[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Załatwimy ją i kłopot z głowy.Dopierowtedy możemy jechać.Nie zamierzam uciekać przez resztężycia.- Czy ja wiem.- Jak nie jesteś ze mną, to od razu się wynoś, Willie.Alebez mojej ciężarówki.I bez tego zwitka szmalu, który scho-wałem na czarną godzinę.Willie spojrzał na Dilłona zaskoczonym, cielęcym wzro-SR kiem.Najwyrazniej nie miał pojęcia, jak samodzielnie daćsobie radę.- No więc? - burknął Dillon.- Dobra, pomogę ci, ale nie zrobię jej nic złego.Niemogę.Kapujesz?Dillon wiedział, że Willie Sparks zawsze potulnie wyko-nuje polecenia.- Jasne, że kapuję - odparł na odczepnego.- Zjedzmycoś, bo mi burczy w brzuchu.- Pośpiesznie rozpakował za-kupy.Miał nadzieję, że po napełnieniu żołądka łatwiej wy-myśli odpowiedni plan.Taki, który się powiedzie i zapewniim wolność.Było pózne wtorkowe popołudnie.Jeremy właśnie koń-czył przy biurku skromny lunch, gdy odezwał się brzęczykinterkomu.- Przyszła Bessie Whitecloud - oznajmiła recepcjo-nistka.- Chciałaby się z panem zobaczyć.Jeremy zamarł.Czy coś stało się Lei? Albo dzieciom? Namoment zacisnął powieki, usiłując stłumić niepokój.Oddwóch dni wciąż sobie powtarzał, że potrzebuje czasu donamysłu.%7łe musi przestać uważać Leę, Brooke i Adama zacentrum swego wszechświata.%7łe prawdopodobnie wkrótceich utraci i powinien się na to przygotować.- Proszę ją przysłać - polecił krótko.Wrzucił do kosza na śmieci resztkę kanapki, otworzyłdrzwi i poczekał, aż Bessie pojawi się w korytarzu, po czymwrócił za biurko.- Masz parę minut? - spytała Bessie, wchodząc do gabi-netu.SR Ostentacyjnie popatrzył na zegarek.- Najwyżej pięć, a potem do poczekalni zaczną schodzićsię pacjenci.- Pięć może mi wystarczy, jeśli okażesz się na tyle mądry,aby uważnie słuchać.Skrzywił się, słysząc po matczynemu karcący ton głosuBessie.- Jeśli chodzi ci o Leę, to oboje już sobie powiedzieliśmywszystko, co było do powiedzenia.- Chodzi o Leę i moim zdaniem oboje nawet nie zaczęli-ście mówić sobie tego, co powinniście powiedzieć.WczorajLea przez godzinę rozmawiała z szefem personelu muzeumw Waszyngtonie.Podobno bardzo chcą jak najszybciej spot-kać się z nią osobiście.Jeszcze nie umówili się z innymikandydatami, ponieważ postanowili najpierw zobaczyć sięzLeą.Jeremy milczał, więc Bessie wzięła głęboki oddech i kon-tynuowała:- Zaproponowali jej zwrot kosztów podróży.Lea zabieradzieci, a ja jadę z nimi, aby trochę pomóc.Lecimy do Wa-szyngtonu w czwartek.Jeremy nadal się nie odzywał i Bessie wyraznie się znie-cierpliwiła.- Chcesz, żeby wzięła tę pracę i przeprowadziła się doWaszyngtonu?- To raczej Lea chce się przeprowadzić - odparował.Wo-lał nie myśleć o tym, czego sam pragnie, ponieważ było tozbyt bolesne.- Zachowujesz się jak człowiek, który już przegrał i niema ochoty walczyć.SR Wstał, niezdolny dłużej panować nad emocjami, któretargały nim od sylwestrowej nocy.- A o co miałbym walczyć, Bessie? O małżeństwo, które-go Lea nie chce? O takie życie, jakiego nie chce?- A zdarzyło ci się kiedykolwiek ją spytać, czego chce?- Bessie patrzyła mu prosto w oczy.- Postawiła sprawę jasno.- Wątpię.Przypuszczalnie powiedziała ci, czego pragnę-ła, zanim wróciła do rezerwatu, aby zająć się matką; zanimpoznała ciebie, zanim urodziła blizniaki.Lea to niezależnamłoda kobieta, Jeremy.Musi zadbać o siebie i swoje dzieci.Może to zrealizować dzięki tej wspaniałej ofercie z Waszyng-tonu.Wątpię jednak, aby było to spełnieniem marzeń Lei.- Sądzisz, że jej marzenia mają coś wspólnego ze mną?- Zaśmiał się ponuro.- Niestety się mylisz.Lea uważa, żechcę, aby ona i bliznięta zajęły miejsce rodziny, którą kilkalat temu straciłem.Bessie przez chwilę analizowała jego słowa.- Lea widzi tylko to, co pozwalasz jej dostrzec, Jeremy.Czy choć raz zapewniłeś ją, że pragniesz ją dla niej samej?Zastanów się nad tym.Pomyśl, jaką rolę odgrywałaby w two-im życiu, i dopiero wtedy zdecyduj, czy chcesz, aby w czwar-tek poleciała do Waszyngtonu.Nie czekając na odpowiedz Jeremy'ego, Bessie wyszłaz gabinetu.Jeremy słyszał jej oddalające się kroki, gdy opadłna obrotowy fotel.Miałby myśleć o tym, jaką rolę Lea odgrywałaby w jegożyciu? Po co? Takie rozważania tylko sprawiłyby mu ból.Wolał go uniknąć.Jednak wbrew sobie cofnął się myślami do dnia, w którymSR poznał Leę.Było to w marcu.Padał śnieg i Lea przyszła dokliniki w rezerwacie ubrana w długie botki i ciepłą kurtkę.Gdy zrzuciła kaptur i Jeremy zobaczył tę piękną twarz z zaró-żowionymi od mrozu policzkami i długie, lśniące jak atłasczarne włosy, gdy spojrzał w wielkie piwne oczy, poczuł, żecoś z wielką siłą przyciąga go do tej kobiety.Podczas owegomiesiąca, gdy opiekował się jej matką, walczył z tym zauro-czeniem.Aż do tamtej pamiętnej nocy.Lea tak bardzopotrzebowała wtedy kogoś bliskiego, kto okaże jej trochęserca, kto będzie przy niej w trudnych chwilach, aby wiedzia-ła, że nie jest sama na świecie.Lepiej niż ktokolwiek rozumiał jej cierpienie, choć wtedyjej tego nie powiedział.Lecz może ona to wyczuła.Możewłaśnie dlatego zbliżyli się do siebie.Pózniej sądził, że opu-ściła Whitehorn.Już się z nią nie widywał, ale zdawał sobiesprawę z tego, że tamtej nocy na zawsze odmieniła jego świat.Jeremy zaczął żyć bardziej świadomie.Przedtem życie jakbypłynęło obok niego.Teraz czuł, że jest w jego nurcie.A kiedyznów spotkał Leę i przyjął na świat ich dzieci, w wyobrazniujrzał przyszłość, którą mogli przeżyć razem.Ostatnio prawie bez przerwy myślał o Lei.Gdy kładł sięspać i zamykał oczy, natychmiast przypominał sobie jejtwarz.Budził się rano i zastanawiał się, co w tej chwili robiLea.Każdego dnia wprost nie mógł się doczekać końca dyżu-ru, aby jak najszybciej do niej zadzwonić lub pojechać.Zdo-minowała jego umysł, pobudziła wyobraznię, rozpaliła pożą-danie, sprawiła, że poczuł się jak gigant, który może osiągnąćwszystko, co tylko zechce.Rozumiał, jaką kobietą jest Lea.I właśnie tę kobietę.Kocha.SR Boże drogi, jak mógł tego nie zauważyć? Nie dostrzecw porę? Udawać, że to nieprawda?Cóż, to proste.Nie wiedział, że jego uczucia nabierająmocy, ponieważ nie chciał tego wiedzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl