[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Musieli do czegoś przyczepić plakietkę  odparłam i przystanęłam, zastanawiającsię, czy moje tenisówki mogą być w jednej z szafek pod ścianą.Nie przepadam zakostnicami, ale tu było przyjemniej niż w tej, w której ocknęłam się za pierwszym razem.Stałtu tylko jeden wózek, ten, na którym przyjechałam.Domyśliłam się, że ciała leżą tu, dopókinie przydzielą im.półek na stałe.A te zapewne znajdują się za drzwiami z napisem Niebezpieczeństwo  wstęp wzbroniony.Nie miałam zamiaru tam zaglądać.Byłamzadowolona, że nie umieścili mnie od razu w chłodni.Nie uśmiechało mi się pukanie wdrzwiczki szuflady, żeby ktoś mnie wypuścił. Ten facet to flejtuch  mruknął Shoe, kiedy podeszliśmy do odrapanego biurka.Jednym palcem odsunął z blatu resztki pieczonego kurczaka i usiadł w obrotowym fotelu.Zobacz, klawiatura jest cała w tłuszczu  dodał z niesmakiem.Wzięłam do ręki moją kartę. Jane Doe.Tak, to ja. Przyczyna zgonu nieokreślona.No tak, skierowali mnie na autopsję.Zaczęłam wsuwać kartki do niszczarki,jedną po drugiej.Od razu poczułam się znacznie lepiej. Mógłbyś tu jeść?  spytałam. Na samą myśl ciarki mnie przechodzą.Tak jak namyśl o tym, że można obudzić się w kostnicy.Shoe zamaszystym gestem przejął kontrolę nad komputerem, przysunął fotel do biurkai wystukał coś na klawiaturze.Na ekranie pojawiło się czarne okno.Widząc, z jakimznawstwem się do tego zabrał, nie mogłam zrozumieć, jak mogłam uznać, że to jegowidziałam, kiedy pierwszy raz patrzyłam w przyszłość. Shoe był w tym naprawdę dobry.Taką przynajmniej miałam nadzieję.Włożyłamostatnią kartkę z moich akt do niszczarki i stanęłam za nim, by obserwować, co robi. Zaraz zobaczymy, co my tu mamy. mruczał cicho, jakby zapomniał, gdzie sięznajduje.Uderzył w kilka klawiszy i zaczęło się poszukiwanie. No  westchnął.Na ekranieniemal natychmiast pojawiła się ikonka przedstawiająca czarnego ptaka przy strumieniachliter i cyfr, których znaczenie było dla mnie niezrozumiałe.Czarny ptak.Jak z rysunków,które stały się znakiem rozpoznawczym Ace'a.Prawdziwych czarnych skrzydeł niewidziałam od dwóch dni, ale zdawały się być wszędzie. Jest. Zerknął na mnie z tryumfalnym błyskiem w oczach. Damy radę.Muszętylko wszystko dokładnie prześledzić, upewnić się, że to działa w obie strony.A potemzainstalować program.Był wyraznie podekscytowany.Serce podskoczyło mi w piersi.Uśmiechnęłam się. Jak długo to potrwa?  Wrzuciłam resztki kurczaka do kosza i usiadłam na biurku.Komórka znajdowała się blisko windy.Jeśli pielęgniarz będzie krzyczał, ktoś go w końcuusłyszy.Shoe tylko wzruszył ramionami. Kilka minut.Zalała mnie fala ulgi.Wypuściłam powietrze, którego nabrałam pewnie pięć minutwcześniej. To wspaniale  powiedziałam, rozpromieniona. Shoe, jesteś fantastyczny.Ja niemiałabym pojęcia, co robić. Tak, cóż, tym się zajmuję  mruknął, trochę skrępowany, a potem spojrzał na mnieuważnie i zamrugał. Co się stało z twoją bluzką?Szybko podniosłam ręce do fartucha, sprawdzając, czy jestem zasłonięta.Byłam.Mimo tego zsunęłam się z biurka i otuliłam ciaśniej. Wiesz, umarłam  rzuciłam z zakłopotaniem. Podarli ją, kiedy zaczęli mniereanimować. Przykro mi  odpowiedział takim tonem, jakby rzeczywiście było mu przykro.Apotem odwrócił się do klawiatury i zaczął stukać. To była moja ulubiona bluzka. Zastanawiałam się, jak zdołam to ukryć przed tatą,i rozdarte rajstopy.O cholera, tata.O cholera, obiecałam zadzwonić do mamy.Nagle oboje podnieśliśmy głowy, bo na końcu korytarza rozległ się dzwonek windy.Niedobrze.Może kolejna osoba chciała pobrać mi krew. Rób swoje. Podbiegłam do drzwi. Cokolwiek się stanie, nie przestawaj.A ja zatrzymam tego kogoś na zewnątrz, ktokolwiek to jest.Ale zanim zdążyłam pchnąć lewe skrzydło drzwi, otworzyło się prawe i do środkawpadła Nakita.Cofnęłam się, zaskoczona.Znowu była cała na biało.Markowe dżinsy i czerwoną bluzkę, które jej dałam,zastąpiła białymi spodniami i wąską białą koszulą.Wyglądała w tym stroju jak jedna miękkabiała linia.Amulet na jej piersi lśnił głębokim fioletem.W dłoni trzymała miecz.Małe stopyw białych butach obrzeżonych złotem rozstawiła szeroko na kafelkach spłowiałych od chloru.Ten sam strój miała na sobie tamtego popołudnia, kiedy chciała mnie zabić.Najwyrazniej cośposzło nie tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl