[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Klub nadal pracował nad wspólnym projektem, choć wa-kacje i letnia pogoda obniżyły nieco frekwencję.Peri mówiła, że czer-wiec w mieście jest piękny, ale Georgia była pewna, że na szkockiejwsi jest o wiele piękniejszy.*Georgia i babcia rozmawiały ze sobą bez przerwy, co skazywałoCat na częste towarzystwo Dakoty.Spędziły ze sobą kilka wieczorów,rozmawiając o modzie i przeglądając magazyny, które Cat kupiła nalotnisku.Na prośbę dziewczynki Cat pozwoliła jej poeksperymentowaćz tubkami i słoiczkami ze swoich kosmetyczek.Pomogła jej nałożyćcienie na powieki i róż na policzki, a także posmarować wargi kilkomakolorami szminek.- To chyba nie Dakota! - mówiła babcia za każdym razem, kiedyjej prawnuczka wyłaniała się z pokoju Cat.Georgia była zszokowana,bo jej mała córeczka ani trochę nie wyglądała na dziecko, które bawisię w przebieranki, ale na młodą kobietę z umiejętnie zrobionym dys-kretnym makijażem.Powstrzymywała się jednak od jakichkolwiekuwag, widząc, jaką radość sprawia Dakocie posiadanie takiej gwiazdy,jak pani Phillips, na wyłączność oraz słuchanie jej opowieści o wspa-niałych przyjęciach i drogich kreacjach.Dla Cat atencja Dakoty stano-wiła niezbędną pożywkę dla próżności i pomagała zapomnieć o czeka-jących ją życiowych zmianach.Któregoś wieczoru zwierzyła się Geor-gii, że zupełnie nie potrafi wyobrazić sobie rozwodu.- Może czasem trzeba się rozstać, żeby zrozumieć, że nie wszyst-kie uczucia jeszcze wygasły? - spytała w zadumie.RL - Nic nie wiem na ten temat - chłodno odpowiedziała Georgia,wciąż niegotowa, żeby rozmawiać z przyjaciółką na tematy sercowe.- W porządku - spokojnie rzuciła Cat, tak zrelaksowana, że nieprzeszkadzał jej nawet gruby rudy kot leżący na jej świeżo wypraso-wanych kremowych spodniach.- I tak wiem, że kłamiesz, koleżankoWalker.Kobiety siedziały długą chwilę w milczeniu, głaszcząc kota i uczącsię na nowo, jak cieszyć się wzajemnym towarzystwem.*Ciszę leniwego wieczoru przerwał głośny dzwięk telefonu.Był toich przedostatni wieczór w Thornhill i spędzały go jak zwykle w domu:babcia robiła na drutach, Cat snuła plany na przyszłość, zwinięta w fo-telu Georgia czytała książkę i drzemała, a Dakota położyła się spać,mimo że nie wybiła jeszcze dziewiąta wieczorem.Zmęczyła się cało-dziennym pieleniem ogrodu.- Kto może dzwonić o takiej porze? - zamruczała pod nosem bab-cia i podeszła do wiszącego na kuchennej ścianie staroświeckiego czar-nego telefonu.Dakota zachwyciła się tym zabytkiem zaraz po przy-jezdzie i uznała, że powinien znalezć swoje godne miejsce w muzeumtechniki.- Tak? - Babcia, jak większość starszych osób, miała zwyczaj krzy-czeć do słuchawki.- Tak, jest tutaj.Kto mówi? Rozumiem.I gdzie panjest? Aha.No, tak.Proszę jechać dalej drogą numer M60.Przejedziepan przez miasteczko z pomnikiem pośrodku i potem jeszcze dwie mileprosto.Zobaczy pan farmę z domem z bielonej cegły, pomalowanymRL na żółto.Pozna pan dom po wielkich kwiatach rabarbaru we fronto-wym ogródku.Tak, tak, czekamy.Cat poczuła przebiegające jej po plecach dreszcze i mieszaninęstrachu i podniecenia.Znalazł ją! Adam zadzwonił na pewno do banku,żeby sprawdzić, gdzie ostatnio używała karty kredytowej, i przyjechałją odzyskać.Po wielu samotnych dniach zrozumiał wreszcie, jak bar-dzo potrzebuje Cat.Ona ukarze go oczywiście, ale, być może, z pomo-cą terapeutki, uda im się znalezć sposób na uratowanie małżeństwa.Może Adam zechce nawet pomóc jej w rozkręceniu własnej firmy?Podniosła się z sofy, żeby porozmawiać, ale babcia już odłożyłasłuchawkę na widełki.- To był Adam?- Adam? Nie, kochanie.- Babcia z powrotem usadowiła się nakrześle.- To był ojciec Dakoty.James.Za chwileczkę tu będzie.Georgia w jednej sekundzie wy budziła się z przyjemnego otępie-nia, w którym była pogrążona, i popatrzyła z przerażeniem na Cat, nie-pewna, czy dobrze usłyszała.- O, Boże! Babciu, nie spodziewałam się takiej wizyty! Co mamrobić?! Ja i James wcale nie jesteśmy razem! - Głos jej drżał.- Gdzieon jest? Dlaczego mu powiedziałaś, jak tu dojechać?- Bo jest parę kilometrów stąd, na stacji benzynowej.Mówiłaśprzecież, że James znowu spotyka się z Dakotą.I mówiłaś, że się z nimcałowałaś!- Tak, ale to był błąd.Przecież to też ci mówiłam.- Tak, ale myślałam.- Babcia także zaczęła się denerwować.-Widzicie? Teraz ja zrobiłam nie to, co trzeba.Odeślę go.Nie wpuszczęgo do środka i powiem, że jesteś zajęta.RL - Będziemy udawały, że myjemy głowę? - zapytała ironicznie Cat.- Jak gimnazjalistki? - Podeszła do kuchennego blatu i nalała sobie coli,mimo że wokół zrobiło się ciemno, bo babcia zaczęła w popłochuspuszczać wszystkie żaluzje, wyłączać światła i mówić szeptem.Staław kuchni i patrzyła na dwie biegające nerwowo kobiety.- Hej, Geor-gio, a dopiero co mówiłaś mi, że James nic cię nie obchodzi! - krzyknę-ła.- Dużo trudu sobie zadajesz, żeby uniknąć spotkania z facetem, któ-rego masz w nosie.A poza tym na podjezdzie stoi twój samochód.Chcesz go wepchnąć do stodoły?Georgia zatrzymała się, obróciła na pięcie i rzuciła w poprzek ku-chennego stołu po kluczyki.Cat zatrzymała ją ruchem ręki.- Mam lepszy pomysł - powiedziała spokojnie.-Nałóżmy na ustatrochę szminki i przestańmy zachowywać się jak wariatki.PrzyjechałJames, ale przecież potrafisz sobie z nim poradzić.A poza tym do-prowadziłaś babcię do skrajnej rozpaczy.Starsza pani sapała z wysiłku i irytacji.Pozbierała wszystkie kurtkii buty swoich gości i wrzuciła je do własnej sypialni, bezskuteczniepróbując zatrzeć wszelkie ślady ich obecności.Georgia popatrzyła nastaruszkę.- Wiesz co, babciu? - powiedziała.- Dajmy sobie z tym spokój iprzyjmijmy go jak należy.Dziewięćdziesięciolatka z ulgą pokiwała głową i wytarła twarzchusteczką higieniczną.Młodsze kobiety zniknęły w pokoju gościn-nym.Georgia wyszła po chwili, przebrana w ciemnogranatowe dżinsy iobcisłą seledynową bluzeczkę.Gęste loczki ujarzmione zostały za po-mocą kolorowego szalika zawiązanego wokół głowy jak opaska.RzęsyRL muśnięte tuszem i usta posmarowane delikatnym błyszczykiem nada-wały jej całkowicie naturalny wygląd.- Pięknie wyglądasz - orzekła babcia, zasiadłszy w swoim ulubio-nym fotelu.Była zbyt wyczerpana, żeby robić na drutach.Cat wstawiławodę na herbatę, a Georgia kręciła się niespokojnie z kąta w kąt, niechcąc ostentacyjnie stać przy kuchennym oknie.Wreszcie na podjez-dzie zabłysły światła wolno zbliżającego się samochodu i James zawi-tał na farmę babci Walker.*- Byłem w Londynie w interesach - powiedział i usiadł na krześle.Siedzieli w kuchni, gdzie w świecie babci odbywały się wszystkieważne rozmowy i zapadały najistotniejsze decyzje.James chrząknąłniepewnie.- W zasadzie przyjechałem do Londynu kilka dni po wa-szym wyjezdzie do Szkocji i cały czas zbierałem się na odwagę, żebytu przyjechać.Zaaranżowałem nawet spotkanie z dyrektorem miejsco-wego hotelu, żeby nie zostać całkiem bez zajęcia -uśmiechnął się z nie-zwykłym u siebie zażenowaniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl