[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie masz wyboru.Musisz walczyćalbo.- Lufa pistoletu sugestywnie wskazała na Julię.Ręka świerzbiła Aleca, aby sięgnąć po własną broń, ukrytą w fałdach płaszcza, ale nie śmiałryzykować.- Po czymś takim egzekutorzy nie przyznają ci pieniędzy - rzucił.- A niby czemu nie? Zastrze\enia przy realizacji testamentu dotyczą tylko twoich zachowań,nie moich.Więc jak, kuzynie? - zapytał Nick z triumfalnym uśmiechem, lecz jego oczypozostały zimne jak lód.- Ju\ nigdy więcej nie skrzywdzisz Julii - powiedział Alec, odpowiadając mu nienawistnymspojrzeniem.Nick sięgnął po podłu\ne drewniane pudełko.- Dobra, kończmy tę farsę i wybierzmy broń.Hunterston podniósł się z kanapy.Julia chwyciła gokurczowo za rękę.- Proszę, nie idz! On nigdy nie chybia!Alec zdjął płaszcz i narzucił go Julii na ramiona.Jej oczy rozszerzyły się lekko, gdy poczułacię\ar broni.Przysunął się bli\ej pod pretekstem czułego całusa.- Uciekaj, kiedy tylko zdołasz.Spiorunowała go wzrokiem, ale zanim zdą\yła coś powiedzieć, Nick przesunął się kudrzwiom.- Dosyć tych sentymentów - uciął.- A ty wybieraj broń.Tę łaskę mogę ci wyświadczyć.Alec chwycił Julię za łokieć i przeprowadził obok Nicka.Kiedy zrównali się, potknęła się orąbek sukni i o mało by nie upadla, gdyby Nick jej nie podtrzymał.Ta chwila wystarczyła,aby pistolet w jego ręku zachwiał się.Hunterston tylko na to czekał.Rzucił się do przodu, wytrącając przeciwnikowi broń z ręki.Pistolet z trzaskiem upadł na podłogę i wylądował pod kominkiem.Nick rzucił się za nim,lecz Alec siedział mu na plecach.Trącili stolik i pudło z drugim pistoletem upadło na pod-łogę.Julia skoczyła za nimi.Cię\ar płaszcza przypomniał jej o ukrytej broni.Wsunęła rękę wkieszeń i dotknęła zimnej stali.Mę\czyzni przetaczali się po podłodze w dzikiej walce, spleceni ze sobą, nie zwracając na niąuwagi.Julia wyciągnęła broń i wycelowała w ozdobny miedziany talerz, który wisiał nadkominkiem.Wzięła głęboki oddech i pociągnęła za spust.Spudłowała.Kula z hukiem uderzyła w gzyms kominka, wzniecając chmurę pyłu.Nawalczących posypały się odłamki kamienia.Natychmiast znieruchomieli, a potem jak nakomendę spojrzeli na nią.Zanim któryś zdą\ył wykonać ruch, wyjęła z pudełka pistolet iwycelowała go w Nicka.Chciał sięgnąć po drugi, le\ący pod kominkiem, ale zdecydowaniepostąpiła krok do przodu, wysuwając przed siebie broń.- Nie chcę cię zastrzelić, ale będę musiała.- Uwa\aj, on ma czuły spust.- Nick powstrzymał ją gestem otwartej dłoni i powoli wstał.Alec podniósł się równie\, pocierając podbite oko.Julia zrobiła krótki, nakazujący ruch lufą.- Siadajcie.Obaj.Alec zrobił zdumioną minę.- Chyba nie masz na myśli.- Siadaj! - warknęła.Obaj zerknęli na nią z identyczną urazą i usiedli sztywno na krzesłach, jak dwa mastyfy,gotowe w ka\dej chwili rzucić się na siebie.To było ju\ lepsze ni\ ślepa, niepowstrzymanafuria, jaką zaprezentowali przed chwilą.Julia skierowała spojrzenie na Nicka.- Twój plan ma powa\ną wadę.Odchylił głowę na oparcie krzesła, usiłując powstrzymać wypływ krwi z rozbitego nosa.Wyglądał na zrezygnowanego, zmęczonego i całkowicie zniesmaczonego całą sytuacją.- Niemo\liwe, przemyślałem wszystko dokładnie.- Czy\by? Ciągle uwa\asz się, obok Aleca, za dziedzica fortuny dziadka.A przecie\ jesteśrównie\ spadkobiercą Hunterstona jako jedyny \yjący krewny w linii męskiej.Nie mo\eszzabić człowieka w pojedynku, a potem dziedziczyć po nim. Bridgeton otworzył usta, lecz nie padło z nich ani jedno słowo.Przeniósł spojrzenie na Aleca,a potem z powrotem na Julię.Wreszcie, po długiej chwili, westchnął cię\ko i zwiesił głowę.- Jestem stracony - powiedział cicho.Prawie było go jej \al.Odwróciła się do mę\a.- Przez całe lata myliłeś się co do niego, wiesz?- Chyba nie myślisz, \e.- Alec szarpnął się wściekle, a\ musiała pogrozić mu pistoletem.- Nick, opowiedz mu o pieniądzach, które zginęły.- Co mam opowiedzieć?- Prawdę.Myślała, \e nie posłucha, ale wreszcie przemówił, a w jego przygasłym spojrzeniu pojawił siębłysk.- Alec, to nie ja ukradłem wtedy pieniądze dziadka.- I chcesz, \ebym po tych wszystkich latach ci uwierzył?- Nazwij to jak chcesz - romantyzmem młodości albo zwyczajną głupotą, ale taki wtedybyłem.A potem.-zmęczonym gestem otarł krew z policzka.- Dziedzictwo złej krwi, wiesz.Nie ma od tego ucieczki.- Dziadek powiedział, \e przyznałeś się do wszystkiego.- Dziadek nie dał mi szansy wytłumaczenia się.Przecie\ wiesz, jaki był.Alec nerwowym gestem przeczesał palcami zmierzwioną czuprynę.- Skoro nie ty wziąłeś pieniądze, to kto?- Pani Winston uwa\a, \e zrobiła to matka Nicka -wtrąciła Julia.- Poczekaj.ona rzeczywiście gościła tydzień wcześniej w Bridgeton, ale chyba nikomu nieprzyszło do głowy, \e.- Po raz pierwszy Alec popatrzył na kuzyna bez nienawiści.-Naprawdę tak było?- Bardzo mo\liwe - Nick z ponurą miną skinął głową.-Nie gardziła pospolitą kradzie\ą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl