[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zsiedli z koni, ukryli je za krzewami idopiero wtedy zaatakowali.Jak sam słusznie zauwa\yłeś, to kompletny bezsens, bowiempiechurzy nie mają szans w walce z konnicą, chyba \e ktoś chce zrzucić winę na innych, natych, którzy wierzchowców nie mają.- To znaczy na was? - Jak widzę, wcią\ masz wątpliwości, panie, ale zdrowy rozsądek nakazywałby namurządzenie lepszej i skuteczniejszej zasadzki.Na trakcie jest miejsce, gdzie gałęzie drzewzwisają nisko nad drogą i gdzie poszycie jest bardzo gęste.Rozstawiłbym swoich ludziwłaśnie tam.Kazałbym im wspiąć się na konary drzew, ukryć się w krzakach, tak \ebyzaatakowali szybko i ze wszystkich stron naraz, co gwarantowałoby pełne zwycięstwo.Spytajswoich ludzi, a powiedzą ci, \e napad przebiegał zupełnie inaczej.Miast walczyć, mogliłatwo zawrócić i uciec.- John! - ryknął Ranulf.Zbrojny, który towarzyszył Walterowi i Searle'owi podczas nieszczęsnej wyprawy,stał na tyle blisko, \e Ranulf nie musiał go o nic pytać.- To prawda, panie.Nadbiegli kupą, wszyscy wyskoczyli z lewej strony traktu.Wrzeczy samej, mogliśmy odjechać w przeciwnym kierunku i uniknąć walki.Teraz, gdy o tympomyślę, dochodzę do wniosku, \e jak na ludzi doświadczonych w zastawianiu leśnychzasadzek, spartaczyli robotę.- Gdzie jest ten.jak mu tam.ten z Clydon? - zawołał Ranulf.- Tutaj, panie.- Masz na imię Algar, tak? - Gdy Algar kiwnął głową, Ranulf spytał: - Co o tymsądzisz?- Banita mówi prawdę, panie.Oni tak właśnie walczą.Słyszeliśmy wiele opowieści onapadach i zasadzkach.Ich ofiary twierdzą, \e zbóje otaczali ich ze wszystkich stron, \espadali nawet z nieba, tak \e rzadko kiedy ktoś zdą\ył dobyć miecza.Tymczasem mymieliśmy taką sposobność, mogliśmy się bronić albo uciec.- Czy to mo\liwe, \e śledzono was a\ od Keigh Manor, a wyście o tym nie wiedzieli?- Tak, panie - przyznał niechętnie Algar.- Szczerze mówiąc, nie zwracaliśmy większejuwagi na to, co działo się na poboczach traktu.Zmialiśmy się i \artowaliśmy, tak \e niesłyszeliśmy, czy ktoś za nami jedzie albo idzie.- Mów jaśniej, Algar, jaśniej.- Wyglądało na to, \e Sir Searle jest zauroczony młodą wdową.Jego towarzyszeciągle mu dopiekali, zwłaszcza \e wdowa nie była mu chętna.Ranulf nie pomyślał nawet, \eby wypytać Erica, jak ich przyjęto w Keigh Manor.Powód odwiedzin poszedł w zapomnienie w świetle napadu banitów - jeśli to banici ichnapadli.- Jak przyjęła was Lady de Burgh?- Teraz, gdy o tym mówisz, panie, przypominam sobie, \e powiedziałem Watowi, niech mu ziemia lekką będzie, i\ Lady de Burgh zachowuje się, jakby.trochę inaczej ni\ostatnim razem, gdy widzieliśmy ją w Clydon.- To znaczy?- Była uprzejma, ale jakaś taka chłodna.Jest młoda, potrzebuje mę\a, więc powinnasię była ucieszyć z wizyty trzech przystojnych rycerzy, tymczasem wyglądało na to, \ebardziej ucieszył ją ich wyjazd.- Czy zdradzili jej powód wizyty?- Mógł to zrobić Sir Searle, panie.Jak ju\ mówiłem, stracił dla niej głowę.- Obraził ją?- Deklaracjami dozgonnej miłości?- Rozumiem - prychnął Ranulf.- Był nietaktowny.Czy Lady de Burgh miała jakieśzastrze\enia w stosunku do Erica albo do Waltera?- śadnych, panie, dlatego jej zachowanie było tym dziwniejsze.- Przychodzi ci do głowy jakiś powód, dla którego mogła się tak zachowywać?- Chyba się tego domyślam.- Przywódca banitów nie bał się zwrócić na siebie uwagiRanulfa.- Plotka głosi, \e Louise de Burgh czuje afekt do Williama Lionela, jednego zeswoich rycerzy.Lady de Burgh potrzebuje mę\a, chciałaby wyjść za Lionela, czy\ więcpowitałaby z radością innych konkurentów?- Skąd o tym wiesz? - spytał Ranulf.Banita wzruszył ramionami.- Mamy swoje sposoby, panie.Wiedzieliśmy o twoim przybyciu do Clydon, tak samojak wiemy, kogo przepędziłeś spod murów zamku tamtego ranka.- My te\ wiemy, kto zaatakował Clydon.- Czy\by, panie? Powiedział to tak, jakby znał jakiś sekret, którego istnienia Ranulfnawet się nie domyślał.Nowy władca Clydon nie nale\ał do ludzi, którzy lubią, by się z nimidroczyć.Wystarczył błyskawiczny ruch ręki i banita zadyndał w powietrzu z twarzą nawysokości twarzy Ranulf a.- Gadaj, i to szybko, bo przypomnę sobie, po co cię tu wezwałem.- Uciekli do Warhurst! Do Warhurst, panie!- A\esz, psie! - syknął Ranulf.- Z dobrego zródła wiem, \e tamtejszy kasztelan jestostatnim kretynem.Czy\ nie dowiódł tego wypełniając rozkaz, który mu wczoraj wysłałem?Nie wiedział, kto go wydał, mimo to wystawił zbrojnych.Bezpośrednim tego dowodem jesteśty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl