[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ulf przytrzymał strzałę na łęczysku, uniósł dłoń i pokazał  rozwinąć skrzydła , apotem  czekać na rozkaz ataku.W tej sytuacji oznaczało to, że mamy rozdzielić się po jegobokach i przyczaić na obrzeżu polany.Przemykaliśmy więc wśród oblepionych śniegiemgałęzi, trzymając się cienia i unikając blasku pochodni.Zapadłem wśród śniegu i wczołgałem się pod iglaste gałęzie zwieszające się tuż nadziemią.Nawet jeśli zbrojni przy naszych koniach górowali nad nami liczebnie, czułempociechę dzięki temu, że okazali się butnymi głupcami, niewiele sprytniejszymi od krewnychLśniącej Rosą.W tej krainie im ludzie byli silniejsi, tym częściej pycha przyćmiewałarozsądek.Stali tam, na pustej polanie, otoczeni nocą i lasem, z czterema płonącymipochodniami, i widziałem przed grotem każdego z mężów, widziałem błyski płomieni na ichhełmach i napierśnikach, oni zaś nie widzieli niczego poza kręgiem śniegu wokół,oświetlonym przez ich własny ogień.Wybrałem sobie rosłego męża w hełmie zasłaniającym twarz aż po usta iwymierzyłem mu bełt w krocze, tam gdzie jego folgowy pancerz kończył się zasłoną złańcuchów.Stał z prawej pośrodku, dlatego był mój.Wiedziałem, że grot arbalety Skalnikawskazuje teraz tego, który stał najbardziej z brzegu.Obserwowałem zbrojnego zmrużonymi oczami, pamiętając, by nie patrzeć wprost napłomienie, i czekałem.Usłyszałem porykiwanie i kwik zaniepokojonych koni oraz cichy chrzęst śniegu.- Czego sobie życzysz od moich koni? - usłyszałem głos Ulfa, który pojawił sięznienacka tuż za kręgiem oświetlonego pochodniami śniegu.Schował łuk i stał całkiemspokojnie, z ostrzem miecza ukrytym za ramieniem.- Może mógłbym ci w czymś pomóc? -dodał Nocny Wędrowiec swobodnie.Tamci aż przysiedli z zaskoczenia, niektórzy wysunęli miecze do połowy z pochew,ale nie rzucili się na Ulfa, co oznaczało, że nie potracili do reszty rozsądku.Powoli uniosłemjeden palec i przesunąłem zapadkę blokującą dzwignię spustu oraz obracający się mosiężnywalec, który trzymał plecioną z włosia i drutu grubą cięciwę.A potem wciągnąłem bardzopowoli powietrze przez nos, nie spuszczając oka z punktu, który wskazywał mój grot.- Sądziliśmy, że poszedłeś za Kamienne Kły, a to znaczyło, że twoje konie sczezną tuz zimna i głodu.Długo ich szukaliśmy - odezwał się mąż w głębokim hełmie z nosalempodobnym do dzioba kruka.- Zwykle zostawiam koniowodnego - odparł Ulf nadal lekkim tonem, jakby rozmawiał z sąsiadem spotkanym na polowaniu.- Ciekawe, jaki byłby jego los?- Gdzie twoi ludzie?- Wszędzie wokół - odpowiedział Nitj sefni.- Wśród zasp i pni.Patrzą sobie na was iz nudów bawią się cięciwami.Nie wiedzieliśmy, kim jesteście i jakie macie zamiary.- Weszliście za Kamienne Kły?- Załatwiliśmy, cośmy chcieli.A konie są nam potrzebne, żeby opuścić wasze ziemie iwięcej się wam nie naprzykrzać.- Widzieliście Szepcących do Cieni?- Poszliśmy tam zabić Węży i to właśnie zrobiliśmy.- Skoro żyjecie, możecie spędzić noc w naszej siedzibie.- Czy to znaczy, że wy, Ludzie Kruki, dajecie nam gościnę i mir? Poręczysz słowemwaszego styrsmana? Nie widzę go tutaj.- Kungsbjarn Płaczący Lodem ma lepsze rzeczy do robienia, niż uganiać się po nocyza jakimiś końmi.Jednak ceni sobie ludzi mężnych i mających coś do powiedzenia, a noce sąteraz długie i mrozne.Dajemy wam gościnę.Zasiądzcie przy naszym stole i ogniu.Styrsmanjest też mężem honorowym.Chyba nie chcesz, wędrowcze, wzgardzić jego domem.Patrz, otochcę podzielić z tobą łyk morskiego miodu.Mężczyzna uniósł futrzany bukłak zatkany korkiem.Ulf uporczywie patrzył na niego w milczeniu, prosto w oczy, aż tamten skinął głową ijego ludzie schowali miecze do pochew.Nitj sefni odwrócił swój tak, że ostrze zalśniło wmdłym świetle księżyców, i także je schował.- Przyjmujemy gościnę - rzekł.Po czym wziął bukłak, napił się, uniósł palce do ust igwizdnął.Sygnał brzmiał  do mnie, czysto! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl