[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie byłbyw stanie.- Nie wiem, o co ci chodzi.- Duncan pokręcił głową.- Nigdy niemogłem zrozumieć, czemu uciekłaś. - Więc coś sobie ubzdurałam.- Wbiłam wzrok w sufit.Zmieniłam temat, zanim zapytał o coś jeszcze.- Co się właściwiez wami działo?- Kiedy? - Zostawił w spokoju płyty CD, teraz przeglądałzawartość mojej skromnej biblioteczki.Nie były to najgorszeksiążki na świecie, ale wybierali je Rhys i Rhiannon, więc niebyło tam niczego w moim guście, nie licząc jednej pozycjiJerry'ego Spinelli.- U mnie w domu.Odeszliście i Vittra mnie porwała.Corobiliście? Gdzie byliście?- Niedaleko.Finn chciał zostać w pobliżu, sądził, że w końcuzmienisz zdanie.- Duncan wziął pierwszą z brzegu książkę iprzeglądał ją od niechcenia.- Byliśmy zaledwie przecznicę odtwojego domu, gdy nas zaatakowali.Ten koleś z jasnymiwłosami.Popatrzył na nas i straciliśmy przytomność.- Loki - westchnęłam.- Właśnie - przytaknął Duncan.Vittra zapewne obserwowała nas z ukrycia, jej tropiciele czekalina odpowiednią chwilę, żeby zaatakować Finna i Duncana.Podkradli się do nich i Loki ich obezwładnił.Finn miał szczęście,że tylko na tym się skończyło.Kyra chciała mnie zabić.Pewnie wysłali ją przodem, żeby mnie porwała, a zadaniemLokiego było obezwładnienie tropicieli.Loki chyba nieprzepadał za przemocą.Ba, gdyby nie on, mogłabym zginąć z rąkKyry.- Chwileczkę.- Duncan zmrużył oczy, jakby myślał nad czymśintensywnie.- Myślałaś, że zostawiliśmy cię tam na pastwę losu?Sama nie wiedziałam, co myśleć. - Odeszliście, choć nie tego się spodziewałam.Nie chciałamwracać z wami, ale wcale się przy tym nie upieraliście.- To dlatego byłaś taka markotna?- Nie byłam markotna.- Przyznaję, może trochę smutna odpowrotu, a nawet dłużej, ale nie byłam markotna.- Owszem, byłaś - stwierdził z uśmiechem.-Przecież niezostawilibyśmy cię tam na pastwę losu.Byłaś łatwym celem.Finn nie pozwoliłby, by spotkało cię coś złego.- Odwrócił się,dotknął mojego iPoda.-Zobacz, nawet teraz nie może od ciebieodejść, choć tutaj nic ci nie grozi.- Co? - Serce zabiło mi żywiej.- Co ty opowiadasz?- Co? - Duncan zorientował się za pózno, że powiedział za dużo.Pobladł.- Nic.- Co masz na myśli? - Usiadłam gwałtownie.Wiedziałam, żepowinnam przynajmniej udawać, że mi nie zależy, ale niemogłam się opanować.- Finn jest tutaj? - Niepotrzebnie mi sięwyrwało.Duncan poruszył się niespokojnie.- Mów, co wiesz.- Nie dawałam za wygraną.Przesunęłam się naskraj łóżka.- Nie, Finn mnie zabije, jeśli się dowie, że ci powiedziałem.-Duncan wzbił wzrok w podłogę.Bawił się zepsutą klamra upaska.- Przykro mi.- Prosił cię, że masz mi nie mówić, iż tu jest? - zapytałam ipoczułam kolejne bolesne ukłucie w sercu.- Nie ma go w pałacu, jeśli o to pytasz.- Jęknął, spojrzał na mniepotulnie.- Jeśli przeze mnie znowu wpakujesz się w to, co was łączyło, nigdy w życiu nikt mnie niezatrudni.Proszę cię, nie zmuszaj mnie.Dopiero kiedy to powiedział, zrozumiałam, że naprawdę mogę gozmusić.Co prawda moja perswazja nie działała na osoby tak silnejak Tove czy Loki, ale przecież na Duncanie już ćwiczyłam.Byłbardzo uległy.- Gdzie on jest? - powtórzyłam, patrząc mu prosto w oczy.Nie musiałam nawet powtarzać pytania w myślach.Ledwie jewypowiedziałam, jego oczy zaszły mgłą, a mięśnie zwiotczały.Był bardzo podatny, aż zrobiło mi się głupio.Pózniej będęmusiała mu to jakoś wynagrodzić.- W Fórening, u rodziców.- Duncan mrugał nerwowo.- U rodziców?- Tak, mieszkają.tam.- Wskazał na południe.-Musisz iść drogądo bramy, a potem skręcić w trzecią uliczkę w lewo, to będzieżwirowana dróżka.Trzeba zejść w dół urwiska.Mieszkają wmałej zagrodzie.Mają kozy.- Kozy? - powtórzyłam.Przemknęło mi przez myśl, że ze mnieżartuje.- Jego matka hoduje kozy, angory, robi swetry i szaliki z wełny isprzedaje.- Pokręcił głową.- Już i tak za dużo powiedziałem.Narobię sobie kłopotów.- Nie bój się, nic ci nie będzie - zapewniłam i zerwałam się złóżka.Podeszłam do szafy, żeby się przebrać.Nie wyglądałamnajgorzej, ale miałam spotkać się z Finnem, więc musiałam wyglądać super.Duncan ciągle marudził, żestraszny z niego głupek, że wszystko mi wyznał.Starałam się gouspokoić, ale miałam w głowie zbyt wielką gonitwę myśli.Nie mieściło mi się w głowie, że byłam aż taka głupia.Sądziłam,że kiedy tylko odesłano go ode mnie, wyznaczono mu inną osobędo tropienia.A on mógł po prostu odpoczywać, zanim podejmiesię kolejnego zadania, i w tym czasie musiał gdzieś mieszkać.Skoro nie było go w pałacu, logiczne wydawało się, że wybrał siędo rodziców.Rzadko o nich mówił i nawet przez myśl mi nieprzeszło, że mieszkają gdzieś w pobliżu.- Elora na pewno się dowie.Ona wie wszystko -mruknął Duncan,kiedy wynurzyłam się z szafy.- Obiecuję, że nikomu nie powiem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl