[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Była wieść, że zająca tego Wojski w domuWyhodował i w ogród puścił po kryjomu,Ażeby szczwaczów zgodzić zbyt łatwą zdobyczą.Staruszek tak swą sztukę zrobił tajemniczo,Że oszukał zupełnie całe Soplicowo.Kuchcik w lat kilka później szepnął o tym słowo,Chcąc Asesora skłócić z Rejentem na nowo;Ale próżno krzywdzące chartów wieści szerzył,Wojski zaprzeczył i nikt kuchcie nie uwierzył.580 Już goście zgromadzeni w wielkiej zamku sali,Czekając uczty wkoło stołu rozmawiali,Gdy pan Sędzia w mundurze wojewódzkim wchodziI pana Tadeusza z Zofiją przywodzi.Tadeusz, lewą dłonią dotykając głowy,Pozdrowił swych dowódców przez ukłon wojskowy.Zofija z opuszczonym ku ziemi wejrzeniemZapłoniwszy się, gości witała dygnieniem(Od Telimeny pięknie dygać wyuczona).Miała wianek na głowie jako narzeczona,590 Zresztą ubior ten samy, w jakim dziś w kaplicySkładała snop wiosenny dla Boga Rodzicy.Użęła znów dla gości nowy snopek ziela;Jedną ręką zeń kwiaty i trawy roździela,Drugą swój sierp błyszczący poprawia na głowie;Brali ziółka, całując jej ręce, wodzowie;Zosia znowu dygała w kolej zapłoniona.Wtem jenerał Kniaziewicz wziął ją za ramionaI złożywszy ojcowski całus na jej czole,Podniosł w górę dziewczynę, postawił na stole,600 A wszyscy klaszcząc w dłonie zawołali: <<Brawo!>>Zachwyceni dziewczyny urodą, postawą,A szczególnie jej strojem litewskim, prostaczym;Bo dla tych wodzów, którzy w swym życiu tułaczymTak długo błąkali się w obcych stronach świata,Dziwne miała powaby narodowa szata,Która im wspominała i młode ich lata,I dawne ich miłostki; więc ze łzami prawieSkupili się do stołu, patrzyli ciekawie.Ci proszą, aby Zosia wzniosła nieco czoło610 I oczy pokazała; ci, ażeby w kołoRaczyła się obrócić - dziewczyna wstydliwaObraca się, lecz oczy rękami zakrywa.Tadeusz patrzył wesoł i zacierał ręce.Czy ktoś Zosi poradził wyjść w takiej sukience,Czy instynktem wiedziała (bo dziewczyna zgadnieZawsze instynktem, co jej do twarzy przypadnie),Dosyć, że Zosia pierwszy raz w życiu dziś z ranaByła od Telimeny za upor łajana,Nie chcąc modnego stroju, aż wymogła płaczem,620 Że ją tak zostawiono, w ubraniu prostaczem.Spodniczkę miała długą, białą; suknię krótkąZ zielonego kamlotu z różową obwódką;Gorset także zielony, różowymi wstęgiOd łona aż do szyi sznurowany w pręgi;Pod nim pierś jako pączek pod listkiem się tuli.Od ramion świecą białe rękawy koszuli,Jako skrzydła motyle do lotu wydęte,U dłoni skarbowane i wstążką opięte;Szyja także koszulką obciśniona wąską,630 Kołnierzyk zadzierzgniony różową zawiązką;Zauszniczki wyrznięte sztucznie z pestek wiszni,Których się wyrobieniem Sak Dobrzyński pyszni(Były tam dwa serduszka z grotem i płomykiem,Dane dla Zosi, gdy Sak był jej zalotnikiem);Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu,Na skroniach zielonego wianek rozmarynu,Wstążki warkoczów Zosia rzuciła na barki,A na czoło włożyła zwyczajem żniwiarkiSierp krzywy, świeżym żęciem traw oszlifowany,640 Jasny jak nów miesięczny nad czołem Dyjany.Wszyscy chwalą, klaskają.Jeden z oficerówDobył z kieszeni portefeuille z plikami papierów,Rozłożył je, ołówek przyciął, w ustach zmoczył,Patrzy w Zosię, rysuje.Ledwie Sędzia zoczyłPapiery i ołówki, poznał rysownika,Choć go bardzo odmienił mundur pułkownika,Bogate szlify, mina prawdziwie ułańskaI wąsik poczerniony, i bródka hiszpańska.Sędzia poznał: <<Jak się masz, mój Jaśnie Wielmożny650 Hrabio, i w ładownicy masz twój sprzęt podróżnyDo malarstwa!>> - W istocie był to Hrabia młody,Niedawny żołnierz, lecz że wielkie miał dochodyI swoim kosztem cały pułk jazdy wystawił,I w pierwszej zaraz bitwie wybornie się sprawił,Cesarz go pułkownikiem dziś właśnie mianował:Więc Sędzia witał Hrabię i rangi winszował,Ale Hrabia nie słuchał, a pilnie rysował.Tymczasem weszła druga para narzeczona:Asesor, niegdyś cara, dziś Napoleona660 Wierny sługa; żandarmów oddział miał w komendzie,A choć ledwie dwadzieście godzin był w urzędzie,Już włożył mundur siny z polskimi wyłogiI ciągnął krzywą szablę, i dzwonił w ostrogi.Obok poważnym krokiem szła jego kochanka,Ubrana bardzo strojnie, Tekla Hreczeszanka;Bo Asesor już dawno Telimenę rzuciłI aby tę kokietkę tym mocniej zasmucił,Ku Wojszczance afekty serdeczne obrócił.Panna nie nadto młoda, już pono półwieczna,670 Lecz gospodyni dobra, osoba statecznaI posażna, bo oprocz swej dziedzicznej wioskiSumką z daru Sędziego powiększała wnioski.Trzeciej pary daremnie czekają czas długi.Sędzia niecierpliwi się i wysyła sługi;Wracają: powiadają, że trzeci małżonek,Pan Rejent, szczując kota, zgubił swój pierścionekŚlubny, szuka na łące; a Rejenta damaJeszcze u gotowalni, choć śpieszy się samaI choć jej pomagają służebne kobiety,680 Nie mogła w żaden sposób skończyć toalety:Ledwie będzie gotowa na godzinę czwartą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]