[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wędrowcy budzą się wjednej chwili, sięgając po broń.- Zostańcie - mówię.- Im mniej ludzi, tym mniejsze ryzyko.To przybył okręt zzaMorza Gwiazd.Podprowadzę ją na tyle blisko, żeby ją zobaczyli, a potem wymknę się zpowrotem.Nie mogą nikogo z was zobaczyć.Idziemy sami.Passionaria i ja.Ona taszczy swoją torbę, a ja tylko miecz.Właściwie zprzyzwyczajenia.Bez niego czuję się niekompletnie ubrany i jakiś nie na miejscu.Kiedy docieramy na wrzosowisko, prom desantowy właśnie siada, rozwiewając wokółtrawę i gałęzie.Cztery pędniki obrócone są w dół i zniżają ton do jałowego biegu.- Co masz powiedzieć? - pytam Passionarii.- To wszyscy.Tylko ja ocalałam - odpowiada mechanicznie.- A reszta?- Wszyscy zginęli.- Grzeczna dziewczynka.Prom obraca się jeszcze raz wokół osi nosem w dół, a potem wypuszcza podpory isiada, składając stabilizatory.Na kadłubie leniwie poruszają się pikselowate wzory,odzwierciedlające mniej więcej to, co znajduje się za nim.Boczne drzwi otwierają się w góręi w dół i bardziej domyślam się, niż widzę, jak niewyrazne sylwetki w kameleonichkombinezonach wyskakują na wrzosowisko niczym istoty ze szkła albo słupy powietrzadrgającego od upału.Passionaria idzie przez wrzosowisko noga za nogą, z torbą pełną pozyskanychniezgodnie z procedurami artefaktów na ramieniu.Odwracam się i wsiąkam głębiej w zarośla, ostrożnie przemykając do obozowiska.Skradam się wśród krzaków i ogromnych pierzastych paproci, na wszelki wypadek okrężnądrogą, co chwila przypadając w gęstszych zaroślach, by być pewnym, że nikt za mną nieidzie.Załatwiają mnie jak słonia.W pewnym momencie słyszę trzask gałązki, a potem jakiś szelest i rzucam siębiegiem.Nie ubiegam nawet pięćdziesięciu metrów, kiedy słyszę ten dzwięk.Gwałtownefuknięcie i świst naraz, a potem coś uderza mnie boleśnie pod łopatką.Stękam, a potem czuję,że zostały porażone nerwy w nogach, które przeszywają bolesne ciarki, i zwalam się zchrzęstem w jakieś krzaki.Już leżąc, sięgam wykręconą ręką za plecy i palcami sztywnymijak mrożone parówki wyrywam przeklętą ampułkę.A potem niosą mnie między sobą na jakiejś nylonowej płachcie, wrzosowiskoprzesuwa mi się przed oczami, bo wiszę twarzą w dół jak zastrzelony jeleń.Słyszę ich kroki,słyszę cichy szelest ubrania, ale nie bardzo widzę nogi, bo przelewają się na nich kształty,jakby nieostre zdjęcie wrzosowiska, i ja sam widzę nieostro.Wrzucają mnie z blaszanym łomotem na gumowany greting w ładowni i wskakująjeden za drugim z łomotem ciężkich butów, ktoś niechcący przydusza mnie kolanem,wszędzie ostre, syntetyczne zapachy, obce i znajome zarazem, i mnóstwo bezsensownychdzwięków.Jakieś pikania, brzęczyki, narastające pulsowanie pędników, beczenie sygnałuawaryjnego, wszystko się trzęsie, a ja usiłuję odzyskać władzę w nogach, bo stąd jeszczemogę wyskoczyć.Nic z tego, mam tylko zdolność ruszania jednym ramieniem.Nadętydamski głos powtarza z tępym uporem: Właz zewnętrzny otwarty.Właz zewnętrznyotwarty.Prom kręci się wokół osi, rozkładając stabilizatory, ale wciąż coś jest nie tak,porykuje brzęczyk awaryjny, miga pomarańczowe światło.Właz zewnętrzny ciągle jest otwarty, prom sunie przechylony nisko nadwrzosowiskiem i widzę Sylfanę, jak goni go, cwałując na Jadranie.Dziewczyna zeskakuje wkońcu tuż przed klifem i wyciąga do mnie rękę, a ja wyciągam rękę do niej.I tak bardzo chcęjej dosięgnąć, ale pomiędzy naszymi dłońmi wciąż pozostaje sto metrów wypełnionejhuraganem pustki.Epilog 1Wszystkie rzeczy mają swój kresNoc nastaje po świetle porankaZniknie uśmiech i zniknie ślad łezZestarzeje się piękna kochankaRdza pokryje zwycięski mieczOkuleje też rumak bojowyTwój przyjaciel i wróg pójdą preczCzas oszroni twych synów głowyTylko pieśń będzie trwać niczym cieńTamtych dziejów, co dawno przebrzmiałyWielkich bitew czy wielkich klęskWiernych serc, które kiedyś kochałyLodowy Ogród, Saga o wojnie bogów (fragment)Martwy śnieg, który nadszedł tamtego lata, był inny, niż opowiadano.Zwykletwierdzono, że świat wtedy zaczyna się na nowo, pojawiają się nowe narody, a stare znikają, aludzie pamiętają tylko swoją mowę i to, jak należy robić różne rzeczy.Jak siać, jak stawiaćdomy i kuć broń.Tym razem jednak ludzie pamiętali, ale jakby nie wszystko.Wiedzieli, żebyła jakaś wojna bogów, ale o co i dlaczego, to już im umykało.W każdym razie Amitrajezostali Amitrajami, Ludzie Ognia Ludzmi Ognia, a Kireneni zaczęli rzeczywiście życie nanowo i tylko o Wężach jakoś się nie słyszało.Albo zapadli w swoje góry, albo zapomnieli,kim są, i rozpełzli się po Wybrzeżu %7łagli.Są jednak dwie rzeczy, które trzeba jeszcze opowiedzieć, żeby historia wojnyCzyniących, zwanej też wojną bogów, która omal nie zniszczyła świata, została opowiedzianado samego końca.Kiedy odeszli i Ulf, i mistrz Fjollsfinn, wybrano mnie nowym władcą miasta.Odtamtej pory wiecznie miałem pełne ręce roboty.Wciąż leczono w lazarecie na GórnymZamku wielu rannych z wojny, coś też trzeba było zrobić z dziećmi wyplutymi przez kraby,które były na wpół obłąkane, cały też czas trwała odbudowa i remonty zniszczonych częścimiasta.Zostało nam sporo statków porzuconych przez Węże i Amitrajów, więc jesprzedaliśmy, zaczęliśmy też handlować szkłem i żelaznymi narzędziami, które naszemanufaktury produkowały w dużych ilościach.Wysyłałem też okręty, by przeszukiwałyWyspy Ostrogowe, zwłaszcza od wschodniej strony.Nocni Wędrowcy rozdzielili się.Ci, którzy byli z Braci Drzewa, oczywiście zostali wOgrodzie, podobnie Kireneni, a Ludzie Ognia wrócili do siebie.Jednak wszyscy dokładniepamiętaliśmy, co się wydarzyło, i wciąż łączyła nas więz.Wciąż byliśmy Nitj sefnaar.Dlatego i Grunaldi, i Spalle, a także Sylfana co roku latem przypływają do Ogrodu.Czasmija, a każdy z nas nocą wychodzi, by patrzeć na Morze Gwiazd.Wszyscy wierzymy, żepewnego dnia znów spadnie z niego gwiazda.Na całej wyspie to tu, to tam powstawały kireneńskie osady i rodowe siedziby dlatych, którzy nie mogli znieść mieszkania za murami miasta.Wiele z nich zbudowano z pnidrzew, które kiedyś wspinały się na nasze mury, tworząc żywe drabiny.Teraz były to zwykłepnie.Rok po wojnie Czyniących wilcze okręty znów wyruszyły przez Wyspy Ostrogowe idlatego szybko doszły mnie wieści o tym, co działo się w Amitraju.Kiedy flota powróciła spod Lodowego Ogrodu, wybuchła wojna domowa.Panowałgłód i tyrania Czerwonych Wież
[ Pobierz całość w formacie PDF ]