[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Złote napisy na grzbietach oprawionych wpłótno lub w skórę książek, wymieniały mi nazwiska autorów, nazwiska przeważnie słowiańskie,trudne do spamiętania, wśród których znalazłem dwóch polskich laureatów Nobla, Sienkiewicza iReymonta.Dość dużą grupę stanowiły książki francuskie, wreszcie  last not least , angielskie.Stamtąd wzrok mój miał już bardzo niedaleko do biurka.Rzucały się w oczy trzy duże,gabinetowe fotografie, oprawione w gustowne ramki.- Jej rodzice i Walter Ashley - odgadłem bez trudu, gdyż Ashleya znałem dobrze z licznychreprodukcji w naszych  N.Y.Morning News oraz w innych czasopismach, a rysy twarzy Haliny,które miałem bardzo wryte w pamięć, były tak łudząco podobne do fotografii, jaką właśnieoglądałem, że nie wątpiłem, iż ta starsza pani, w niemodnej dziś sukni, to matka Haliny.Ten samuśmiech, pełen melancholijnej słodyczy, ta sama chwytająca za serce nieśmiałość w wielkichmarzących oczach.Znacznie mniej podobieństwa zachodziło natomiast pomiędzy ojcem a córką. Jedynie może pięknie wykrojone usta oraz wysokie czoło, przypominały dziewczynę, ale gdybymfotografię tego łysawego pana spotkał gdzie indziej, nie na tym właśnie biurku, nie domyśliłbym sięz pewnością, kogo ona przedstawia.Nagle drgnąłem.Spuszczając wzrok niżej, ujrzałem elegancki brulion, otworzony,przyciśnięty suszką, spod której wystawał pierwszy rządek dużego, zamaszystego pisma.Przeczytałem wbrew woli, zanim zdołałem sobie zdać sprawę z nietaktu, jaki popełniłem: ma przyjść o ósmej.Sprawia mi toUczułem zawrót głowy. Ma przyjść o ósmej.Ależ to ja! To się do mnie odnosiniewątpliwie.Więc zostałem uwieczniony w pamiętniku, czy dzienniczku pięknej Haliny. Miałabyo kim pisać , szydził gentleman:  Na pewno o Ashleyu mowa, a ty będziesz skończonymłajdakiem, jeśli się ośmielisz.Sam mu podał tę myśl.Nie byłbym się ośmielił z pewnością.Ralph_redaktor wykluczył możliwość utrzymania hipotezy sceptycznego gentlemana.Prawa stronabyła czysta, lśniła niepokalaną bielą, więc jej lewa siostra, nakryta ciężkim kolebaczem, byłaostatnią zapisaną stronicą, a zatem zawierała najświeższe, może dzisiejsze notatki.Oczywiście, żedzisiejsze.Wczoraj nie widziałem Haliny i dzisiaj dopiero, po niezapomnianej przejażdżce autem,zaprosiła mnie na wieczorny obiad.Walczyłem z sobą ciężko.Redaktor, pozbawiony wszelkich skrupułów, radził, by skorzystaćz nieobecności autorki pamiętnika i przeczytać, ile się da.Gentleman sapał z oburzenia, a Ralph -ten trzeci poszedł na kompromis:  Zerknąć tylko na ostatnią stronę.Napisała przecie:  Sprawia mito.Należy się przekonać, czy jej to radość sprawia, czy przykrość.Jeśli to drugie, lepiej się cofnąćzawczasu i nie narzucać się, jak dotychczas.Radość lub przykrość! Trzeciego rozwiązania nieznam.Więc.Zdawało mi się, że słyszę odległy dzwięk dzwonka.Nie!.To było przywidzenie.Rzuciłemniespokojne spojrzenie ku otwartym drzwiom saloniku.Wyobraziłem sobie nagle, że podbne chwilelęku musi przeżywać złodziej na pierwszej swej wyprawie. Długo się jeszcze będziesznamyślał? szyderczo zapytał redaktor, gentleman dorzucił wcale nie gentelmański epitet: Zwinia? i drżącą ręką uniosłem suszkę.Czytałem jednym tchem, z wzrastającym wzruszeniem, z rosnącą ciekawością: ma przyjść o ósmej.Sprawia mi to wielką radość.Nie wiem, czym to tłumaczyć.Chybatym, że jego ogromna delikatność przypomina mi łudząco subtelną naturę Waltera.Te zwierzenia nie są przeznaczone dla nikogo.Są moją wyłączną własnością, a wobec siebiemuszę być szczera.Więc muszę przyznać, że każda rozmowa z Ralphem B.przynosi dużą ulgęmemu smutkowi.Z lękiem czekam godziny rozstania, gdyż wiem, iż, skoro on odejdzie, będę znówsama, opuszczona, zdana na pastwę nie tyle bólu, co tych myśli przeklętych.Oh, cóżbym dała za to, żebym mogła mieć pewność, iż katastrofę  Victorii , spowodował defekt motoru albo burza.Niestety! Krew na śmigle, odpryski kości, ślady mózgu, wszystko toświadczy, że ten zbrodniarz zamordował mego Waltera i zatopił samolot.Chciał zatrzeć śladyohydnego czynu.A jeśli dotrzymał słowa? Jeśli powiedział Walterowi przed śmiercią, że ja jestem przyczyną,mimowolną przy.- Ah! - zabrzmiał głośny okrzyk.Przerażony, wstrząśnięty do głębi, wypuściłem trzymany brulion na podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl