[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Otwarła szerokousta, w nadziei, że nie tylko złapie w ten sposób więcej tlenu, ale i uspo-koi swój oddech.Odgłosy kroków były coraz bliżej.Obróciła w milczeniu głowę i wblasku księżyca dostrzegła jego sylwetkę.Przeglądał zarośla w poszuki-waniu jej ciała, odgarniał liście i gałązki krzaków, patrząc, czy jej tam niema.On był myśliwym, ona zwierzyną.Jak długo to już trwało?Ile jeszcze wytrzyma?Gdyby ją znalazł, skuloną jak ranne zwierzę, byłoby już po niej.Musia-ła mieć jakiś plan, na wypadek gdyby się na nią natknął.Miałaby wtedyprzewagę elementu zaskoczenia.Kłębiące się w jej głowie myśli zmierzały do dwóch możliwych roz-wiązań.Było dość nieprawdopodobne, by mogła mu ujść cało miał re-putację strzelca wyborowego, pomyślała więc, że musiałaby go zaatako-wać wprost albo przynajmniej spróbować wytrącić mu fuzję.Gdyby sięjej udało go unieszkodliwić, mogłaby przejąć broń.Ale gdyby się zdra-dziła, byłoby już po niej.Fuzja czy on sam? Fuzja czy on sam?A potem pomyślała:  Nie musisz od razu decydować.Wykorzystajnajmniejszą szansę, jaką ci da".Zbliżał się coraz bardziej, jego oczy przeszukiwały teren, przesunęłysię teraz na nią.Opuścił lufę, co oznaczało, że będzie wymierzona prostow jej twarz, gdy ją znajdzie.Stopy zawsze są bardziej martwe jak ręce. Wyobraz sobie, że jesteś kangurem".RLT  Jaką masz motywację?" Rozwali ci głowę, jeśli ci się nie uda".Odejść.Odsunąć się, choć o parę cali.Jedenaście cali, dziesięć, dzie-więć.Wstrzymała oddech, przesuwając się w milczeniu.Osiem cali, siedem.Liście wokół niej rozstąpiły się, ujrzała światło księżyca.Chwyciła go mocno między nogami.Kiedy się zwinął we dwoje, wy-rzuciła stopę do góry i trafiła go w chrząstkę nosową.Trysnęła krew.Wyprostowała się, chwyciła jego ręce tak, jak ją uczono w akademii, izałożyła mu klamrę, skręcając ją z całej siły.Ale on także przechodziłszkolenie w akademii.Uczył się tych samych chwytów.Pomimo odnie-sionych obrażeń, rwącego bólu krocza i krwawiącego nosa, sięgnął doostatniego rezerwu- aru swych sił.Mogła odzyskać wolność, jeśli tylko nadarzy się jej szansa.Chyba żebynie chciała z niej skorzystać.Ale ona chciała wygrać! Trzymając go wuścisku, ujrzała, jak fuzja wypada mu z ręki.Już prawie po nią sięgała.Teraz było to mocowanie się, ręka na rękę.Była mniejsza, więc bardziejzwinna.Gdyby nie miał strzelby, miałaby szanse.Ale wtedy ją przechytrzył.Lewą rękę owinął wokół jej karku, przywie-rając mocno przodem do jej pleców.Usiłowała oderwać tę rękę, a potemspróbowała wykonać pewien stary rzut, który znała z akademii.Tylko że on też skończył akademię.Był przygotowany.I był silny.ta-ki silny.Zwiatło przygasło.Jeszcze ten dzwięk. Kocham cię, mamo".408RLT Rozdział trzydziesty trzeciDecker sięgnął po swoją komórkę. Jak dawno temu dzwoniła?Rina stłumiła swe własne obawy, żeby go dodatkowo nie niepokoić. Powiedziała, że będzie tu o dziesiątej. To już godzinę temu! Dzwoniłaś do niej? Tak, naturalnie.Jej telefon ani pager nie odpowiadają.Może jestgdzieś w górach.Czasami odbiór nie jest zbyt dobry.Decker już tego nie słuchał.Jego obawy miały charakter bezpośredni iotwarty. Ile razy do niej dzwoniłaś? Chyba z pół tuzina. Dobry Boże!  Chodził podczas mówienia. Jadę tam.Ale naj-pierw zadzwonię do Hollywood i poproszę ich, by posłali wóz pod jejdom.Mam nadzieję, że nie będzie go prowadził jeden z tych dupków,którzy ostatnio dali jej w kość.Dobra. Mówił to wszystko, nie wiadomo, czy do siebie czy do Riny. Najpierw zobaczymy, czy jest w domu.Sprawdzimy, czy jest tam jejwóz.Jeśli wozu nie ma, nadaję komunikat.Chyba najlepiej skontaktujęsię od razu z patrolem drogowym.Jeśli nie ma jej w domu, powinna byćna autostradzie. Chcesz, żebym wyszła jej poszukać? Absolutnie nie! Zostań przy telefonie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl