- Tak mi przyszło do głowy.Mógłbym go zabrać do siebie, do warsztatu.Uwolniłbympanią od niego, a nikt by nic nie wiedział, bo ta skrzynia jest ciężka.No, chodzi mi o to, żegdy już go dostarczycie na miejsce, nikt nie będzie chciał obejrzeć sobie ukochanegozmarłego, prawda?Nie obraziłam się na tę propozycję, ale pokręciłam głową.- Pomijając już tę możliwość, że jedno z nas albo oboje aresztowano by jako złodzieizwłok, to ten biedak naprawdę był krewnym mego męża.I w ogóle nie chciał tu być.- No, chyba nikt nie chce? - zdziwił się Bell.- Nic się na to jednak nie poradzi.Czereppod skórą, jak to wzruszająco ujął ten paniny Eliot. - Chodziło mi o Edynburg, nie o trumnę - sprostowałam.Na szczęście u Haugha kupiłamteż dużą butelkę denaturatu, który przyniosłam owinięty dyskretnie w fartuch pożyczony odjednej z pokojówek.- Chciał, by go pochowano w Ameryce.- Naprawdę? Cóż za dziwny pomysł - mruknął Bell.- No cóż, w takim razie przychodząmi do głowy dwie możliwości.Naprawić miejsce przecieku i wlać do środka parę galonówtaniego dżinu - no, jest tańszy niż to, co pani tu ma - powiedział, widząc, na co patrzę.-Albo.jak długo zostaniecie w Edynburgu, jak pani sądzi?- Zamierzaliśmy zostać tu nie dłużej niż tydzień, ale pewnie może się to przeciągnąć parędni - powiedziałam ostrożnie, rozwijając kłąb szmat, które dał mi majordomus.- Bo co?Kiwał głową, przyglądając się szczątkom w świetle latarni.Jakież to odpowiednie słowo - szczątki.- Robaki - powiedział zwięzle.- Pracują dobrze i czysto, ale trzeba im dać trochę czasu.Jeśli jednak zdołamy usunąć większość ciała.hm.Ma pani jakiś nóż?Skinęłam głową, sięgając do kieszeni.Jamie dał mi przecież nóż, bo uznał, że będę gopotrzebować.- A ma pan robaki? - spytałam.* * *Rzuciłam na spodeczek zniekształconą kulkę ołowiu.Brzęknęła, potoczyła się i zatrzymała.Patrzyliśmy na nią w milczeniu.- To go zabiło - powiedziałam w końcu.Jamie przeżegnał się i mruknął coś po gaelicku, aIan poważnie skinął głową.- Wieczne odpoczywanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl