[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mme Lublin nie przeżyje tej nocy, trzeba powiadomić rodzinę izakład pogrzebowy Pautratów, trzeba się pospieszyć w tym upale, tak,zarezerwuje kaplicę na jutro, na pózne popołudnie, i pomyśli o panu DuBertrand, ten lekarz jest obrzydliwy, przychodzi jedynie po pieniądze, niespędza nawet minuty z chorymi, zdychają, a ja mam z tego zyski,powiedział to przy pie- -93-lęgniarkach, jest nieludzki, nienawidziła go, oczywiście zdawała sobiesprawę, że sprowadza jej wielu klientów, ale nie, ona na to nie pójdzie, nieustąpi, trzeba się go pozbyć, nie chciała go więcej widzieć w tym domu,ale jak to zrobić.nie trzeba, żeby inni.musi się poradzić.Wtem nagłewestchnienie, gwałtowny ucisk w piersi zmusza ją, Annę, bóstwoopiekuńcze tego domu, by zatrzymać ciało i myśli; osuwa się, jej mięśniesłabną, musi się oprzeć o ramę drzwi, żeby znowu złapać oddech.Naplecach wciąż czuje klamkę, którą przed chwilą puściła, zamykając drzwi.Odnosi wrażenie, że ma coś wilgotnego na policzku, unosi rękę, jakbychciała strzepnąć owada.Aza, nie chce w to uwierzyć, łza, to absurdalne.ja! I zaczyna płakać.To nie jest łkanie, łzy spływają niczym woda leniwej rzeki, zagłębiająsię w bruzdach jej twarzy, a ona nie próbuje ich powstrzymać.Skoro totrwa, a ona nie chce okazać sobie miłosierdzia, prostuje się i wprowadzamyśli w jeszcze bardziej histeryczny ruch.Jest jej zimno, zbyt zimno, itego obawia się najbardziej.Nie ma prawa być jej zimno, nie jej, chyba żewyjedzie, rzuci wszystko.Nie, to nic takiego, na pewno nic poważnego,nic takiego.to normalne, po prostu odreagowuje, tak się bała: Bruno!Wymówiła imię syna, wykrzyczała je.Przecież wie.Kiedy wzięła jegorękę, nie poczuł jej ciepła.Oderwała się od drzwi, zawstydzona, nie, to nigdy jeszcze jej się niezdarzyło.Pobiegła do swojego gabinetu i zamknęła drzwi.Potrzebujetrochę czasu dla siebie, czasu, którego zawsze jej brakuje.Usiadła za biurkiem, ściska drewnianą linijkę i trzęsie się z zimna.Wsamym środku lata! Musi się ogrzać.Przemierza gabinet wzdłuż i wszerz.Dreszcze jak węże, które wymknęły się z klatki, ześlizgują się i znówwchodzą jej po nogach, oplatają brzuch, muskają piersi, ściskają szyję isyczą jej tuż nad uchem: Komin, komin, komin!Komin! Julian mówił jej już trzy lata temu, że trzyma się jedynie cudem!Trzeba było go zburzyć i wybudować od nowa! Nie chciała o tym słyszeć,to było zbyt drogie.Poprosiła murarza, by podparł-94-komin metalową obręczą, to miało wystarczyć.Dał trzy obręcze ischodząc, powiedział, że będzie się trzymać, ale niedługo; jeżeli zimabędzie mrozna, nie można poprzestać na łataniu, trzeba wszystkowybudować od nowa.Już teraz, proszę spojrzeć, jak się pochyla! Ostatniej zimy nie było jednak mrozu.A potem już o tym nie myślała; ot i wszystko.Katastrofa była cierpliwa, czekała przyczajona w cieniu zapomnienia,ukryta w czasie, gdzie wypełnia się porządek rzeczy.Poczekała na swojągodzinę i oszczędziła jej syna cudem.A gdyby to nie była godzina sjesty?A gdyby Bruno znajdował się o krok bliżej ganku? A gdyby chorzy i ichgoście przebywali o tej porze w ogrodzie? O tak, były powody, żeby siębać i odczuwać zimno.Anna jeszcze raz idzie usiąść za biurkiem; ma wrażenie, że to nie są jejmyśli.Ona nigdy nie wyobraża sobie tego, co  mogło było" się zdarzyć ów trwożliwy tryb warunkowy, który się nie spełnia.Jest zbyt konkretna.To, co się nie wydarzyło, nie liczy się.Nie, taka reakcja nie jest dla niejtypowa, coś się za nią kryje. Coś w moim sercu kłamie!Mówi to powoli, poważnie, chce zrozumieć.Jeszcze raz wspomina scenę z Brunem, podbiegła do niego, bała się,bardzo się bała.tak, ale nie było jej zimno.Wzięła go w ramiona.owszem, czuła, jak sztywnieje, zawsze był taki szorstki i zimny dla niej,odrzucał jej ciepło.Bruno! Nic nie powiedział, ani słowa, nawet: mamo.Tylko kiedy było już po wszystkim, kiedy jego kostka była już w gipsie,kiedy spytała go, czy czegoś sobie życzy, powiedział, że chciałbyzobaczyć wujka Inżyniera.Dlaczego? Nie mógł wiedzieć, że Julian tutaj był, a zresztą i takwyjechał już dwie godziny temu! Nie zostawił ani słowa! A winda? Musispytać Amalii.Czy widział go, jak wyjeżdża, nie, to niemożliwe, Julianzawsze był taki ostrożny, zatem? Ależ nie, to niemożliwe, Bruno nie mógłwiedzieć, nikt zresztą nie wiedział.Chłód w niej się wzmaga, mur, który tak cierpliwie wznosiła, by mócprzeżyć w towarzystwie duchów, z jakich składała się jej klien--95-tela, zaczyna pękać.Jest słaba, bardzo słaba.Kładzie linijkę przed sobą,otwiera prawą szufladę biurka, drżącą ręką ujmuje klucz, który się w niejznajduje.Nie boi się, ale nie może powstrzymać dygotu, w który wprawiają zimno.Tak czy owak zbliża się do ogromnej wiejskiej szafy, stojącej wgłębi pomieszczenia.Tu jest jej życie, jedyna siła, która ją do tej porypodtrzymywała.Otwiera na oścież masywne drewniane drzwi.W środkunakazała stolarzowi zrobić setki szufladek, zawierających po dwadzieścia,trzydzieści, a nawet pięćdziesiąt listów w kopertach, wszystkie w doskonałym porządku, równo ułożone.Stoi nieruchomo, patrzy na swójskarb, czeka.Chłód stopniowo ustaje, łatwiej jej się oddycha.Z większejniż pozostałe, środkowej szuflady, która zawiera tylko jeden czy dwa listyczekające na sklasyfikowanie, wyjmuje kartkę białego papieru, kopertę idługopis.Wraca do biurka, zasiada do pisania, znajduje się dokładnienaprzeciw szafy z szeroko otwartymi drzwiami.Pisze:Poniedziałek, 17 lipca 1939Julianie,Pan, który wiedział, jak mnie prowadzić drogą, którą przemierzamyrazem od przeszło ośmiu lat, jest mi dziś potrzebny bardziej niżkiedykolwiek.Och, Mój Najdroższy, jest mi zimno, nie wiem, co się dzieje,wydaje mi się.nie wiem, jak Ci to powiedzieć, boję się, że niechcący, bojęsię, że zle postąpiliśmy.Anna odkłada pióro, czuje się trochę lepiej, odczuwa mniejsze zimno,ale ciepło, jej ciepło i promieniowanie zniknęły.Dla siebie samej jest nieznaną planetą, błąkającą się i porzuconą przez swoje słońce.18Poniedziałek, 17 lipca 1939Godz.17 w samochodzie instytutuPiękna i Słodka Dziecino, nie mogę się od Ciebie oddalać ani na chwilę!Wie Pani o tym dobrze i śmieje się na samą myśl, że siedząc zpodkulonymi kolanami w trzęsącym się samochodzie, niezręcznie usiłujęPani powiedzieć, jak bardzo mi jej brakuje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl