[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przed wyjściem z klubu Pascoe poprosił pannę Lacewing na stronę. Po co pani tu dziś wróciła? Zginęła kolejna kobieta, a to jest najprawdopodobniej ostatnie miejsce, w którymwidziano ją żywą.Gdzie indziej miałabym pójść? Powinnam mu była wczoraj wygarnąć, może wtedy. Niech pani da spokój  powiedział łagodnym tonem Pascoe. I bez tego ma panidość zmartwień, które wcale nie są pani zmartwieniami.Tak przy okazji, dziękuję, żeodwiedziła pani Ellie.Ja jestem zabiegany, a wydaje mi się, że w tej chwili bardzo brakujejej towarzystwa. W rzeczy samej  przytaknęła panna Lacewing. W rzeczy samej.O północy w dalszym ciągu nie natrafiono na ślad Wildgoose a, a ludziom z WKpomału kończyły się pomysły na żarty z jego nazwiska. Zamykamy interes  powiedział znużonym tonem Dalziel. Prędzej czy pózniej itak będzie musiał się gdzieś pokazać.Stawiam sto do jednego, że rano się znajdzie.Nikt nie przyjął zakładu.I dobrze się stało, bo ten, kto by to zrobił, przegrałby.Chociaż, prawdę mówiąc, Dalziel też nie do końca miał rację.Wildgooserzeczywiście  się znalazł , lecz wieczorem na pewno nikt nie przewidywał, że stanie się to wtakich okolicznościach.W niedzielę wcześnie rano Ted Agar wjechał rowerem na plac CentrumOgrodniczego Linden.Rosa skrzyła się na krzakach róż, a kościelne dzwony nie zaczęłyjeszcze przypominać dobrym ludziom z Shafton o obowiązkach dnia świętego: myciusamochodów, koszeniu trawników i tak dalej.Agarowi płacono za minimalną opiekę nad Centrum (pół dnia przez pięć dni wtygodniu), ale on lubił mieć baczenie na wszystko, zwłaszcza w weekendy, kiedy toniedoszli klienci, rozczarowani zamknięciem Centrum, nie wahali się czasem wykopać parumłodych krzaczków i wrzucić ich do bagażnika samochodu.Poprzedniego dnia, w sobotę,miał inne zajęcie: kibicował lokalnej drużynie krykietowej, która wymęczyła remis w meczuo mistrzostwo hrabstwa.Na niedzielę zaś zaplanowano tylko mecz jednodniowy, a Agarświęcie wierzył w to, że gdyby Bóg chciał, żeby mecze krykieta kończyły się po jednymdniu, odpocząłby już we wtorek zamiast czekać do końca tygodnia.Zanim oparł rower o ścianę domu, już przebiegł wzrokiem plantację róż.Na pamięćznał sylwetkę każdego rządka  do tego stopnia, że natychmiast się zorientował, że ktoś przynich grzebał.Niczego nie brakowało, ale w samym środku, gdzie pomarańczowo-cynobroweróże  Super Star rosły obok cętkowanych brzoskwiniowych sutter's goldów, coś mu niepasowało, zakłócało idealnie prostą linię grządki.Pewnie jakieś bezpańskie psy, którym nie przyszło do głowy, że można rozkopywaćziemię w innym celu niż chowanie w niej kości.Tyle, że psy nie mają w zwyczaju zasypywać wykopanych dziur.Nie rozsypałyby również nadmiaru ziemi równo po sąsiednich rządkach.Cztery super star wypadały w porównaniu z sąsiadkami szczególnie kiepsko, jakbyrosły trochę krzywo.I na górce.Szturchnął ziemię motyką, którą odruchowo przyniósł z szopy za domem.Tuż przykorzeniach jednego z krzaków zobaczył coś małego i białego, jakby koniuszek świeżoprzyciętego odrostu.Schylił się i spojrzał z bliska.Długo się tak przyglądał.Dotknął.Sapnął.To był mały palec.Cofnął się powoli o pięć, sześć kroków, a potem okręcił się na pięcie i pośpieszniepokuśtykał w stronę domu. Rozdział 24Ciało zostało szybko zidentyfikowane: w portfelu były dokumenty na nazwiskoWildgoose, Pascoe rozpoznał twarz, a na koniec, aby formalnościom stało się zadość,poproszono Lorraine Wildgoose o potwierdzenie. Czy to było samobójstwo?  zapytała lekkim tonem, kiedy było już po wszystkim.Tak, jeżeli sam się ogłuszył, udusił i zakopał, odparł w myślach Pascoe.Pokręcił głową. Nie  odparł, a nie widząc żadnej reakcji, dodał:  Wszystko wskazuje na to, żezostał zamordowany, proszę pani.Co oznacza, że najprawdopodobniej nie był Dusicielem. Tak?  powiedziała obojętnie pani Wildgoose. Niby dlaczego?  Po czym, silącsię na stosowniejszą reakcję, dodała:  Mimo wszystko, cieszę się, wie pan.Przez wzgląd nadzieci. Kto jak kto, ale ona raczej nie rzuci się na stos pogrzebowy męża  skomentował toDalziel, gdy jedna z policjantek wyprowadziła panią Wildgoose do czekającego na niąsamochodu. Na duszy na pewno jest cała obolała  rzekł Pascoe. Jak moje bebechy. Dalziel poklepał się po brzuchu i beknął donośnie. Niewiecie czasem, co robiła wczoraj nad ranem, tak pomiędzy.północą, powiedzmy, iczwartą? Nie, ale nie sądzi pan chyba.Nie, panie inspektorze, przykro mi.Nie pomyślałemo tym. I pewnie słusznie.Kazałem tej dziewczynie, co z nią wyszła, jeszcze ją wypytać,może pogadać z dziećmi.Zobaczymy.Przezorny zawsze ubezpieczony.Nie cierpiałaskurczybyka i wygląda mi na ostrą babę.Zresztą, tak by w ogóle było najlepiej: facet jestDusicielem, zabija tę Valentine, szuka pociechy w domu, żona okłada go po łbie i zakopuje.Sprawa zamknięta. A kto wtedy dzwoni do  Evening Post w sobotę po południu?  zapytał Pascoe. Cholera wie.Może oprócz Dusiciela mamy jeszcze żartownisia.Flip i Flaptwierdzą, że na taśmie są cztery różne głosy, prawda? Urquhart i Gladmann  poprawił Dalziela Pascoe. Tak, to się zgadza, ale wczorajpo południu tylko Dusiciel wiedział, że dziewczyna nie żyje. Dusiciel oraz wszyscy, którym zdążył o tym opowiedzieć, zanim sam zginął  zauważył spokojnie Dalziel [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl