[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czymogli go tam zabrać?Una podniosła głowę.- Czy ludzie wiedzą, gdzie mieszka?- Chyba na Celiusie - powiedział Dama.- A mo\esz się dowiedzieć?- Ja tam.śpiewałem.parę razy.- Dama zaczerwienił się, jakbybyło to zajęcie absurdalne i \enujące, którego nadal powinien się wsty-dzić.- Ale nie w samym domu, tylko na zabawach w okolicy.Pamiętam,jak ludzie o nim mówili.Chyba jeszcze pamiętam, jak tłumaczyli, którę-dy się tam idzie.I nie ma tam za gęstej zabudowy, tylko parę willi.Sulien i Una nie wiedzieli o Celiusie nic, znali tylko tę nazwę.Una niezdawała sobie nawet sprawy, \e to wzgórze.Nie musieli iść daleko, ajednak kiedy dotarli na miejsce, mroczne ogrody miejskie stłumiły hałasyi światło jak miękki koc i trudno było uwierzyć, \e Forum i cyrk są takblisko.Między dębami i cyprysami biegło parę pięknych, oświetlonychlatarniami ulic i ście\ek, ale gęsta cisza zalegała wszędzie, wypływała zrzadko rozstawionych za wysokimi murami willi.Serce Damy zabiło z irytacji, kiedy przekonał się, \e wszystkie ście\kiwyglądają w ciemnościach podobnie.Zaczął mamrotać coś pod nosem,jakby usiłował zwabić dom, w którym kazano mu śpiewać.Było trudniej,ni\ się spodziewał, o tej części swego \ycia myślał z obrzydzeniem.Potem minęli podjazd przed małą ozdobną willą z bramą kutą w delfi-ny i muszle.Otó\ to, muszle, pomyślał Dama i roześmiał się szyderczo.- Zapamiętałem ją sporo większą.Wygląda jak rozdęty tort, no nie?- Odwrócił się i spojrzał na wschód, w dół zbocza.- Zgadza się.To wtamtą stronę.423 Kiedy dotarli do willi Lucjusza, zobaczyli przed nią dwóch pretoria-nów, którzy zniknęli w ponurej stró\ówce przy bramie.Doszli do wnio-sku, \e znalezli się we właściwym miejscu, nie dlatego, \e wystrój domubył wystawny, lecz poniewa\ taki nie był.Willa w przeciwieństwie dopałacu niczego nie zdradzała.Były tylko wysokie mury, od wewnątrzporośnięte jakimś gęstym i kłującym \ywopłotem, widzieli jedynie czu-bek dachu i nieliczne korony drzew.Pomimo wszystko willa nie wyda-wała się szczególnie chroniona, a mury mo\na było pokonać - ale nadachach i ścianach dostrzegli kamery, skierowane nie tyle na ogród, ilena pas ochronny ziemi między ogrodzeniem i budynkiem.Cofnęli się do północnego muru i stanęli między drzewami.- Co o tym sądzicie? - spytał Sulien.Una nie chciała myśleć, \e Marka tam nie ma, bo co innego im pozo-stało? Ale nie czuła go w tych murach, przynajmniej jeszcze nie teraz.- Gdybyśmy znowu podeszli od frontu, mogłabym przynajmniejzbli\yć się do pretorianów - wymamrotała ze smutkiem.Obserwowali stra\ników wchodzących na teren posiadłości odwschodniej strony i zamierzali podkraść się wzdłu\ muru zachodniego,ale Una rzuciła:- Ktoś jest po tej stronie.idzie!Na razie nie złamali prawa, ale stra\nicy nie powinni się dowiedzieć,\e ktoś czai się przed willą, a nie było czasu, \eby podbiec do dalszychdrzew.Instynktownie skulili się w cieniu u stóp muru.- Pretorianie? - szepnął Dama.- Tak.Mo\liwe.Chyba, ale.Ktoś starał się nie rzucać w oczy, zakradał się jak oni, szukał czegoś -ich, intruzów? Una westchnęła z wysiłkiem i zaczęła go sondować, szu-kając miejsc, które mogła nacisnąć, by powiedzieć mu: rób tak dalej,myśl o tym, jaki jesteś zły - prefekt, Lewinus, tak, to dyshonor.(Najwy-razniej był pretorianinem albo oficerem wigilów, nie do końca rozumiałaró\nicę).Tak, ju\ teraz trudno mu było myśleć o czymkolwiek innym, tastraszna kłótnia z Lewinusem, jego kariera w gruzach.Wstrzymała oddech zafascynowana: wyczuła myśl o Marku, Markuwewnątrz tego domu.424 Ju\ go widzieli, wysoki cień, mę\czyzna w ciemnym stroju, nie mun-durze, szedł wolno, posuwiście, tak jak oni, nie spuszczając wzroku zlatarni.Ale był taki zły! Dlaczego się tak wścieka?Zaraz na nich wpadnie.Fakt, był pogrą\ony w ponurych rozmyśla-niach o kłótni z szefem, tak \e mógłby ich minąć o parę kroków, alewcią\ machinalnie się rozglądał.Nawet gdyby się nie poruszyli, nie sta-nęli mu na drodze, mógłby ich dotknąć, odgarniając przeszkadzającą mugałąz.Una czuła, \e Dama zesztywniał i dygocze, i była pewna, \e w rów-nym stopniu ze wstrętu jak ze strachu; mo\liwe, \e wystarczyła mu tylkoświadomość, i\ jest to wigil lub pretorianin.Potem mę\czyzna zawahał się, oparł o mur, uniósł rękę do twarzy.Coja robię? - pomyślał.Niewiarygodne, powędrował w głąb parku.Mę\czyzna był nieszczęśliwy, pełen wyrzutów sumienia i wściekło-ści.- Nie przejmujcie się - szepnęła Una pokrzepiająco.- Jego tu nie po-winno być, musimy z nim porozmawiać.Te słowa zdumiały Suliena nie mniej ni\ drapie\ność, z jaką Dama wmilczeniu rzucił się powstrzymać Unę.Rozpaczliwie usiłował chwycić jąprawą ręką za ramię, zbyt przera\ony, by pamiętać, \e jego palce się niezaciskają.Mę\czyzna wzdrygnął się z poczucia winy, zrozumiawszy, \e go do-strze\ono, a potem opanował ten ruch, zmienił go w niezdarne wzrusze-nie ramion.Zobaczył kobietę, nie.ledwie dziewczynę, jeśli się spojrzałow jej twarz - wyłaniającą się z mroku obok dwóch innych postaci, któreniechętnie ruszyły w ślad za nią.Mogli jeszcze nic nie zdziałać, ale najwyrazniej nie powinni tu być.Dziewczyna włócząca się nocą z dwoma chłopcami wokół prywatnejposiadłości? Co na to rodzice? Instynktownie chciał ich przepędzić, po-czuł nawet złość, \e musi wyręczać pretorianów, a potem przypomniałsobie, po co tu przyszedł, i zamarł w rozterce [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl