[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym taty Shane'anie było przy nim, kiedy go złapano.Mo\e nic go to nie obeszło.Mo\e tylko ją Shane obchodzi.- Spokojnie.- Hess ujął Claire za łokieć.Udało mu się sprawić, \e odczuła ten gest jako wsparcie, a niechęć powstrzymania jej.- Jest jeszcze czas.Prawo mówi, \e skazani mają być wystawieni przez dwie noce nawidok publiczny na placu, \eby wszyscy mogli ich obejrzeć.Będą w klatkach, więc nic im nie grozi.To nieRitz, ale przynajmniej przyjaciele Brandona ich nie rozszarpią. - Jak.? - Claire nie mogła wydobyć głosu.Odchrząknęła i spróbowała znowu.- Jak oni ich.?Hess poklepał japo ręce.Minę miał zmartwioną i ponurą.- Nie będzie cię tutaj, kiedy to się stanie - powiedział.-Więc nie myśl o tym.Jeśli chcesz z nimporozmawiać, mo\esz to zrobić.Właśnie ich osadzają w klatkach na środku placu.- Oliver kazał je odwiezć - odezwała się Gretchen za ich plecami.Hess wzruszył ramionami.- Ale nie powiedział kiedy, prawda?Park Zało\ycielki był spory.Zcie\ki przecinały go jak szprychy koła i zbiegały się na środku.Stały tam teraz dwie klatki.Na tyle du\e, \eby człowiek mógł w nich stanąć, ale nie na tyle szerokie,\eby mógł się poło\yć.Shane musiałby spać na siedząco, o ile chciał spać, albo skulić się w pozycjiembrionalnej.Kiedy zbli\ały się Eve i Claire, siedział.Kolana podciągnął pod brodę i oparł głowę na ramionach.Motocyklista coś wrzeszczał i szarpał za pręty klatki.Ale Shane nie.Był.spokojny.- Shane! - Claire niemal przefrunęła dzielącą ich odległość, złapała zimne \elazne pręty i wcisnęłamiędzy nie twarz.- Shane!Podniósł głowę.Oczy miał zaczerwienione, ale nie płakał.A przynajmniej nie teraz.Udało mu sięprzesunąć bli\ej niej i wyciągnął ręce za kraty.Pogłaskał ją po policzku.Po tym policzku, w który uderzyłją Oliver.Zastanowiła się, czy nadal ma ślad uderzenia.- Przepraszam - szepnął Shane.- Mój tata.Musiałem tam iść.Nie mogłem mu na to pozwolić.Musiałem spróbować go powstrzymać, Claire.Musiałem.Znów płakała bez słów.Kciukiem otarł łzę, która spłynęła po jej twarzy.Czuła, \e dłoń mu dr\y.- Nie zrobiłeś niczego, prawda? Brandonowi?- Nie lubiłem tego typa, ale bym go nie skrzywdził.Nie zabiłem go.Kiedy tam dotarłem, ju\ było powszystkim. Shane roześmiał się niewesoło.- Ja to mam fart, nie? Rzuciłem się na ratunek jak bohater i wzamian za to zostałem zabójcą.- Twój tata.Skinął głową.- Tata nas jakoś wybroni.Nie martw się, Claire.Wszystko będzie dobrze.Ale wyczuła, \e sam w to nie wierzy.Zagryzła wargę, \eby powstrzymać łzy.Pocałowała wnętrze jegodłoni.- Hej - odezwał się cicho.Przycisnął twarz do krat.-Zawsze mówiłem, \e przez ciebie trafię za kratki, no ale to ju\ przesada.Spróbowała się roześmiać.Naprawdę spróbowała.Jego uśmiech rozdzierał jej serce.- Potraktuję to jako aresztowanie prewencyjne.Przynajmniej w ten sposób nie narozrabiam tak,\eby naprawdę zasłu\yć na kratki, prawda?Pocałowała Shane'a.Jego wargi smakowały tak samo, miękkie, ciepłe i wilgotne, a ona nie chciałaprzestać ich całować.Ju\ nigdy.To on pierwszy się odsunął, zostawiając ją rozedrganą i znów na skraju łez.Cholera! Przecie\ Shane'anie mo\na za to obwiniać! To zwyczajnie niesprawiedliwe!- Porozmawiam z Michaelem - powiedziała.- Dobrze.Powiedz mu.A, do diabła.Powiedz, \e go przepraszam.I \e mo\e sobie wziąć mojeplaystation.- Przestań! Przestań.Shane, ty nie umrzesz!Popatrzył na nią i dostrzegła w jego oczach iskierkę strachu.- Tak - szepnął.- Jasne.Claire zacisnęła pięści, a\ kłykcie jej zbielały.Kiedy Eve podeszła do klatki, Claire poszła do Hessa.- Jak? - spytała znowu.- Jak oni go zabiją?Minę miał nieszczęśliwą, ale powiedział:- Spalą go.To zawsze jest kara ognia.O mało znów się nie rozpłakała.O mały włos.Pomyślała, \e Shane ju\ to wie, tak samo jak Eve.śeprzez cały czas wiedzieli.- Pan musi mu pomóc - poprosiła.- Musi pan.On nie zrobił nic złego!- Nie mogę - odparł.- Przykro mi. - Ale.- Claire! - Poło\ył dłonie na jej ramionach, przyciągnął do siebie i uściskał.Zdała sobie sprawę, \edr\y i łzy wreszcie popłynęły niepowstrzymaną falą.A ona złapała policjanta za klapy munduru i zaczęłaszlochać tak, jakby serce miało jej pęknąć.Hess głaskał japo włosach. Dostarcz mi dowód, \e on nie miałnic wspólnego ze śmiercią Brandona, a przysięgam ci, \e zrobię wszystko, co się da.Ale bez dowodu ręcemam związane.Myśl, \e Shane w tej klatce spłonie, była najstraszniejszą rzeczą, jaka kiedykolwiek przeszła jej przezgłowę.Wez się w garść, pomyślała wściekle.On ma tylko ciebie! Zaczęła chwytać wielkie hausty powietrzai wysunęła się z objęć Hessa, ocierając łzy z twarzy rękawem T-shirta.Hess podał jej chusteczkę.Wzięła ją iwydmuchała nos, czując się trochę głupio.Poczuła na ramieniu dłoń Eve.- Chodzmy - powiedziała Eve.- Mamy coś do zrobienia.Kiedy mijali Dom Glassów po drodze na plac Zało\ycielki, w drzwiach domu musiał stać Michael,Wcią\ w nich stał, kiedy samochód zatrzymał się pod numerem 716 na Lot Street.Gretchen otworzyła tylnedrzwi, \eby Eve i Claire mogły wysiąść.Claire obejrzała się za siebie - Hess został w samochodziewampirów.- Panie posterunkowy? - spytała.Eve była ju\ w połowie ście\ki i szła szybko przed siebie.Clairewiedziała, \e pierwszą zasadą w Morganville jest:  Po zmroku nigdy się nie ociągaj",ale sama nie spieszyła się do domu.- Wracam na komisariat.Hans i Gretchen mnie podrzucą.Wszystko w porządku.Nie podobała jej się myśl, \e ktokolwiek miałby zostawać sam na sam z Hansem i Gretchen, ale wkońcu jest dorosły i powinien wiedzieć, co robi, prawda? Pokiwała głową, cofnęła się i drogę do domupokonała biegiem.Michael wciągnął ju\ Eve do środka.Omal na nich nie wpadła.Zatrzasnęła drzwi i pozamykała zamki- Shane albo Michael znów je naprawili i zamontowali jeszcze dodatkowe.Obróciwszy się, zobaczyła, \eMichael trzyma Eve w niedzwiedzim uścisku, przyciskając ją do siebie tak mocno, \e niemal zniknęła wjego objęciach.Spojrzał na Claire ponad ramieniem Eve z niewyobra\alnym smutkiem.- Co się dzieje, u diabła? Gdzie Shane?O Bo\e, on nic nie wiedział.Ale dlaczego nie wiedział?- Co się stało?! - wypaliła.- Dlaczego pozwoliłeś mu wyjść?- Shane'owi? Na nic mu nie pozwalałem.Tak samo jak nie pozwalałem tobie wychodzić bez obstawyw ciągu dnia.Jego tata zadzwonił.A on po prostu.wyszedł.Wcią\ było jasno.Nic nie mogłem zrobić.- Michael odsunął od siebie Eve. Co się stało?- Brandon nie \yje.- Nie próbowała powiedzieć o tym, co się stało, delikatnie, głos miała twardyjak skała. Złapali Shane'a i wystawili go w klatce na placu Zało\ycielki za morderstwo.Michael zatoczył się na ścianę, jakby dostał cios w \ołądek.- Och - szepnął.- O Bo\e.- Oni go zabiją - powiedziała Claire.- Spalą go \ywcem.Michael zamknął oczy.- Wiem.Pamiętam.- O kurczę, on to ju\ kiedyś widział.Tak samo Eve.Przypomniała sobie, \e wspominali jej o takiej egzekucji, ale oszczędzili szczegółów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl