[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co się dzieje? - zapytał dyrektor.Pielęgniarka wzruszyła ramionami.- Nic takiego - odpowiedziała.- Po prostu chłopiec jest niechętny zwykłym grommiłosnym.Zauważyłam to już raz czy dwa.A dzisiaj znowu.Właśnie się rozryczał.- Jak słowo daję - odezwała się wylękniona dziewczynka.- Ja mu nie chciałam zrobićkrzywdy ani w ogóle.Jak słowo daję.- Oczywiście.że nie chciałaś, kochanie - pocieszała ją.pielęgniarka.- Dlatego -mówiła dalej do dyrektora - prowadzę go do zastępcy kierownika poradni psychologicznej.%7łeby stwierdził, czy wszystko jest w porządku.- Słusznie - powiedział dyrektor.- Proszę go tam zabrać.Ty zostań, dziewczynko -dodał, gdy pielęgniarka odchodziła ze swym ciągle rozryczanym podopiecznym.- Jak sięnazywasz?- Polly Trocka.- I bardzo pięknie - rzekł dyrektor.- No tu biegaj, spróbuj sobie znalezć jakiegośinnego chłopczyka do zabawy.Dziecko skoczyło między krzewy i znikło.- Wspaniałe stworzonko! - zawołał dyrektor spoglądając za nią.Potem, odwracając siędo studentów, mówił:- To, co teraz wam powiem, może brzmieć niewiarygodnie.Jednakże jeśli nie jest sięobznajomionym z historią, większość faktów z przeszłości brzmi niewiarygodnie.Wyłożył im więc tę zdumiewającą prawdę.Przez bardzo długi okres przednarodzinami Pana Naszego Forda, a nawet przez szereg pokoleń pózniej, dziecięce gryerotyczne uważano za nienormalne (ryk śmiechu); nie tylko nawet za nienormalne - wręcz zaniemoralne (nie może być); dlatego surowo je tępiono.Na twarzach słuchaczy pojawił się wyraz niedowierzania.Nie pozwalano się bawićbiednym dzieciakom? Nie mogli uwierzyć.- Nawet młodzieży - mówił dyrektor RiW nawet młodzieży takiej jak wy.- Niemożliwe!- Prócz odrobiny ukrytego autoerotyzmu i homoseksualizmu nie pozwalano na nic.- Na nic?- Zwykle aż do dwudziestego roku życia.- Dwudziestego? - zawtórowali studenci chórem głosów pełnych najwyższej niewiary.- Dwudziestego - potwierdził dyrektor.- Uprzedzałem, że uznacie to zaniewiarygodne.- A co było potem? - pytali.- Jakie skutki?- Skutki były straszne.- Głęboki, dzwięczny glos wdarł się w rozmowę.Rozejrzeli się wokoło.Na skraju grupki stał ktoś obcy - mężczyzna średniego wzrostu,czarnowłosy, o haczykowatym nosie, pełnych czerwonych wargach, oczach ciemnych inadzwyczaj przenikliwych.- Straszne - powtórzył.Dyrektor RiW, który wcześniej przysiadł był na jednej ze stalowych, wyłożonychgumą ławeczek poręcznie rozsianych po ogrodzie, na widok przybysza zerwał się na równenogi i skoczył naprzód z rozpostartymi ramionami i wylewnym uśmiechem.- Pan zarządca.Cóż za radosna niespodzianka!Chłopcy, co tak stoicie? To jest pan zarządca, Jego Fordowska Wysokość MustafaMond.W czterech tysiącach pomieszczeń Ośrodka cztery tysiące elektrycznych zegarówrównocześnie wybiło czwartą.Z głośników odezwały się bezcielesne głosy: Pierwsza dzienna zmiana wolna.Druga zmiana przejmuje.Pierwsza dziennazmiana.W windzie, w drodze na górę do przebieralni Henryk Foster i wicedyrektor działuprzeznaczenia ostentacyjnie odwracali się plecami do Bernarda Marksa z biurapsychologicznego: odwracali się od jego niesmacznej reputacji.Lekki szum i stukot urządzeń nadal wirował w purpurowym powietrzu składuembrionów.Zmiany personelu przychodziły i odchodziły, jedna purpurowa, zniszczonatoczniem twarz ustępowała miejsca innej, majestatycznie, uparcie pełzły przenośniki zładunkiem przyszłych mężczyzn i kobiet.Lenina Crowne razno ruszyła ku drzwiom.Jego Fordowska Wysokość Mustafa Mond! Witającym go studentom oczy wyłaziły zorbit.Mustafa Mond! Zarządca na Europę Zachodnią! Jeden z dziesięciu zarządców świata.Jeden z dziesięciu., a tu on siada sobie na ławce obok dyrektora RiW, chyba zostanie, tak,zostanie, przemówi do nich.z pierwszej ręki.Z ręki Forda samego.Dwoje opalonych na brąz dzieci wyłoniło się z zarośli, patrzyło na nich przez chwilęwielkimi, zdziwionymi oczyma, potem powróciło do swoich zabaw pośród listowia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]