[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszakże już chwilę pózniejwywołała nową salwę braw i wiwatów, gdy przesłała następnemu żołnie-rzowi całusa, a starcowi odwracającemu głowę, aby ukryć łzy, powiedzia-ła, żeby się nie wstydził wzruszenia i radości, które czuje.Nigdy  ani wtedy, gdy jechał u jej boku, ani pózniej, gdy służył na jejdworze  nie zapytała Roberta, czy wszyscy cHudzie zostali opłaceni, bywykrzykiwać jej imię i błogosławić ją, czy też czynili to z potrzeby serca.Bo choć większość życia spędziła w cieniu, urodziła się, by błyszczeć naśrodku sceny, toteż nie przeszkadzało jej, że wielbiciele mogą okazać sięaktorami.Dostała to, czego łaknęła najbardziej  to znaczy uznanie swo-ich poddanych.Sama również stanęła na wysokości zadania.Jako nieodrodna córa Tu-dorów potrafiła robić dobre wrażenie; uśmiechała się do tłumu, jak gdybyzauważała każdego człowieka z osobna i tylko jemu chciała pokazać swojąpromienną twarz, zatrzymywała się za podpowiedziami Roberta tak na-RL turalnie, jakby dodatkowym zmysłem wyczuwała przychylność ukrytychpośród ciżby osób, które rozmieszczone przemyślnie w kluczowych punk-tach trasy gwarantowały, iż każdy, kto byt świadkiem przejazdu Elżbiety zTower do opactwa, gdzie miała zostać namaszczona na królową z woli Bo-ga, zobaczył ją wyraznie i usłyszał o niej coś dobrego, do końca swoich dnizachowując w pamięci obraz radosnej i poczciwej księżniczki, jaką była wmłodości.Nazajutrz, w niedzielę  w dniu, w którym miała odbyć się koronacja Elżbieta posuwała się ku opactwu w lektyce niesionej na grzbietachczterech białych mułów, tak że postronnym wydawało się, iż unosi się wpowietrzu na wysokości ich ramion.Po jej obu stronach maszerowaliczłonkowie straży przybocznej odziani w karmazynowe stroje uszyte zadamaszku, na przedzie szli trębacze w wykwintnym szkarłacie, tuż za lek-tyką jechał na koniu Robert Dudley, pierwszy dworzanin w orszaku, ko-niuszy koronny mający zaszczyt prowadzić królewskiego rumaka.Pod-ochocony tłum wiwatował bez chwili przerwy, jednakże okrzyki wzmagałysię tam, gdzie akurat docierało czoło procesji.Widok przepychu zapierałpoddanym dech w piersiach.Przyzwyczajony do podziwu Dudley, nie-ziemsko przystojny w wysadzanym klejnotami stroju, siedział w siodlesztywno wyprostowany i z wysoko uniesioną głową, zmuszając swego peł-nej krwi wierzchowca do dystyngowanego stępa.Pańskim gestem kiwał głową na lewo i prawo, uśmiechał się miło, rów-nocześnie spod ciężkich powiek bacznie przepatrując ciżbę w poszukiwa-niu potencjalnego zródła kłopotów.Jako człowiek, który z wyżyn wpadłwprost do najciemniejszego lochu, wiedział, jak zmienny może być nastrójtłumu.W jednej chwili wielbiący i pełni uznania poddani w następnej mo-gli już gwizdać i szydzić.Będąc całkiem niedawno drugim w kolejnościnajbardziej znienawidzonym mężczyzną w Anglii, a wciąż pozostając sy-nem straconego zdrajcy, musiał czujnie wypatrywać najlżejszych oznak,czy lud dający się uwodzić niczym dziewica nagle nie zmienia się w prze-pełnioną goryczą i pałającą chęcią zemsty porzuconą żonę.RL Wszystko wskazywało na to, że dziś Opatrzność jest po jego stronie.Nie zauważył ani jednego krzywego spojrzenia.Pławił się w podziwie jakonajprzystojniejszy, najbardziej wpływowy mężczyzna w Anglii, wybranekElżbiety.W niepamięć poszły jego przewiny.Był ulubieńcem jako pulchnedziecię, miał swoich wielbicieli jako młodzian, potem trafił do lochówTower jako zdrajca, lecz wyszedł z opresji obronną ręką i znów wyłonił sięna blask dnia, niemal od razu zostając bohaterem.Należał do zwycięzców,podobnie jak ona i jej lud.Czas stracony na szczegółowych przygotowaniach nie poszedł na mar-ne.Procesja przebiegła bez poważniejszych zakłóceń, wszystko układałosię po myśli Roberta.Nawet msza koronacyjna udała się nad podziw.Elż-bieta pozwoliła sobie włożyć na głowę koronę, namaścić czoło świętymolejem, wsunąć w dłonie jabłko i berło.Biskup Carlisle pełnił posługęduszpasterską, swoim autorytetem uwiarygodniając koronację nowej kró-lowej, przekonany, iż w ciągu najbliższych paru miesięcy połączy ją wę-złem małżeńskim z najbardziej katolickim ze wszystkich królów chrześci-jańskiego świata, ratując dla Rzymu starą dobrą Anglię.Był w na tyle po-jednawczym nastroju, że podczas mszy nie uniósł hostii.Kiedy Elżbieta opuściła mroczne wnętrze opactwa, powitał ją jasnyblask dnia i niekończące się wiwaty poddanych.Przeszła wzdłuż szpaleruchłonących jej widok mężczyzn i niewiast, grzejąc się w promieniach słoń-ca i ich akceptacji.Choć była już królową, nadal się do nich przymilała, jakkania dżdżu potrzebując ich miłości po tylu latach poniewierki.Podczas uczty głos uwiązł jej w ściśniętym gardle, na lica wystąpił ru-mieniec zwiastujący gorączkę, jednakże nie udała się do swych komnat.Dowódca jej gwardzistów wjechał do wielkiej sali na koniu, rzucając wy-zwanie każdemu, kto by śmiał nie być zwolennikiem nowej królowej, aElżbieta uśmiechała się, wodząc wzrokiem od twarzy do twarzy  swoichrycerzy, swoich dworzan, swoich doradców (z których co najmniej połowa,gdyby mogła, wbiłaby jej sztylet w szyję), swego Dudleya (najbardziej lo-jalnego zdrajcy, jakiego znała), swoich krewnych i powinowatych (którzynagle przypomnieli sobie o więziach rodzinnych, puszczając w niepamięćRL niechlubne dni, gdy była pierwszą podejrzaną w królestwie, i mając na-dzieję odnieść korzyści w nadchodzące, lepsze dla nich dni, gdy sama bę-dzie stanowić prawo)  i widząc, że nic ma śmiałka gotowego podjąć rę-kawicę.Dotrwała do trzeciej nad ranem, kiedy to Kat Ashley, której ufała jaknikomu innemu z racji tego, że niewiasta ta właściwie ją wychowała, od-ważyła się szepnąć swojej królowej, że jeśli natychmiast się nie położy,rano będzie nieżywa. A żeby nie dożyła rana!  przeklęła w ciemnościach Amy Dudley,rzucając się bezsennie w pościeli i poganiając długie zimowe godziny, któ-re dzieliły ją od bladego i chłodnego świtu w odległym Norfolku.W Londynie zaś Robert Dudley, oswobodziwszy się z uścisku jednej zdworek, wstał z łoża powalający niczym Adonis, złożył na ponętnych war-gach ostatni pocałunek, ogarnął się i ubrał, po czym przemknął wyziębio-nymi korytarzami Whitehallu do komnat królowej, by ku swemu niezado-woleniu zastać ją już w towarzystwie swego sekretarza, Williama Cecila.Siedzieli głowa przy głowie przy stoliku zarzuconym papierami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl