[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Strój był luzny i wygodny, ale Conanowi brakowało zwykłegożołnierskiego rynsztunku.Najchętniej przywdziałby skórzany kaftan i kolczugę,założył gruby pas z mieczem u boku i naciągnął na dłonie grube rękawice z że-laznymi guzami.Choć zapewne taki strój nie sprzyjałby poranionemu ciału.Dokomnaty weszły dwie tygrysice, te same, które uratowały Cimmeryjczyka z rąkSartapisa. Oto Amina i Selene powiedział władca znasz je już, Conanie.Będąci towarzyszyć w wyprawie do labiryntu. Nie potrzebuję strażników warknął Cimmeryjczyk.Amina, śniadoskóra i czarnowłosa, roześmiała się. Strażników na pewno nie, ale obrony.Nie zapominaj, że w Khemi grasujeCzerwony Demon.Conan spojrzał na nią gniewnym wzrokiem, ale nic nie odpowiedział.Podeszli pod mury dzielnicy świątyń.Roiło się tam od żołnierzy, w większościz trudem tłumiących przerażenie, gdyż z blanków widać było od czasu do czasuognistą postać przemykającą pomiędzy budynkami.Rycerz nie próbował jeszczewydostać się z Khemi.Nie mógł co prawda być zabity zwykłą ludzką bronię, alewiedział, że mogą go uwięzić.Czekał, aż nabierze mocy, a wtedy szybki jak wiatri silny, poradzi sobie z wszelkimi pułapkami.Przyniesie śmierć i ból, a płynącaz ran wrogów krew ostudzi choć trochę żar i ukoi ból, co dręczył go od seteklat.Na razie chłonął moc, która panowała w świątyniach Seta i innych okrutnychbóstw.Wspomnienie krzyków torturowanych i obraz ich cierpienia, który zacho-wały ściany budowli, dodawał mu sił.Od czasu do czasu znajdował jeszcze jakiśbłąkających się, przerażonych ludzi i wtedy sycił się ich strachem, bólem i krwią.Ale trzeba mu było o wiele więcej.Nieporównanie więcej.Gdy wyjdzie zza mu-rów nie zabraknie już ofiar.I może wreszcie trwający od lat ból zniknie, może94wreszcie zapomni o dojmującym cierpieniu i zazna rozkoszy.Kapłan Mitry Tor-kratos też wiedział, że nadszedł już najwyższy czas.Pobłogosławił przekraczają-cych wrota Khemi Conana, Aminę i Selenę mamrocząc nad nimi jakieś zaklęcia.Amanhotepis i jego dowódcy patrzyli z blanków jak Cimmeryjczyk z dwiematygrysicami u boku znikają w labiryncie uliczek wśród świątyń. Niech Mitra im sprzyja szepnął władca.Oni tymczasem zmierzali wprost do głównej świątyni Seta.Przemykaliwzdłuż ścian, kryli się w podcieniach, znikali w zaułkach.Czujni, gotowi w każ-dej chwili do ucieczki, wsłuchani w najlżejszy szmer.Nie wiedzieli czy demondostrzegł już ich obecność.Na szczęście Rycerz Ognia dręczony bólem chłonąłcierpienie zastygłe w ołtarzach krwawej bogini Iramlis i myślał tylko o tym jakodpędzić cierpienie.Dlatego też bezpiecznie wkroczyli do labiryntu.Conan jużtrzeci raz pokonywał tę drogę i miał nadzieję, że ostatni.Nie chciał nigdy wię-cej wchodzić do tego strasznego labiryntu świadka okrutnego zgonu Nemfale,zdrady Sheili, nieszczęsnej śmierci Kandara.Labiryntu, gdzie, kto wie, czy nieszukała drogi wśród setek korytarzy sama Królowa Zmierć.Ale dotarli szczęśli-wie, choć zajęło im to wiele czasu, do celu.Conan schował do sakwy CzarnyKamień Seta, ukryty w ślepym korytarzu i spiesznie podążyli w stronę wyjścia.Zdawało im się, że goni ich jakiś rumor obsuwających się ścian, ciężkie krokistąpające po kamieniach, wściekły, rozpaczliwy krzyk kobiety.W końcu jednakwydostali się.Na zewnątrz panowała noc, co mogło im tylko sprzyjać, gdyż byliw stanie z daleka dostrzec postać Rycerza, nad którym unosiła się czerwona łu-na.Lecz nie wiedzieli, że nie tylko on zagraża im w Khemi.Zatrzymali się, gdydostrzegli ciemne, chwiejne postacie, które falując w powietrzu zbliżały się kunim. Cóż to na Croma? warknął Conan cofając się o krok.Postacie nadchodziły zewsząd, otaczały ich roztańczonym kołem, a wionął odnich przerazliwy, zatykający dech w piersiach odór spalenizny. Upiory Asthorgosa szepnęła Selene.Istotnie były to upiory Czerwonego Demona.Ci, których zabił i zabrał imdusze, ci których uczynił swoimi niewolnikami po wiek wieków. Szybko rozkazał Conan i ruszył w stronę chwiejących się postaci.Tygrysice poszły w jego ślady.Otoczył ich smród, zdawało się jakby prze-bijali się przez lepką, cuchnącą maz.Asthorgos był jeszcze słaby, a więc i jegoupiory nie mogły na razie walczyć z ludzmi.Próbowały ich powstrzymać, ale po-trafiły tylko opóznić ucieczkę.Conan wymiotował już i osłaniając twarz dłonią,drugą ręką odpychał napierające postacie.Jego ciało i ubranie całe były w gęstej,śmierdzącej sadzy.Tygrysice chwyciły go mocno i wyciągnęły z kręgu upiorów.Z przestrachem dojrzeli, że czerwona łuna kieruje się w ich stronę. Do murów! wrzasnęła Amina i pobiegli z ulgą wdychając świeże po-wietrze.Fala upiorów zakołysała się i popłynęła za nimi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]