[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następny odcinek schodów pokonuje w zwyczajny sposób.W kuchni na dole Theo zabrał już owoce morza i wsadziłdo lodówki.Na ekranie małego telewizora z wyłączonąfonią widać Hyde Park z kamery umieszczonej w helikop-terze.Stłoczony tłum przypomina brązową plamę, porostna skale.Theo przyrządził swoje śniadanie w dużej salater-ce, w której jest prawie kilo płatków owsianych, otrębów,orzechów, jagód amerykańskich, jeżyn, rodzynek, mleka,jogurtu, siekanych daktyli, jabłek i bananów. Chcesz trochę? pyta, wskazując podbródkiemmiskę. Zjem resztki.Henry wyjmuje z lodówki talerz z kurczakiem i gotowa-nymi ziemniakami i zjada je na stojąco.Jego syn siada nawysokim stołku przy położonym centralnie blacie i pochylasię nad swoją wielką misą.Za stertą okruszków, opakowańi skórek owoców leżą pięciolinie z zaznaczonymi ołówkiemakordami.Theo ma szerokie bary; nabite mięśnie napinająmateriał czystego białego podkoszulka.Włosy, skóra nagołych ramionach, gęste ciemnobrązowe brwi mają tę samąintensywną gładką świeżość, którą Perowne podziwiał,kiedy jego syn miał cztery lata. Nie ciągnie cię?  pyta, wskazując telewizor. Oglądałem to.Dwa miliony ludzi.Naprawdę niesa-mowite.Theo jest naturalnie przeciwko wojnie w Iraku.Poglądy,które żywi w tej sprawie, są równie mocne i czyste jak jegoskóra i kości.Tak mocne, że nie musi maszerować, żebyPokazać, co myśli.Co mówią o tym samolocie? Słyszałem o aresztowa-niach.171  Nikt nic nie mówi. Theo wlewa więcej mleka doswojej salaterki. Ale są różne pogłoski w Internecie. Na temat Koranu. Piloci są radykalnymi islamistami.Jeden to Czecze-niec, drugi Algierczyk.Perowne przysuwa sobie stołek i siadając, czuje, że straciłapetyt.Odsuwa od siebie talerz. Więc jak to miało wyglądać? Podpalili własny samo-lot w imię świętej wojny, a potem wylądowali bezpieczniena Heathrow? - Spietrali się. Więc zamierzali jakby przyłączyć się do dzisiejszejdemonstracji. Właśnie.Coś by udowodnili.Oto co się wydarzy,jeśli napadniecie na któreś z państw arabskich.Nie brzmi to zbyt przekonująco.Lecz ludzie są na ogółskłonni wierzyć.A kiedy się okaże, że jest inaczej, zmie-niają zdanie.Albo w dalszym ciągu są ufni, w dalszymciągu wierzą.Na przestrzeni dziejów, z pokolenia na poko-lenie, może się to wydawać najsłuszniejszą strategią: nawszelki wypadek wierzyć.Przez cały dzień Perowne podej-rzewał, że ta historia ma drugie dno, a teraz Theo spełniajego pragnienie, żeby usłyszeć najgorsze.Z drugiej strony, |jeśli pogłoski na temat samolotu pochodzą z Internetu,zwiększa się prawdopodobieństwo, że są nieścisłe.Henry opowiada w skrócie o swojej scysji z Baxteremi jego kumplami, a także o symptomach choroby Hunting-tona i szczęśliwej ucieczce. Upokorzyłeś go  mówi Theo. Powinieneśuważać. To znaczy? Ci ludzie mają swoją dumę.Poza tym nie mogęuwierzyć, tato, że mieszkamy tutaj tak długo, a ty i mamanigdy nie zostaliście napadnięci.172 Perowne zerka na zegarek i wstaje. Mama i ja po prostu nie mamy na to czasu.Dozobaczenia w Notting Hill koło piątej. Będziesz tam.Wspaniale!Na tym między innymi polega urok Thea: nie nalega.A gdyby jego ojciec się nie zjawił, w ogóle by o tym niewspomniał. Zacznijcie beze mnie.Wiesz, jak trudno wyrwać sięod babci. Wykonamy tę nową piosenkę.Będzie tam Chas.Zaczekamy z nią na ciebie.Spośród przyjaciół Thea Chas najbardziej przypadł Hen-ry'emu do gustu.Jest także najbardziej z nich wszystkichwykształcony: żeby grać w zespole, przerwał studia natrzecim roku anglistyki w Leeds.To cud, że niełatwe ży-cie  matka o skłonnościach samobójczych, nieobecnyojciec, dwaj bracia należący do sekty ortodoksyjnych bap-tystów  nie spaczyło jego z natury pogodnego charakteru.Coś w nazwie St Kitts  święci, dzieci, kociaki  obda-rzyło tego wielkoluda bezmiarem dobroci.Odkąd go poznał,Perowne ma ochotę odwiedzić wyspę.Podnosi stojącą w rogu kuchni doniczkową roślinę, opa-kowaną w bibułkę drogą orchideę, którą kupił kilka dnitemu w kwiaciarni, i przystając w progu, podnosi rękę napożegnanie.Gotuję dzisiaj kolację.Nie zapomnij posprzątaćkuchni. Jasne.Przypomnij o mnie babci  dodaje bez cieniaironii Theo. Ucałuj ją ode mnie.Czysty i pachnący, z ćmiącym, niemal przyjemnym bo-ra w kończynach, Perowne jedzie na zachód niezatłoczonąą i uświadamia sobie, że perspektywa spotkania z matką173 już go tak nie przygnębia.Wizyta ma ustalony porządek.Kiedy zasiądą twarzą w twarz przy ciemnobrązowej her-bacie, tragedię jej sytuacji przesłoni banalność szczegółów,konieczność wypełnienia czymś dusznych minut, nieuważnesłuchanie.Bycie z nią nie jest takie trudne.Najtrudniejszymoment przychodzi, kiedy trzeba się pożegnać, kiedy stojącprzy frontowych drzwiach i pochylając się, by ucałować jąna pożegnanie, Perowne przypomina sobie kobietę, którąniegdyś była.Wtedy właśnie, zanim ta wizyta zaczniezlewać się w pamięci z poprzednimi, czuje, że zostawiającją w jej skurczonym bytowaniu, wymykając się ku bogac-twom, tajemnym skarbom własnej egzystencji, zdradzaswoją matkę.Mimo poczucia winy nie może zaprzeczyć,że robi mu się lżej na sercu, kiedy odwraca się plecami,zostawia za sobą dom starców i wyjmuje z kieszeni kluczykido samochodu, ciesząc się swobodą, która nie może staćsię jej udziałem.Wszystko, co ma teraz matka, mieści sięw jej małym pokoiku.Który właściwie do niej nie należy,ponieważ nie jest w stanie do niego sama trafić i w ogólenie wie, że go ma.A kiedy jest w środku, nie poznajeswoich rzeczy.Nie można jej przywiezć na dłużej do domuprzy placu ani zabrać na jakąś wycieczkę; krótka podróżdezorientuje ją, a nawet przeraża.Musi pozostać tam, gdziejest, i tego naturalnie również nie rozumie.Na razie jednak Perowne nie martwi się czekającym gopożegnaniem.Ogarnia go wreszcie łagodna euforia będącanastępstwem ćwiczeń fizycznych.Błogosławiony, własnegowypieku opiat, łagodząca każdy rodzaj bólu beta-endorfina.Płynąca z radia radosna muzyka klawesynowa Scarlattiegośmiga przez kolejne akordy, które nigdy całkiem się niekończą i prowadzą go ku figlarnie oddalającemu się celowi.W tylnym lusterku nie ma czerwonego bmw.Tam gdzieEuston przechodzi w Marylebone Road, światła są zsyn-chronizowane, w manhattańskim stylu, i Perowne sunie174 niczym surfer na grzbiecie zielonej fali, dopingowany pros-tym komunikatem: jedz! Albo nawet: tak! Długa kolejkaprzed salonem Madame Tussaud wydaje się mniej bezsen-sowna niż zwykle; wychowane na piorunujących holly-woodzkich efektach pokolenie pragnie stać i gapić się nafigury woskowe niczym osiemnastowieczni wieśniacy najarmarku.Wznosząca się na brudnych betonowych filarachna wysokość drugiego piętra, powszechnie krytykowanaestakada Westway oferuje widok na chmury, które piętrząsię na horyzoncie ponad tumultem dachów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl