[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niestety, moja ręka nie zmieściła się w szczelinie.Mruknęłam coś pod nosem, nadalwpatrując się w ledwo widoczny zarys kluczy.- Poczekaj, może kijem od szczotki - powiedział chłopak i zerwał się na równe nogi.Po chwili wrócił ze starym mopem i położył się na podłodze, wsuwając kij wszczelinę.- Ja nic nie widzę.Trzymaj - powiedział, podając mi Szczotkę.Bardzo szybko wyciągnęłam klucze, po czym usiadłam po turecku na podłodze,otrzepując się z kurzu.Carlos zrobił to samo.- Dzięki - uśmiechnęłam się.- Gdyby nie ty, byłabym zmuszona czekać na dworze napowrót rodziców.- W zasadzie to nic nie zrobiłem, tylko podałem ci szczotkę - zaśmiał się.No, właściwie to miał rację.Powoli szliśmy w stronę drzwi, snując domysły o tym, jak moje klucze mogłyniepostrzeżenie wypaść mi z kieszeni.- A jak tam chomik? - spytał, gdy dotarliśmy już do drzwi.- Twoja przyjaciółka jużzdecydowała się, jak go na zwie?- Godzilla - odparłam.- Słucham?- W zasadzie to był mój pomysł, bo ten mały potwór mnie ugryzł - wyjaśniłam.- Alewspólnie stwierdziłyśmy, że imię Godzilla świetnie do niego pasuje.W każdym razie lepiejniż Kłębuszek.Trochę go zatkało.No cóż, zawsze twierdziłam, że mam bujną wyobraznię.- Jeśli przyszłaś na piechotę, to mogę cię odwiezć do domu - powiedział Carlos,zamykając drzwi sklepu.- Przyjechałam na rowerze - powiedziałam.- Ale dzięki.- Aha, bo ja mam motocykl - wyjaśnił.Spojrzałam na niego.Jeśli się okaże, że pisze piosenki, zacznę podejrzewać, że Maxma zaginionego niegdyś brata.Jeszcze raz mu podziękowałam i wsiadłam na rower.Pozostanę wierna Maksowi.Spokojnie jechałam sobie szosą, rozmyślając o swoim życiu, kiedy ze świstem minąłmnie niemożliwie rozpędzony czerwony motocykl.To Carlos.Popisuje się.Faceci są dziecinni, prawda?Robiło się ciemno i zimno, dlatego jazda powrotna nie była przyjemna.W ogólesamotna podróż pustą szosą była okropna.%7łałowałam, że nie przyjęłam zaproszenia Carlosa.Pewnie byłabym już w domu.A przynajmniej miałabym towarzystwo.Bardzo szybko zmierzchało.Zerknęłam na podświetlaną tarczę zegarka.Już poszóstej.Postanowiłam podkręcić tempo.Tak na wszelki wypadek.O nie!Znowu to poczułam.To samo co w moich snach.Ten dziwny niepokój sprawiający, żewłosy stają mi dęba na karku.Przyspieszyłam, opierając się całym ciężarem na pedałach.On gdzieś tu był.Czułam go!Bałam się odwrócić.A jeśli był za mną?!Zaczęłam wsłuchiwać się w otaczającą mnie ciszę, którą przerywało jedynie szuranieroweru i mój przyspieszony oddech.Nic poza tym.Nawet wiatr jakby ucichł.W końcu szybko odwróciłam na chwilę głowę.Nic.Szosa za mną była pusta, a dzwonki w mojej głowie na chwilę ucichły.Mam nadzieję,że nie popsuły się właśnie teraz.Zatrzymałam się z piskiem hamulców, zsiadłam z roweru iobejrzałam za siebie.Pustka i idealny spokój.Wręcz doskonały.Jednak coś było nie tak.Mówił mi to instynkt, mimo że dzwonki alarmowe niedzwoniły.Nie wiem, po prostu było.za spokojnie.Taka cisza przed burzą.Zrobiło się zupełnie ciemno.Musiałam jak najszybciej wrócić do domu.Tam byłabymbezpieczna.No, w miarę możliwości.- Uch!!! - jęknęłam.O Boże!!!!!!!!On stał za mną! Nie wiem, jak wyszedł z lasu! Nie słyszałam go! A teraz czułamkażdą komórką ciała.Mój instynkt szalał!Dotarł nagle do mnie jego zapach.Obrzydliwy smród śmierci z moich snów.Na filmach bohaterowie zawsze w takich momentach powoli odwracają się za siebie,potęgując strach widza.Ja tego nie zrobiłam.Szybko się odwróciłam, oceniając odległośćpotwora ode mnie.Boże! Raptem jakieś dwa metry!!! Biegiem rzuciłam się w stronę lasu.Nie zdołałabym wsiąść na rower.Porzuciłam go, biegnąc jak najszybciej ku drzewom.Na pustej przestrzeni szosy szybko by mnie dogonił.Za sobą usłyszałam nieludzkie wycie i po chwili tak ciche, że prawie niesłyszalneuderzanie łap o asfalt.Wiedziałam, że i tak mnie dogoni.Jako człowiek biegłam strasznie wolno.Gdybymmogła się przemienić, zakładając, że w ogóle potrafiłabym to zrobić, może miałabym jakieśszansę, ale tak? Jedyne, co mogłam zrobić, to spróbować zgubić go wśród drzew.Instynktownie wybierając drogę w całkowitych ciemnościach lasu, przeskakiwałamkorzenie i uchylałam się przed wystającymi gałęziami.Starałam się kluczyć pomiędzy drzewami, jednocześnie nie tracąc orientacji, alegardłowe warczenie cały czas się do mnie zbliżało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]