[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na plaży były ich tysiące.Możedziesiątki tysięcy.W żaden sposób nie mogli się pomieścić wnamiocie.Ledwie mieścili się na piasku.Prorok, w białym garniturze i białym jedwabnym krawacie, szedłplażą; mama trzymała go pod rękę, suknia szeleściła jej wokół stóp.Wpłomiennym świetle zachodzącego słońca jej skóra pałałaczerwonawym zlotem, a blizny na twarzy były niemal niewidoczne.Zamknęła oczy, oparła głowę na ramieniuProroka i pozwalała się prowadzić.Jeremy i ja byliśmy za mamą i Prorokiem.Reszta Apostołów szłaza nami w parach; Iris i Ivan tuż za mną i za Jeremym.Czułam naplecach wściekłe spojrzenie Iris, jak promienie Jasera próbującewypalić we mnie dziury.Przed nami Biały Namiot wypełniał się już Wyznawcami.Proroknadał ostatnią transmisję Godziny Zwiatła i oznajmił, że się żeni.Wszyscy Wyznawcy z Los Angeles mieli być tu dzisiaj.To też byłoelementem planu Proroka.Myślałam o tym, co mówił mi Parker o religijnym mistycyzmie,o afrykańskich rytuałach, które sprowadzały deszcz w czasie suszy, i otym, że jeśli zbierze się wystarczającą liczbę ludzi, którzy wierzą w tosamo, zdarzają się cuda.Kluczem do wszystkiego była energia,koncentracja i stworzenie zbiorowej świadomości.A jeśli upchnie sięw jedno miejsce tysiące ludzi z wypranymi mózgami, wierzących, żenadchodzi burza i świat się kończy? I jeśli część z tych ludzi posiadawłasną mistyczną moc, własną energię? Co wtedy? Czy stanie się cud?Czy ci ludzie za pomocą swoich myśli, intencji i energii stworząprzyszłość, w którą wierzą?Niedługo miałam się tego dowiedzieć.Choć spoczywały na mnie tysiące par oczu, poczułam mro-wienie, jakby obserwowała mnie tylko jedna szczególna para.Przeszukałam wzrokiem tłum i dostrzegłam twarz chłopaka, którypatrzył na mnie z jednego z namiotów.Twarz okoloną gęstą, jasnączupryną.Chłopak skinął mi głową.Odwróciłam oczy, zanim ktokolwiek zorientował się, gdziepatrzę.Chyba nie powinnam się dziwić na jego widok.Parker nieodpuściłby sobie ślubu mamy.Za skarby świata. 38Biały Namiot pękał już w szwach, kiedy weszliśmy.Na naszwidok cisza ogarnęła tłum; Wyznawcy rozstąpili się, otwierając namdrogę do platformy na środku pomieszczenia.Dziś mediów nie wpuszczono do środka, ale pianista był namiejscu i już wcześniej zaczął grać.Bezwiednie zrównałam tempomarszu z melodią i szłam dalej tradycyjnym krokiem druhny.Przylepiłam na twarz wyraz radosnego spokoju i patrząc wokół siebiena Wyznawców, uśmiechałam się i kiwałam głową.Grałam rolęApostołki wybranej przez Boga.Dostrzegłam Rachel i jej gangWyznawców ze Skyline.Włosy miała ściągnięte wyjątkowo mocno natę okazję, przez co jej i tak już wyłupiaste oczy wylazły na wierzch jaku mopsa.Ale kiedy zobaczyła mnie w ślubnym orszaku, zrobiły sięjeszcze większe.Wyszczerzyłam do niej wszystkie zęby, ale to nie byłuśmiech.- Gratulacje dla ciebie i twojej mamy - szepnął mi do uchapiskliwy głos.Gwałtownie obróciłam głowę i ujrzałam twarz Dileratak blisko mojej, że poczułam smak jego oddechu.Cofnęłam się z łomoczącym sercem.Jeremy chwycił mnie załokieć i poprowadził dalej, patrząc na Dilera jak na węża, któremuwyrwano kły, ale który i tak znalazł sposób, żeby sączyć jad.Weszliśmy po stopniach na scenę.Prorok szepnął coś do mamy, aona skinęła głową i poprowadziła go do mikrofonu.Jak stado ptakówformujące szyk w powietrzu, Apostołowie utworzyli półkole zaProrokiem i mamą, chłopcy po jednej stronie, dziewczynki po drugiej;Jeremy i ja musieliśmy się rozdzielić, żeby on mógł stanąć przyProroku, a ja u boku mamy.Pierwszy drużba i pierwsza druhna.Zdałam sobie sprawę, że wciąż jestem połączona z Apostołami, tak jakpołączeni między sobą byli Tropiciele - przewodniki wspólnej energii.Kiedy byliśmy razem, poruszaliśmy się jak jeden człowiek.Niewiedziałam, co zrobił nam Prorok, ale związał nas, i ta więz nie została zerwana w tej samej chwili, w której przestało działać jego praniemózgu.Byłam ciekawa, czy tak zostanie już na zawsze.I nie podobałami się ta myśl.Ani trochę.Prorok machnął ręką w powietrzu i muzyka umilkła.Zapadłaciężka cisza.Tłum był całkowicie nieruchomy, tysiące twarzy patrzyłyna nas.Szukałam wśród nich Tropicieli - Ka-triny i pana Kale'a,Schizola i Quentina, i mojego brata.Czy byli teraz gdzieś tam, ubranina biało, żeby nie ściągać na siebie uwagi, aż nadejdzie odpowiedniachwila?Cisza się przeciągała.Słyszałam ocean za ścianami namiotu, falaza falą uderzający o brzeg.Wiatr przybrał na sile i zaczął wyć, smagaćBiały Namiot, łopotać płótnem.Widziałam płomienie ogniskprześwitujące przez te białe ściany, pomarańczowe kwiatymonstrualnych rozmiarów, migoczące po drugiej stronie płócien,zalewające je swoim światłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl