[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W zwykłej potyczce nie podarowałby ani chwili wrogowi napodniesienie miecza, ale to nie była zwyczajna walka.Przeciw istocie demonicznej wystąpiłaludzka.Barbarzyńca nie mógł przekroczyć granicy i znalezć się po jednej stronie z Karmasha-nem, który nie przepuściłby okazji do zadania ciosu w plecy.Potem odwiódł rękę z mieczem iczekał.Długa, chuda postać ruszyła na niego.Na klindze zamigotał blask świecy stojącej nastoliku.Conan i ten atak sparował.Nie chciał kręcić się i skakać po pokoju ku uciesze kobiet.I znów cię\ki brązowy miecz wypadł z ręki bandyty.Stanowczo nie wiodło mu się.Zaraz te\ po raz trzeci był gotów się bić.Uniósł broń, ale teraz nie rzucał się na prze-ciwnika, tylko stał naprzeciw niego, pochylony do przodu na szeroko rozstawionych nogach.Walka się zaczęła.Wściekłość i nienawiść skoncentrowały się na czubkach mieczów, zlewały w jedno iwzlatywały w powietrze.W chabrowych oczach płonął ogień złości, w jasnoniebieskichrozrósł się do prawdziwego ogniska.Raz po raz walczący krzy\owali broń.W ciosy wkładalinie tyle siłę mięśni, ile uczuć, które były nieporównywalnie potę\niejsze.Conan znowu prze-konał się, \e ma przed sobą wprawnego wojownika.Karmashan jakby złączył się ze swoimmieczem i teraz mo\na było wyrwać mu go tylko razem z ręką.W tej pierwszej potyczce w ober\y ohydnego staruszka i w drugiej na równinie między Bvadrandatem a Mandchattu, atak\e teraz Conan był pewien swojego zwycięstwa.Nagle koścista gęba bandyty, migająca mu przed oczami białą plamą, w dziwny sposóbprzekształciła się w zupełnie inną, o odmiennych rysach i odmiennym wyrazie.W mistycz-nym przera\eniu barbarzyńca drgnął i przepuścił jeden cios.Krew chlusnęła mu na nogi i napodłogę.Za to czary minęły i znów widział Karmashana, a nie tamtego strasznego demona zprzeszłego \ycia, z którym spotkał się w prawdziwie śmiertelnym boju&Gniewnie rycząc, Conan odparł następny atak bandyty.Potem uderzył sam.Jednak, kujeszcze większemu zdumieniu, ujrzał znów innego przeciwnika.Czy to Nergal czy podstępny,okrutny Set stroi sobie z niego takie straszne \arty, nie wiedział.W głowie ju\ zaczęły plątaćsię myśli.Z kim teraz prowadzi walkę? Z dwoma wrogami? Z jednym Karmashanem? Z jed-nym Debem Abdarrachem? Właśnie wstrętna morda Deba z jego niewiarygodnie czarnymijak mrok królestwa zmarłych oczami majaczyła teraz przed nim.Ale przecie\ go zabił! Tobyło dwa lata temu!Przepuścił jeszcze jeden cios i koszula na brzuchu zabarwiła się szkarłatem. Demon -wyszeptał jak w gorączce.- Demon.Jeden z najstraszniejszych jego wrogów, potwór zrodzony z oddechu Seta, stał przednim jak \ywy i bił ręką Karmashana.Barbarzyńca wpadł w popłoch.Machinalnie parowałciosy, prawie nie atakując.Teraz cały, od szyi do pięt, był zalany własną krwią.Nie czuł ran iporuszał się w półmroku pokoju jak zombie, nic nie widząc i niczego nie pragnąc. Conan! Conan! Conan! Jakby we śnie słyszał czyjś głos - taki znajomy i taki obcy. Conan!Mgła, która zasłaniała mu oczy, zaczęła rzednąć.I znów: Conan!.Potrząsnął głową.Zdaje się, \e poznaje ten głos& Oczywiście! To Niza - stara czaro-wnica z lasu u podnó\a Gór Rabiryjskich woła go tak natrętnie.Czego ona chce?Obojętność, która skuła nogi i ręce Cymmerianina, minęła.Zobaczył wyraznie Karma-shana.Uniósł miecz ręką ju\ nie wątłą jak u słabego starca, lecz silną i potę\ną.Opuścił go nawroga.Zwierzęcy jęk, przechodzący w zatrwa\ający krzyk, wstrząsnął nim do głębi.Ciemna krew jak fontanna trysnęła we wszystkie strony, ochlapując podłogę, ściany,sufit.Chuda postać złamała się w pół i upadła.W tej chwili Karmashan przestał istnieć.Conan opuścił miecz i spojrzał na martwego bandytę.Potem z roztargnieniem rozejrzałsię wokoło.Lajna i Lawinia siedziały bez ruchu na fotelach; oczy miały wbite w sufit.Usta otwarte,ręce bezwładnie zwisały po bokach.Cymmerianin bez zdziwienia wzruszył ramionami.Odrazu domyślił się, co się stało.Karmashan otruł obie swoje wspólniczki winem.Tylko dlacze-go? Naprawdę jeden Nergal zrozumie tego wyrodka.Conan jeszcze raz wzruszył ramionami, wytarł luksusową kapą krew z miecza i wyszedłz pokoju.XII.POśEGNANIETrille kategorycznie odmówił powrotnej podró\y na słoniach.Kupił na bazarze potę\-nego, cętkowanego konia dla Conana i bułaną klacz dla siebie.Dla pozostałych, opanowanynapadem chciwości, nabył tylko dwa muły i wóz.Zresztą im było obojętne, w jaki sposóbwydostaną się z Mandchattu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl