[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.i w rezultacie go wylali.Kręcił się tu i tam, w końcu został programistą komputerowym w ban-ku na Wall Street.Najwyrazniej miał do tego talent: kilka lat pózniejzałożył DVI i niezle sobie radzi. Spojrzał na D'Agostę. Bierzeszpod uwagę nakaz rewizji? Pomyślałem, że najpierw zobaczymy, jak pójdzie przesłuchanie.Drzwi windy rozsunęły się na elegancko umeblowany hol.Sofy obiteczarną skórą stały na starych perskich dywanach serapi.Dekoracjęstanowiło kilka dużych okazów afrykańskiej rzezby  wojownicy z77 imponującymi przybraniami głów, maski o szaleńczo skomplikowa-nych wzorach. Zdaje się, że nasz pan Kline radzi sobie lepiej niż  niezle  za-uważył D'Agosta, rozglądając się dookoła.Podali swoje nazwiska recepcjonistce i usiedli.D'Agosta daremnieszukał egzemplarza  People czy  Entertainment Weekly wśród sto-sów  Computerworld i  Database Journal.Upłynęło pięć minut, po-tem dziesięć.D'Agosta chciał już wstać i zrobić awanturę, kiedy nabiurku recepcjonistki zabrzęczał interkom. Pan Kline przyjmie teraz panów  oznajmiła, wstała i ruszyłaprzodem przez nieoznakowane drzwi.Poszli długim, łagodnie oświetlonym korytarzem, który kończył sięprzy następnych drzwiach.Recepcjonistka przeprowadziła ich przezzewnętrzne biuro, gdzie wystrzałowa sekretarka pisała na komputerze.Rzuciła im ukradkowe spojrzenie, zanim wróciła do pracy.Miała po-korny, zastraszony wzrok zbitego psa.Dalej następne drzwi otwarły się na przestronny narożny gabinet.Dwie ściany ze szkła prezentowały oszołamiający widok na SzóstąAleję.Mężczyzna około czterdziestki stał za biurkiem zastawionymczterema pecetami.Odwrócony do nich tyłem rozmawiał przez bez-przewodowy nagłowny zestaw telefoniczny, wyglądając przez szybę.D'Agosta rozejrzał się po gabinecie: następne czarne skórzane sofy,następne dzieła sztuki etnicznej na ścianach.Widocznie Kline był ko-lekcjonerem.Wypolerowana szklana gablota zawierała kilka zakurzo-nych artefaktów, gliniane fajki, sprzączki i skręcone kawałki żelazaopisane jako pochodzące z dawnej holenderskiej osady Nowy Amster-dam.Na regałach wbudowanych w ściany stały książki o finansach ijęzykach programowania komputerowego ostro kontrastujące z wy-szczerzonymi szyderczo, niepokojącymi maskami.Zakończywszy rozmowę telefoniczną, mężczyzna rozłączył się iodwrócił do gości.Miał chudą, niezwykle młodzieńczą twarz, która78 wciąż nosiła ślady walki z trądzikiem.Był dość niski, najwyżej pięćstóp i pięć cali wzrostu.Włosy sterczały mu z tyłu głowy jak u dziecka.Tylko oczy miał stare.i bardzo zimne.Przeniósł wzrok z Pendergasta na D'Agostę i z powrotem. Tak?  powiedział cichym głosem. Dziękuję, chętnie usiądę  odparł Pendergast.Usiadł w fotelu i założył nogę na nogę.D'Agosta poszedł w jegoślady.Mężczyzna uśmiechnął się lekko, ale nic nie powiedział. Pan Lucas Kline?  odezwał się D'Agosta. Jestem porucznikD'Agosta z nowojorskiej policji. Domyśliłem się, że to pan. Kline spojrzał na Pendergasta. Apan to na pewno ten agent specjalny.Wiecie już, kim jestem.No więcczego chcecie? Tak się składa, że jestem zajęty. Czyżby?  zapytał D'Agosta, rozpierając się na skórzanym sie-dzisku, które zaskrzypiało w nader satysfakcjonujący sposób. A czymwłaściwie pan się zajmuje, panie Kline? Jestem dyrektorem generalnym DVI. To mi niewiele mówi. Jeśli chcecie poznać moją historię  z nędzy do pieniędzy , prze-czytajcie to. Kline wskazał kilka identycznych książek ustawionychrazem na półce. Jak awansowałem z podrzędnego DBA na kierowni-ka własnej firmy.To lektura obowiązkowa dla wszystkich moich pra-cowników: genialne i wnikliwe dzieło, za które mają zaszczyt zapłacićczterdzieści pięć dolarów. Obdarzył ich uśmiechem wyższości.Moja sekretarka przyjmie od panów gotówkę albo czeki, zanim wyj-dziecie. DBA?  zapytał D'Agosta. Co to jest? Administrator baz danych.Dawno, dawno temu zarabiałem nautrzymanie, masując bazy danych, dbając o ich zdrowie.A na bokupisałem program do automatycznego normalizowania dużych finanso-wych baz danych.79  Normalizowania?  powtórzył jak echo D'Agosta.Kline lekceważąco machnął ręką. Nawet nie pytajcie.W każdym razie mój program działał bardzo,bardzo dobrze.Okazało się, że istnieje spory rynek na normalizowaniebaz danych.Pozbawiłem pracy wielu innych DBA.I stworzyłem towszystko. Lekko uniósł podbródek, uśmieszek samozadowoleniawciąż igrał w kącikach jego różowych, dziewczęcych ust.Egotyzm tego jajogłowego coraz bardziej działał detektywowi nanerwy.D'Agosta postanowił się zabawić.Odchylił się niedbale do tyłu,wywołując kolejne protesty kosztownej skóry. Właściwie bardziej nas interesuje pańska nadprogramowa dzia-łalność.Kline przyjrzał mu się uważniej. Na przykład? Na przykład pańskie upodobanie do zatrudniania ładnych sekre-tarek, zmuszania ich do seksu, a potem zastraszania ich albo przekupy-wania, żeby siedziały cicho.Wyraz twarzy Kline'a się nie zmienił. Aha.Więc przyszliście w sprawie morderstwa Smithbacka. Nadużywał pan swojej władzy, żeby wykorzystywać i terrory-zować te kobiety.Za bardzo się pana bały, za bardzo się bały utratypracy, żeby się skarżyć.Ale Smithback się nie bał.Zdemaskował panaprzed światem. Niczego nie zdemaskował  odparł Kline. Postawiono zarzuty,niczego nie udowodniono, a jeśli wypłacono jakieś odszkodowania,zostały utajnione na zawsze.Pechowo dla pana i Smithbacka nikt niewniósł oficjalnej skargi.D'Agosta wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć:  I tak wy-szło szydło z worka.Pendergast poruszył się na fotelu. Jakie to musiało być nieprzyjemne dla pana, że po ukazaniu sięartykułu Smithbacka akcje DVI na giełdzie spadły o pięćdziesiąt pro-cent.80 Kline zachował pogodną minę. Zna pan giełdy.Takie kapryśne.DVI prawie wróciło do począt-kowego stanu.Pendergast splótł dłonie. Jest pan teraz dyrektorem generalnym i nikt panu nie odbierzezabawek ani nie sypnie piaskiem w oczy.Nikt pana nie będzie bezkar-nie znieważał.prawda, panie Kline?  Pendergast uśmiechnął się ła-godnie i spojrzał na D'Agostę. List?D'Agosta sięgnął do kieszeni, wyjął list i zaczął czytać:  Gorzko pożałujesz, że napisałeś ten artykuł, nieważne, ile mnieto będzie kosztowało czasu i pieniędzy.Nie dowiesz się, skąd spadniecios i kiedy, ale dobrze ci radzę: uważaj. Podniósł wzrok. Czy panto napisał, panie Kline? Tak  odpowiedział Kline z całkowitym spokojem. I wysłał pan ten list do Williama Smithbacka? Wysłałem. Czy pan. Poruczniku, ale z pana nudziarz  przerwał mu Kline. Najlepiejsam zadam te pytania i oszczędzimy sobie czasu.Czy byłem poważny?Absolutnie.Czy jestem odpowiedzialny za jego śmierć? Istnieje takamożliwość.Czy jestem zadowolony, że Smithback nie żyje? Zachwy-cony, dziękuję. Mrugnął. Pan. zaczął D'Agosta. Chodzi o to  znowu przerwał mu Kline  że nigdy się nie do-wiecie.Mam najlepszych prawników w mieście.Wiem dokładnie, comogę powiedzieć, a czego nie mogę.Nigdy mnie nie tkniecie. Możemy pana zamknąć  odparł D'Agosta. I to zaraz. Jasne, że możecie  przyznał Kline. A ja będę siedział cichotam, gdzie mnie zabierzecie, dopóki nie przyjedzie mój adwokat, awtedy wyjdę. Możemy pana zapudłować na podstawie prawdopodobieństwawiny.81  Ale pan ględzi, poruczniku. Ten list to wyrazna grozba. Mogę się wyliczyć z każdej minuty w czasie, kiedy popełnionomorderstwo.Najlepsze prawnicze umysły w kraju sprawdziły ten list [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lo2chrzanow.htw.pl