[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tera poczerwieniała.- No.tak.Te czarownice, wiecie, wspominałam o nich na pogrzebie.Wygląda na to, że to on je zabił,więc.przepraszam za tamto.No, że cię podejrzewałam.- Nie ma sprawy.- Ale musisz przyznać, że byłeś dobrym podejrzanym.Mądrze kombinowałam, zakładając, że ty zatym stoisz.255 - Oczywiście.- W jego głosie nie było nawet krzty ironii.- No cóż.- Megan klasnęła w dłonie, chcąc pobudzić krążenie krwi.Rękawy koszuli Greysonazwisały niechlujnie z jej ramion.- Tero, napijesz się kawy czy czegoś innego?- Wody.Winston Lawden tu będzie? Bo był wczoraj wieczorem, prawda?- Lada chwila - potwierdził Greyson.- Mówił, że już jest w drodze.I był.Przybył tuż po tym, jak Tera usiadła na krześle ze szklanką wody.- Panna Green.Co za miła niespodzianka.Tera uniosła brwi.- Pan Lawden.Mam do pana kilka pytań.Pokręcił głową.- Doprawdy nie wiem, co mógłbym pani powiedzieć.Greyson zadzwonił wczoraj wieczorem zinformacją, że pani czarownice poważnie zraniły Oriona.Nie żył, gdy tu dotarłem.- Jest pan pewny?- Sugeruje coś pani, panno Green?- Tylko to, że gdyby jeden z pańskich ludzi zabił moje czarownice, mógłby pan coś o tym wiedzieć.Megan zachłysnęła się kawą, ale Winston tylko z pobłażaniem się uśmiechnął.- Panno Green, zapewniam, że nic mi o tym nie wiadomo.Ostatnio odkryłem, że Orion - cóż,powiedzmy, że działał na własną rękę.To nie miało nic wspólnego ze mną.Greyson pewnie zadzwonił do niego, gdy była pod prysznicem albo gdy tylko wstał.Albo może, cobardzo prawdopodobne, demony miały po prostu duże doświadczenie w takich sprawach.Wiedziała,jak szybko działa umysł Greysona.Zazwyczaj ona także niezle sobie ra-256 dziła, ale tego ranka jakoś nie mogła się pozbierać.Nawet kawa nie pomagała, a raczej szkodziła -zrobiło jej się niedobrze.Dwie czarownice przyszły po ciało Oriona.Skrzywione pogardliwie, przykryły go prześcieradłem iwyprowadziły wózek, który skrzypiał przerazliwie.- Oczywiście przeprowadzimy dochodzenie - oświadczyła Tera.- To, że nie możemy przesłuchaćOriona Maldona, nie oznacza, że zrezygnujemy ze śledztwa.- Nie mam żadnych tajemnic - powiedział Winston.Megan owionął zimny powiew.Jego głos niósł siędziwnym echem w jej głowie.Przeciągał słowa czy to tylko ona.? Mówił jakby w zwolnionymtempie.- Proszę się umówić na spotkanie, jeśli to konieczne.- Może teraz?- A jestem podejrzany? Tak? Jeśli nie, proszę się umówić, a jeśli tak, mam prawo przedstawićwłasnych świadków.Bezstronnych.Filiżanka Megan wypadła z jej ręki.Kanapa jest taka miękka.mogłaby się położyć i zasnąć.- Megan! Megan!Ręce Greysona na jej ramionach, szarpią nią.Może trochę zbyt brutalnie, niż potrzeba.Jest po prostuzmęczona, to wszystko.To chyba nic dziwnego po tym, co się ostatnio działo? Położyli się dopiero otrzeciej.Tyle do zrobienia, tyle do omówienia.- Daj mi spokój.- Z trudem odpychała jego ręce, zatroskane głosy Tery i Winstona ledwo do niejdocierały.Gdzieś w oddali słyszała walenie.Ktoś gdzieś puka.dlaczego nie.może otworzyć oczu?Kolejne głosy.Jeden z nich brzmiał jak Roc, ale to bez sensu, jego tu nie ma.Jest z pozostałymi Yezer,w swoim małym pokoiku, który wyglądał, jakby Currier & Ives puścili w nim pawia.257 - Wszystkie.zabrała.zniszczone.wszędzie.-Głosy były jak odległe szepty, jak telewizorprzefiltrowa-ny przez schody i drzwi do komórki.Gdy była mała, lubiła bawić się w schowku, byłotam ciemno, tajemniczo i bezpiecznie.Jak teraz.- Cholera! Meg, obudz się, wstawaj!- Boże, jaka ona blada.- Delikatne ręce klepały jej policzki.- Oddycha?- Cholera, sprowadzcie.Ręce na jej ramionach, podnoszą ją z kanapy, podsuwają jej filiżankę.Mamrotała cicho, usiłowała jąodepchnąć.Typowy facet, nie widzi, że jest zmęczona?Jego wargi napierały na jej usta, zmuszały, by przyjęła pocałunek.- Odejdz - zaczęła, ale gdy rozchyliła wargi, wsunął w nie język, a wraz z nim - moc.Przenikała ją,rozgrzewała od wewnątrz, ponaglała ospałą krew, pobudzała płuca.Uniosła powieki i zaraz je opuściła, pochyliła się, złapała go, przyciągnęła bliżej.Gdzieś w głębi sercawidziała, że w pomieszczeniu są inni, ale to nie miało znaczenia.Budziła się, rozwijała jak motyl i takod wyczerpania przeszła do pożądania w ciągu kilku sekund.Nagle się odsunął.Wyciągała do niego ręce, otworzyła szeroko oczy, widząc jego spiętą, pobladłątwarz, i wtedy kątem oka dostrzegła ruch.Tera i Winston uprzejmie odwrócili się tyłem, ale wiedziała jak przez mgłę, że jęczała.Jej twarzpłonęła.Paliły ją policzki.Ile widzieli?Ale najgorsze było małe ciałko obok Tery.Roc.A jeśli Roc tu jest, stało się coś bardzo złego.Szczątki.Tylko tyle zostało.258 Megan powstrzymywała łzy, widząc małe drzwiczki smętnie zwisające z zawiasów, rozbite mebleporozrzucane po lśniącej podłodze.Przynajmniej dawniej lśniła.Teraz krew,lepka i ciemna,pokrywała posadzkę i ściany.Roc przysunął sobie krzesło i opadł na nie ciężko.- Zabrała wszystkich - powiedział już chyba po raz dziesiąty.Powtarzał te słowa w kółko, jakby przezto mógł je lepiej zrozumieć.- Ja uciekłem.nie wiem, jak.- Prawdopodobnie ci pozwoliła - zauważył Greyson.Stał obok Megan, trzymał ją za rękę i rozglądałsię dokoła.Wiedziała, że przed oczami ma własny Iureanlier i myśli, że do podobnych zniszczeńmogło dojść tam poprzedniej nocy, gdyby nie zareagowali dość szybko.Ktana Leyak przybyła przed świtem, udało jej się pozostać w jednym z demonów Megan na tyledługo, by wrócił tutaj, do jedynego miejsca, w którym czuł się bezpieczny.Do domu.Gdy zabrzmiał alarm, te Yezer, które przebywały na zewnątrz ze swoimi ludzmi, wróciły.Tylko po to,by zginąć.Ci, wierni Megan, zginęli.Pozostali szybko ucichli.Zabrała je, Roc nie wiedział dokąd.I nie przeżył nikt, kto mógłby im to powiedzieć.Megan zajrzała w siebie, szukała drzwi, szukała więzi z demonami.Jej demoniczne serce leżało wpiersi jak bryła ołowiu, nieruchome, martwe.Nacisnęła klamkę, przygotowana na prawdę.Niebuchnął ogień.Nie powiało mocą.Demon odszedł.Została sama.Energia Greysona wciąż buzowała w jej ciele, dawała werwę i ciepło, ale na jak długo?Roc skkiął głową.- Chciała, żeby Megan wiedziała, co zrobiła.Pragnie zemsty.Pod Megan ugięły się kolana.Greyson objął ją w pasie i podsunął jej krzesło, ale nie było na nim wielewygodniej,254 zwłaszcza że chustka, którą położył na siedzeniu, przesiąkła lepką krwią.Przez całe życie nie myślałao krwi tyle co teraz i nigdy nie widziała jej w takiej ilości.Gdyby demon w niej wciąż żył, nie posiadałby się z radości, prawda? Szalałby, gryzł, kąsał,spragniony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl